piątek, 27 lutego 2015

05.- Stupid mind.

                           Leila
Zostałam wepchnięta przez matkę tym samym potknęłam się o próg mieszkania upadając na podłogę. Mój policzek zetknął się z kamienną powierzchnią i byłam pewna, że pozostanie na nim jakiś ślad. Podniosłam się powoli przełykająć ślinę. Dłoń rodzicielki wylądowała na moim policzku podwajając ból z wcześniejszego zderzenia. 
-Jeszcze raz coś takiego zrobisz to obiecuję ci, że wylecisz z tego domu! - znowu się na mnie wydarła. Znowu. Ja chciałam tylko dobrze. Chciałam ułatwić innym życie. Nie chciałam dłużej tkwić w tym świecie. Ja chciałam tylko umrzeć.. Umrzeć i zapomnieć. A nawet tego nie potrafię zrobić. Jestem przegrana. Jestem ofiarą własnego losu. 
Odepchnęłam wszystkie myśli gdy poczułam mocne uderzenie w brzuch. Odruchowo przyłożyłam dłoń do obolałego miejsca. Już nawet nie chciało mi się płakać, bo to i tak w niczym by nie pomogło.
-A teraz idź do salonu i zajmij się dziećmi ja wychodzę!- odchrząknęła zamykając za sobą drzwi. 
Weszłam do pokoju gdzie zastałam dwie postacie oglądające telewizję. 
-Wyłącz to!-pisnęła dziewczynka zakrywając oczy.-Boję się, Bradleeeey- przeciągnęła słodko. 
-Oj przestań to nie jest takie straszne! - spojrzałam na ekran gdzie widniała jakaś krwawa bójka. Nie dziwne, że sześciolatce się to nie podoba.. 
-Bradley natychmiast to wyłącz.- chłopak wzdrygnął się lekko odwracając się, a potem się uśmiechnął wyłączajać telewizor. 
-Leila! Gdzie ty byłaś? Martwiłem się o ciebie.- powiedział cicho przyglądając mi się. -Chwila co ty masz na policzku? I dlaczego nie masz okularów?- spytał wykrzywiając twarz w grymasie. A no wiesz w szkole jest taki jeden, który szczerze mnie nienawidzi, zgniótł mi je dzisiaj rano, następnie próbowałam się zabić, ale Justin- nowy uczeń mnie uratował. Nawet nie wiem dlaczego to zrobił. Wylądowałam w szpitalu, a potem przyszła nasza matka i zaczęła się na mnie wydzierać, a no i jak wróciliśmy do domu to mnie kilka razy uderzyła.
-Postanowiłam się przewietrzyć, a potem się przewróciłam i tak jakoś wyszło.- wzruszyłam ramionami i przytuliłam się do niego. 
-Brad.. Wiesz, że ty i Lily jesteście dla mnie najważniejsi i zawsze będziecie? Na zawsze.
-Leila do czego zmierzasz?- rozluźnił lekko nasz uścisk, a jego brwi uniosły się ku górze. Tak bardzo ich kochałam i tak bardzo chciałam, aby nigdy nie działa im się krzywda. Bałam się, że pewnego dnia nasza rodzicielka uderzy jednego z nich.
-Do niczego. Po prostu chciałam się upewnić, że wiecie, że was kocham. 
-Kocham Cię moja najlepsza siostro. -Brad jako jedenastoletni chłopak na prawdę był odpowiedzialny. Często zajmował się Lily oraz był ze mną gdy go potrzebowałam.
-Ja też Cię kocham Leila- krzyknęła dziewczynka przebierając nogami w moim kierunku aż w końu wskoczyła mi na ręcę. Poczułam ból w okolicach brzucha, a z moich ust wydobył się jęk niezadowolenia, który natymiastowo zamieniłam na uśmiech. Przecież nie mogą się dowiedzieć, że coś jest nie tak. Pocałowałam malutką w czółko i delikatnie odstawiłam na ziemię.
-No to jak chcecie coś zjeść?- zapytałam rodzeństwa. Bałam się, że jak mnie nie było to nic nie jedli. Bo w końcu kto mógłby im coś zrobić? Po za tym nie mamy prawie nic do jedzenia. 
Pokiwali głową na tak i znów usiedli przed telewizorem. Dziewczynka wtuliła się chłopaka, a on mocno obiął ją ramieniem. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego rodzeństwa. Tak bardzo cieszę się, że ich mam. Nawet się nie zorientowałam gdy z moich oczu popłynęła łza. 
***
-Lily, Brad chodźcie na kolacje!- krzyk wydobył się z moich ust, bo wiedziałam, że inaczej mnie nie usłyszą. 
Blondyneczka wbiegła do kuchni, a tuż za nią pojawił się brunet, który podbiegł do niej i zaczął ją łaskotać. 

Pamiętam te czasy gdy byłam dzieckiem i marzyłam o tym aby wreszcie być nastolatką, za którą uganiają się chłopcy. Niestety ktoś tam na górze miał inny plan co do tego. Ile bym dała żeby znowu być taką małą sześcioletnią dziewczynką, która bawi się w chowanego z rodzicami i myśli, że jak zakryje dłońmi twarz to nie będzie widoczna. No bo przecież jak ja nie widzę innych to oni równie dobrze nie widzą mnie.

Podałam rodzeństwu kolację, a sama pokierowałam się do mojego pokoju. 
-Leila czemu nie zjesz z nami?- powiedziała dziewczynka przeżuwając kanapkę. 
-Jadłam już. Nie jestem głodna.- kłamstwo. Jestem cholernie głodna, ale nie chcę jeść. Nie mogę. Jedzenia ledwo wystarczyło dla nich. Nie chcę żeby byli głodni. Czuję, że to mój obowiązek zapewnić im normalne życie, bo na rodzicielkę nie mogą liczyć.

Weszłam do pokoju i otworzyłam szufladę, z której wyciągnęłam pudełeczko z lekami. Otworzyłam wieczko i wysypałam na rękę dwie tabletki. Przechyliłam głową do tyłu tym samym połykając je. Tylko one pozwalają mi spokojnie zasnąć.
Wdrapałam się na łóżko przymykając powieki. Natychmiastowo odpłynęłam w objęcia Morfeusza. 
                          Justin
Gdy wyszła wraz z matką ze szpitala bałem się. Cholernie się bałem, że może jej się coś stać. Wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka po dzisiejszej rozmowie z kapitanem drużyny koszykarskiej. Jak on miał? Mike? Tak Mike. 
Dobrze mi dzisiaj szła gra w kosza. Nauczyciel mnie pochwalił. Mike zaproponował dołączenie do drużyny. Ale postawił mi jeden warunek. Muszę kogoś upokorzyć. Zgodziłem się. Tak, kurwa zgodziłem się. Możecie już mówić jak głupi i bezmyślny jestem. Zgodziłem się zanim powiedział kogo mam upokorzyć.
Zgadnijcie kogo wybrał? Hm? Jakieś sugestie? Wybrał tą samą szatynką, z którą byłem w szpitalu. Ja nie chcę jej krzywdzić. 
___________________________
Hej, a więc 5 rozdział mamy już za sobą. 
5 komentarzy=następny! 

                     

wtorek, 24 lutego 2015

04.- Complicated life.

                    CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
                         Justin 
Pozwolili mi jechać wraz z nią karetką ze względu na to, że ją rzekomo uratowałem. Przyglądałem się jak lekarze stoją ciągle nad szatynką usiłując ustabilizować jej puls, który jakimś cudem nie był stracony. 
Po kilku godzinach mogłem do niej wejść, ale nadal spała. Mówili, że może to jeszcze trochę potrwać zanim się obudzi. Nie spieszy mi się.
Usiadłem na stołku obok szpitalnego łóżka i patrzyłem na Leile. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała, a jej usta pozostały rozchylone.
Spojrzałem na zegarek zawieszony na ścianie. Siedzę już to ponad trzy godziny. Zaczęło mi się trochę nudzić. Złapałem za notes leżący na szafce przy łóżku i zacząłem rysować.
Dziewczyna przekręciła się lekko na łóżku i rozejrzała po pokoju. Przeleciała wzrokiem przez pomieszczenie zauważając mnie nawet się nie zorientowała. Dopiero chwile później  wzrok wbiła znowu we mnie. 
                         Leila
Czułam jak moje ciało bezwładnie zsuwa się z parapetu, a potem była tylko ciemność.
Obudziłam się i otworzyłam oczy od razu tego pożałowałam. Jasne światła lamp padały na moją twarz niemalże oślepiając mnie. Wykrzywiłam twarz w grymasie rozglądając się po szpitalnym pokoju. Tuż obok mnie siedział Justin. Chwila. Co? Justin? Wzrok wbiłam w chłopaka na co on wypalił krótkie 'Hej'.
-Co t-ty tu robisz?- wymruczałam niepewnie bawiąc się palcami.
-Siedzę nie widzisz? Mówiłaś, że widzisz bez okularów. - zaśmiał się. Znów odezwała się sarkastyczna strona Justina.
-Wiesz, że drzemałaś siedem godzin? Śpioch z ciebie! - siedem godzin? To która jest teraz godzina? Spojrzałam na zegar ścienny. 15:22. 
-Nie ma tu mojej mamy, prawda? - spytałam w niebezbiecznym pośpiechu.
-Nie ma, ale lekarz pewnie już dzwonił, więc się nie martw.- uśmiechnął się w moją stronę i poprawił włosy. 
-Nie! Nie, nie, nie- wypowiedziałam to jedno krótkie słowo kilka razy. Kołdrę przerzuciłam na bok odczepiając kilka kabelków od mojego ciała. Chciałam wstać, ale poczułam parę silnych rąk przytzymujących mnie w pasie.
-Nie możesz wstawać, Leila- jęknął zirytowany sytuacją.
-Zostaw mnie po prostu. Nie potrzebnie tu jesteś. Idź do domu ja sobie poradzę.- syknęłam wstając z łóżka. Nie wiem czemu, ale poczułam, że moje słowa go ranią. 
-Albo nie. Nie zostawiaj mnie tylko pomóż mi stąd wyjść za nim moja matka tu przyjdzie- za późno- pomyślałam widząc kobietę o kruczo-czarnych włosach. Westchnęłam głośno i opadłam na łóżko podciągając nogi do głowy. 
                          Justin
-Co ty sobie wyobrażasz gówniaro? Miałaś opiekować się rodzeństwem, a nie wylegiwać się w szpitalu! Odpocząć się zachciało? W tej chwili idziemy do domu!- na oko trzydziestopięcioletnia kobieta, najprawdopodobniej mama nastolatki krzyczała w niebo głosy. Czułem nasilający się ból głowy przez owe krzyki, ale chwile potem zaprzestała.  Spojrzałem na dziewczynę kulącą się na łóżku. 
-Prze-przepraszam- wyjąkała cicho, ledwo słyszalnie. 
-Już idę- dodała po czym wstała z łóżka i poprawiła koszulę. 
-Nigdzie nie idziesz.- syknąłem. Spojrzałem na kobietę, a ona w tym samym momencie spoglądała na mnie. 
- A to kto? Oh córeczko znalazłaś sobie sponsora?-wypowiedziane przez nią słowa były przesiąknięte jadem, a sama kobieta podeszła niebezpiecznie blisko Leili. 
Jak ona mogła w ogóle coś takiego powiedzieć o tej małej szatynce? Przecież to najbardziej nieśmiała i strachliwa istota na ziemi. Miałem wrażenie, że wcale nie wie, że Leila się samookalecza, i że jest prawdopodobnie prześladowana w szkole. 
Matka szarpnęła dziewczynę za ramię, chciałem zareagować lecz do sali wszedł lekarz. 
-Dzień dobry panienko. Jak się czujesz?- Doktor Marks stanął w drzwiach z kilkoma papierami. 
-Do-dobrze- powiedziała z uśmiechem chociaż w rzeczywistości wcale nie była wesoła.
-Oh pani Simpson. Pani córka nie jest w najlepszym stanie, ledwo udało jej się przeżyć- wyszeptał w stronę kobiety, ale i tak to usłyszałem. 
-Leila będzie musiała tu jeszcze trochę czasu zostać i niezbędna będzie opieka psychiatry.- skrzywiłem się lekko, bo wiedziałem, że szatynce to się nie spodoba.
-Niech pan nie przesadza. Leila jest normalną dziewczyną. Dzisiaj wraca do domu. Ja się nią zaopiekuje. - odpowiedziała rodzicielka z udawaną troską. Miałem nadzieję, że lekarz przetrzyma ją w szpitalu, ale niestety pokiwał głową na słowa kobiety i wyszedł z sali wraz z nią i dał jej do podpisania kilka papierów. 
Podszedłem do dziewczyny i wpatrywałem się w nią przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć. 
-Wszystko w porządku?- serio, Justin? Ze wszystkich możliwych pytań wybrałeś akurat to? Skarciłem się w myślach i otwarłem usta aby coś powiedzieć, ale ona mi przerwała.
-T-tak wszystko w porządku. Przyzwyczaiłam się już- przytaknęła głową i posłała mi lekki uśmiech. Czyli co? Szatynka ma przerąbane w szkole jak i w domu? Jak mówiłem kiedykolwiek, że jest mi przykro to pomyślcie co czuję teraz. Nie mogę patrzeć jak dzieje jej się krzywda. Nie mogę, bo.. A zresztą po prostu tak nie może być.
Chwyciłem za notes, w którym bazgrałrm coś gdy dziewczyna spała i zacząłem pisać. Podałem zeszyt w jej stronę, a ona niepewnie go złapała. Patrząc na kartkę lekko się rozpromieniła na co sam się uśmiechnąłem. 
-Wiesz... Pomyślałem, że miłoby było gdybyś dostała kwiatka, a że jestem taki leniwy, że nie chciało mi się poszukać kwiaciarni to proszę o to twój kwiatek. Myślę, że zostanie na dłużej niż taki prawdziwy. 
-B-bardzo ładnie rysujesz-uśmięchnęła się. Spojrzałem w jej oczy, które niestety nie były wesołe. Bił od niej smutek i zmartwienie i wtedy już wiedziałem, że nie mogę jej tego zrobić...
__________________________
No i proszę mamy czwarty rozdział!
Jak myślicie o co chodzi Justinowi? 
5 komentarzy=następny
Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia jak nazwać ten rozdział. 
Taka informacja: 
Dodałam zakładkę informowani oraz kontakt.



piątek, 20 lutego 2015

03.- Why do you did that?

Leila

Wyszłam z sali nie zwracając uwagi na Justina. Swoją drogą bardzo mi się podoba to imię. Wbiegłam schodami na górę, ale nie był to najlepszy pomysł. Zaraz po tym zobaczyłam Mike'a z kumplami, którzy zmieżali w moim kierunku. Odwróciłam się i przyspieszyłem krok, jednak Mike złapał mnie za nadgarstki i przyparł do ściany. Moje plecy mocno uderzyły o beton, a przez mój kręgosłup przeszedł przeszywający ból. Syk wydobył się z moich ust na co brunet tylko się zaśmiał. Przeklinam mój głupi umysł, który zaprowadził mnie tutaj. Próbowałam wyrwać się z uścisku, ale on był silniejszy. Za próbę ucieczki otrzymałam bolesne uderzenie w policzek. Przyłożyłam dłoń do twarzy. Moja skóra na policzku piekła bardzo intensywnie, mogę się założyć, że była teraz bardzo czerwona. Spojrzałam na uczniów, którzy bacznie przyglądali się całemu zdarzeniu. Żaden z nich mi nie pomógł. Nidgdzie nie widziałam chłopaka o bajecznie czekoladowych oczach. Pomógłby mi, prawda? Wreszcie jakaś osoba zwyczajnie ze mną pogadała bez oceniania mnie. Chciałam by wreszcie ktoś mnie polubił. Z moich rozmyśleń wyprowadził mnie Mike, który zbliżył rękę do mojej twarzy ściągając z mojego nosa okulary. Zanim się obejrzałam moje kujonki wylądowały na podłodze, a buty firmy nike je rozgniotły. Spojrzałam na chłopaka, który wciąż utrzymywał ten szyderczy uśmiech na twarzy.
-Do zobaczenia, suko-wyszeptał mi do ucha i poszedł śmiejąc się wraz z kolegami. Ukucnęłam i podniosłam okulary zbierając kilka dodatkowych szkiełek, które leżały na podłodze. Wstałam i zobaczyłam uczniów, którzy zaczęli się rozchodzić. Tak. Przedstawienie się skończyło. Dziękuję. Weszłam po schodach na najwyższe piętro gdzie znajdowała się moja ulubiona sala numer 301. Nigdy nie było tam przeprowadzanych lekcji. Wyjęłam wsuwkę z włosów i wsadziłem w zamek otwierając drzwi. Weszłam do środka  zamykając za sobą drzwi, ale ich nie zakluczyłam. Powolnym krokiem udałam się w stronę parapetu i na nim usiadłam. Z okna było widać dzieci bawiące się na placu zabaw przed przedszkolem. Jakaś dziewczynka płakała, bo jej sukieneczka się pobrudziła, podszedł do niej chłopczyk i dał jej kwiatka zerwanego z trawy obok. Dziewczynka się uśmiechnęła i dała mu buziaczka w policzek na co oboje się speszyli. Z moich oczu mimowolnie wypłynęły łzy.

Justin


To co zobaczyłem kompletnie mnie załamało. Dziewczyna siedziała na parapecie ściskając w ręku szkło. Z jej oczu płynęły łzy, ale uśmiech widniał na jej twarzy. Fałszywy uśmiech. Drugą ręką rysowała jakieś wzory na oknie, a stopami wystukiwała rytm jakiejś piosenki cicho pomrukując. Podszedłem bliżej i niepewnie dotknąłem jej zaczerwienionego policzka.
-Będzie ładny siniak, nieprawdaż?- zaśmiała się patrząc mi w oczy. 
Okej.. Coś dziwnego dzieje się z tą dziewczyną. Jak w ogóle zdołała mi coś powiedzieć bez zająknięcia się? I dlaczego spojrzała mi w oczy na tak długo? Rozluźniła rękę tym samym kawałki szkła spadły na podłogę. Nieliczne zostały w dłoni, wyjęła je powoli sprawiając sobie celowy ból. Uniosła jedno szkiełko i zbliżyła do twarzy. 
-Przestań!- krzyknąłem na dziewczynę przytrzymując jej ręce z dala od twarzy.
-Dlaczego to robisz? - spytałem ciszej. Kto normalny rani samego siebie?
-Cóż... Wszyscy dookoła ranią mnie. Więc dlaczego nie mogę tego dokończyć?- znów na mnie spojrzała przenikliwym wzrokiem. Powiem szczerze, że wolę gdy się jąka i co chwilę rumieni niż zachowuję jakby właśnie spadła z drzewa. 
Pokręciłem głową i na nią spojrzałem. Coś się zmieniło.
-Gdzie są twoje okulary, widzisz coś w ógole?- zmarszczyłem czoło, czekając na odpowiedź.
-Nie jestem ślepa! Po prostu czasem nie widzę za dobrze.- odpowiedziała wydobywając z siebie głośny chichot. Zachowywała się jakby była naćpana lub pijana. Podniosła swoją torbę i wsadziła  rękę do jednej z kieszeni i wyciągnęła kosmetyczkę. Odwróciła się do mnie tyłem i założyła okulary. Tym razem odwróciła się w moim stronę. 
-I jak wyglądam?- spytała sarkastycznie ukazując się. Spojrzałem na jej okulary. Szkła były popękane, a gdzie niegdzie brakowało ich całkowicie. To wyjaśnia skąd miała to szkło, które znajdowało się w jej dłoni.
-No cóż jak zawsze wyglądasz pięknie, ale myślę, że lepiej by było abyś kupiła sobie nowe okulary- uśmiechnąłem się lekko.
-T-tak m-masz rację.- znów zaczęła się jąkać.
-Justin.- wyszeptała z pustką w oczach. Po raz pierwszy powiedziała moje imię. Tak pięknie brzmiało gdy wydobyła je ze swoich ust.
-Tak, Leila?- spytałem cały czas patrząc na dziewczynę.
-My-Myślę, że za-zaraz ze- nie zdążyła dokończyć wypowiedzi, bo jej ciało powoli  zsunęło się z parapetu. Co jest kurwa? Byłem przerażony, co mam robić? Podniosłem ją delikatnie oprócz  ran na dłoni zobaczyłem głębokie cięcia na nadgarstkach. Czy ona rozmawiała ze mną w takim stanie? Na jej ciele było jeszcze kilka siniaków i zadrapań. Wyszedłem z sali z dziewczyną na rękach. Zacząłem biec w kierunku innych sal. 
-Pomocy! - krzyk wydobył się z moich ust z powodu przerażenia. Bez pukania, otworzyłem drzwi z numerem 243 przez co zyskałem zdziwione spojrzenia.
-Proszę niech pani mi pomoże.
Kobieta stała z szeroko otwartymi oczyma jakby zszokowana sytuacją.
-Kurwa, niech ktoś zadzwoni po karetkę ona zaraz się wykrwawi!-wrzasnąłem upewniając się, że każdy mnie usłyszał. Spojrzałem na dziewczynę leżącą, a bardziej zwisającą na moich rękach. Miała zamknięte oczy. Wyglądało jakby spała, ale jej nacięte nadgarstki zdradzały wszystko. Położyłem dziewczynę na jednej z ławek uprzednio wyrzucając  wszystkie rzeczy, które znajdowały się na niej i łagodnie mówiąc wypraszając uczniów siedzących przy niej. Chwyciłem za ścierkę leżącą na oknie rozrywając ją na pół. Zawiązałem ją na jej na nadgarstkach tamując krew. Nie wiem czy zrobiłem dobrze. Tam jest bardzo dużo zarazków może wdać się zakarzenie. 
Jakiś uczeń chwycił telefon i wybrał numer na pogotowie. Zniecierpliwością czekałem aż lekarze się tu pojawią. Cały czas patrzyłem na szatynkę. Wyglądała tak spokojnie, a tak na prawdę nic nie było w porządku. Do sali wparowało kilku mężczyzn w charakterystycznych kombinezonach. Natychmiastowo skierowali się w stronę dziewczyny. 
-Co z nią?- odezwał się jeden z nich dopiero podchodząc.
-Próba samobójcza- odpowiedział drugi. Czy ona na prawdę chciała to zrobić? Chciała się zabić? Umrzeć? Zniknąć? Zapomnieć?
________________________________
Ten rozdział jest trochę dłuższy od poprzedniego.
Bardzo zależy mi abyście komentowali, a więc:
5 komentarzy=następny rozdział.
Ask: loser890

Jeżeli chcecie być informowani dajcie tu swojego aska/Twittera 
Pozdrawiam <3

wtorek, 17 lutego 2015

02.- I don't want to fall in love.

Leila 
Obudziłam się pod wpływem promieni słonecznych, które padały na moją twarz. Tak.. Jak bardzo bym chciała tak powiedzieć. Tak naprawdę przez całą noc nie zmrużyłam oka myśląc o wszystkich możliwych rzeczach. Szkoła, Mike, rodzina, ten nowy... 
Cholernie się boję pójść dziś do szkoły. Wstałam i lekko się zachwiałam, złapałam   za ramę łóżka i przyłożyłam dłoń do skroni lekko rozmasowując. Jeszcze przez kilka sekund miałam mroczki przed oczami, ale po chwili wszystko wróciło do normy. Zdjęłam zbędne ubrania i stanęłam przed lustrem w samej bieliźnie.  Na moim ciele znajdowało się kilka siniaków oraz rozcięć. To wszystko jest wynikiem mojej słabości. A więc wszystkiemu winien jest Mike. A może to ja jestem winna? 
Dotknęłam jednej z ran na moich nadgarstkach, a przez całe moje ciało przeszedł przeszywający ból. Nienawidzę swojego ciała. Zamknęłam oczy i je powoli otworzyłam pozwalając wypłynąć jednej samotnej łzie. Otarłam ją szybko i otworzyłam szafę wyciągając z niej legginsy oraz starą koszulę w kratę. Spojrzałam na moją twarz krzywiąc się lekko. Cienie pod oczami wyjawiały sekret nieprzespanych nocy. Włosy związałam w niski kucyk i zarzuciłem torbę przez ramię. Zeszłam po schodach jak najciszej mogłam i szybko wsunęłam na stopy moje legendarne trampki. Mają już 5 lat, o dziwo stopa mi nie urosła. Otworzyłam drzwi i powoli je zamknęłam wyciągając klucz z zamka. Zbiegłem po schodach i wyszłam na ulice. W moich uszach rozbrzmiewał głos Rihanny w piosence 'Stay'. Zobaczywszy budynek szkoły wyjęłam słuchawki z uszu i schowałam je do torby. Weszłam do niej tym razem szybszym krokiem i poszłam do łazienki. Wracając z niej zobaczyłam nowego, który posłał mi dziwne spojrzenie.

Justin
Dziewczyna wyszła z łazienki obserwowałem ją przez chwilę po czym ona wzróciła się w moim kierunku patrząc na mnie. Posłałem jej dziwne spojrzenie zauważając cienie pod jej błękitnymi oczami. Wyglądała jakby nie spała przez kilka dni. Pomimo tego nadal jest piękna. Mam wrażenie, że się zauroczyłem jakkolwiek banalnie to brzmi. Nie chcę się zakochać. Poszedłem do klasy gdzie znajdowali się już uczniowie. Zająłem miejsce na ostatniej ławce i wyjąłem książki. Po chwili ktoś zapukał do drzwi i je otworzył.
-Prze-przepraszam za spóźnienie.-wyjąkała cichym głosikiem.
-Dobrze zajmij swoje miejsce i nie przeszkadzaj.- westchnął nauczyciel sprawdzając coś w komputerze. Dziewczyna pokiwała porozumiewawczo głową i skierowała się na koniec klasy. Aż w końcu stanęła przed ławką przy, której siedziałem.
-Uhm.. Prze-przepraszam, ale to m-moje miejsce.- powiedziała poprawiając te swoje okulary.
-Twoje? Jakoś nie jest podpisane- parsknąłem rozsiadając się wygodniej na co uczniowie się zaśmiali. Nie chciałem brzmieć tak chamsko, ale to jakoś tak samo wyszło.
-M-masz rację- jęknęła jeszcze ciszej. To jest w ogóle możliwe? Odwróciła się i szła powolnym krokiem w stronę drzwi, ale ją zatrzymałem.
-Poczekaj-szepnąłem-Możesz przecież usiąść ze mną.- spojrzałem na nią, a w jej oczach można było zauważyć wiele emocji. Strach, wdzięczność, zaskoczenie, obawę, szczęście? Z jej kurtki oderwałem kartkę z napisem 'KICK ME!' i ją zgniotłem rzucając kawałek papieru przez salę trafiając do kosza na śmieci. Uśmiechnąłem się do siebie zerkając na dziewczynę, która już siedziała na krześle. Nie mogłem wyczytać nic z jej twarzy. Po prostu szkicowała sobie w zeszycie. 
-N-nie wiem czy po-powinnam z t-tobą siedzieć-wyjąkała niepewnie z spoglądając na mnie, w tym samym momencie spojrzałem na nią na co natychmiast odwróciła głowę. Pierwszy raz udało nam się utrzymać kontakt wzrokowy. Krótki, ale jednak. 
-Niby dlaczego?-zmarszczyłem czoło i zacisnąłem usta.
-Czy ja wam w czymś przeszkadzam?!- krzyknął nauczyciel spoglądając w naszą stronę.
-Nawet nie wie pan jak bardzo-chrząknąłem jak najciszej mogłem. Jednak dziewczyna to wychwyciła, a jej kąciki ust lekko uniosły się ku górze, a potem znów opadły nie zostawiając ani śladu po uśmiechu.
Slustrowała szybko całą klasę, która nam się przyglądała.
-Dlatego- westchnęła.
-Nie przejmuj się frajerami po prostu zazdroszczą, że siedzę z taką ładną dziewczyną. Niemalże poczułem jak pali się ze wstydu. Jej policzki natychmiastowo stały się różowe, a one tylko przysłoniła twarz rękoma. Uśmiechnąłem się zwycięsko do siebie. Doszedłem do wniosku, że nadal nie wiem jak nazywa się szatynka więc postanowiłem to zmienić. Wyrwałem kawałek kartki z zeszytu i zacząłem pisać.

Hej dziewczyno z ławki! Jak masz na imię?
Złożyłem kartkę na kilka części o przesunąłem w stronę nieznajomej.
Zmarszczyła brwi i otworzyła.  Następnie odpisała i podała mi liścik z powrotem.

Czy to ważne? Myślę, że nie. I tak zaraz będziesz zwracał się do mnie jak wszyscy. A więc ofiara, tak to moje imię.

Zrobiło mi się trochę smutno gdy to przeczytałem. Wziąłem długopis do ręki.

Jeżeli to sprawi, że poczujesz się lepiej powiem pierwszy. Jestem Justin. Teraz ty jesteś zobowiązana odpowiedzieć na moje pytanie. Twoja kolej!

Podałem kartkę dziewczynie i czekałem aż odpisze. 

Wygrałeś. Jestem Leila. 

Leila... To brzmi cudownie. Z tego co wiem pochodzi z języka arabskiego i oznacza 'urodzoną w nocy', ale z czasem nabrało znaczenia jako 'ciemnowłosa piękność'. Zgadza się. Jest przepiękna. 

Bardzo mi się podoba, Leila.

Otworzyła liścik i lekko się uśmiechnęła.

Lekcja minęła dość szybko co było spowodowane naszą sekretną kartkową rozmową. Spakowałem książki i poczekałem na dziewczynę, która robiła to samo. Nawet nie zauważając mnie wyszła z sali. Podążałem za nią po drodze ją zgubiłam więc musiałem jej szukać. Trafiłem do sali numer 301, w której chyba nie przeprowadzano żadnych lekcji. Wszedłem do środka i usłyszałem cichy głos. To co zobaczyłem kompletnie mnie załamało.
_____________________________
No i jest rozdział 2! Bardzo mi zależało aby dodać go akurat 20 lutego, bo są to moje urodziny.

Co do rozdziału:
Jak wam się podoba?
Wolicie perspektywę Leili czy Justina?

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ!

Ask: loser890




niedziela, 15 lutego 2015

01. - A new student.

 Leila

 Poprawiłam torbę na ramieniu, wzięłam głęboki oddech i pchnęłam drzwi. Zbiegłam po schodach i pokierowałam się do szafek. Do moich uszu dobiegł dźwięki kilku obraźliwych słów w kierunku mojej osoby. Spuściłam głowę i starałam się tym nie przejmować, to dla mnie codzienność. Stanęłam na przeciwko mojej szafki, wpisałam kod i złapałam za uchwyt. Pociągnęłam mocno, ale nic z tego więc pociągnęłam jeszcze raz. Nadal nic. Walnęłam kilka razy, zawsze działało. Niestety. Nie dziś. Usłyszałam szepty, no cóż to w końcu szkoła. Jednakże wydawało mi się to dziwne, ponieważ tutaj każdy wyraża swoje zdanie głośno. No dobra.. każdy oprócz mnie. Zdjęłam jeansową kurtkę i spojrzałam za siebie. Moim oczom ukazał się dobrze zbudowany i jakże piękny chłopak. Miał śliczne czekoladowe oczy oraz pełne malinowe usta, które co chwilę zwilżał językiem. Jego włosy były ułożone na żel co jest zgodne z dzisiejszą modą. Na sobie miał jeansy, luźną białą bokserkę i skórzaną kurtkę, a jego stopy zdobiły czerwone supry. Jednym słowem wyglądał zmysłowo. Spanikowałam gdy okazało się, że zmierza w moim kierunku. Natychmiast odwróciłam głowę i ślepo wpatrywałam się w szafkę. Liczyłam na to, że może jakoś mnie nie zauważy. Jeden prześladowca mi zupełnie wystarcza. Poczułam dłoń na ramieniu i ciepły oddech. Niepewnie odwróciłam się w jego stronę jednak nie zdobyłam się na odwagę i nie spojrzałam mu w oczy.
-Słu- Słucham?- zająkałam się ledwo słyszalnym głosem na co on cicho zachichotał.
-Hej, biorąc pod uwagę, że jest już..- spojrzał na rękę jednak nie było tam zegarka - cóż jest z pewnością późno, a mi nie chcę się błąkać po tej szkole. Czy wiesz gdzie jest szafka numer 293?
-Uhm.. Tak. J-ja mam szafkę 292 więc tw-twoja jest na przeciwko.- powiedziałam nieco głośniej i chciałam go wyminąć lecz zagrodził mi drogę wystawiając rękę.
-Na jakie ty lekcje chodzisz, że nie bierzesz książek, co?- spytał z lekką kpiną w głosie spuszczając rękę wzdłuż jego ciała.
-Uhm.. No wiesz m-mam tu torbę- wskazałam rękę na pasek przewieszony przez ramię. Spojrzał na nie i się zaśmiał
-Przecież tam ci się nic nie zmieści.
Zignorowałam go i zwróciłam się do szafki ponawiając próbę jej otwarcia. Szarpnęłam mocno, ale nic się nie stało. Sfrustrowana westchnęłam i spuściłam głowę. Chłopak przesunął mnie lekko i sam zaczął robić coś przy szafce. Odwróciłam się w stronę innych uczniów, którzy stali w osłupieniu przyglądając się szatynowi. Nic dziwnego w końcu kto by chciałby rozmawiać, przebywać lub co dopiero pomagać największemu nieudacznikowi świata. Jakby tylko o tym wiedział pewnie nawet by się do mnie nie zbliżał. Pewnie i tak zaraz wszystko się wyda. Otworzył szafkę po uporczywej walce z nią, lekko się skrzywił i podrapał po karku zauważając widok przed sobą. Moja szafka była cała w jakieś okropnej zielonej mazi, a na wewnętrznej stronie drzwiczek była napisane wielkimi literami 'LOSER'. Szybko zatrzasnęłam szafkę i wybiegłam ze szkoły. Jasne, że to sprawka Mike'a. Ten koleś uczepił się mnie już od początku szkoły. Nawet nie wiem co ja mu zrobiłam. Cały czas o tym myślałam. Przetwarzałam każdy dzień w mojej głowie aby upewnić się, że nigdzie nie popełniłam błędu. Wydawało mi się, że jestem miłą osobą i nigdy nikogo nie zraniłam. No, ale chyba on to robi przez coś nie? Przecież on każdego dnia robi mi piekło z życia. Musi być coś na rzeczy. Moje myśli tym razem powędrowały do tego nowego. 'Ten nowy' to dobre określenie zważając na to, że nie mam pojęcia jak ma na imię. Jest zniewalająco przystojny co oznacza, że będzie z tych popularnych, a wokół niego będą się kręcić szkolne dziwki zwane cheerleaderkami. Postanowiłam wrócić do domu, bo szkoły z pewnością nie chcę dziś widzieć. Niech chcę jej w ogóle już widzieć.
Stanęłam przed blokiem wyciągając klucze. Odnalazłam je w kieszeni po długim poszukiwaniu i niepewnie przekręciłam klucz w zamku. Jeden krok, drugi, trzeci  wchodziłam po schodach jak najciszej mogłam. Piątre piętro bez windy, to jest to. Poprawiłam okulary na nosie i nacisnęłam na klamkę tym samym otwierając drzwi. Zdjęłam buty i odwiesiłam kurtkę na wieszak.
-Czemu nie jesteś w szkole?!- krzyk mojej matki wypełnił pomieszczenie przypominając mi o tym, że tu też nie mogę żyć spokojnie. Znowu się zaczyna..

Justin

Wow. Ta dziewczyna jest mega wstydliwa. Gdy tylko coś powiedziałem ona nie mogła odpowiedzieć bez zająknięcia się! Ciekawe czy ma tak zawsze czy ja tak na nią działam. W końcu zdaję sobie sprawę, że jestem seksowny. Swoją drogą ona też jest całkiem niezła. Długie lśniące włosy, piękne oczy, które udało mi się zobaczyć pomimo iż nie utrzymaliśmy kontaktu wzrokowego. Były błękitne. Najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałem. No dobra są na miejscu trzecim. Poprzednie zajmują oczy mojej mamy i młodszej siostry. Na nosie znajdowały się duże kujońskie okulary, które moim zdaniem dodawały jej tylko uroku. Miała czarne obcisłe rurki, które idealnie podkreślały jej długie nogi oraz pupę. Białą koszulkę na ramiączka oraz zawiązaną przez pas kurtkę. Dosyć skromnie, zdaję sobie sprawę, że nie były to żadne markowe ciuchy, ale wyglądała na prawdę ładnie. Przyglądałem się szafce z pewnie dziwnym wyrazem twarzy. Chyba nie jest specjalnie lubiana w szkole. Spojrzała tempo na kartkę zawieszoną na drzwiczkach i mocno nimi trzasnęła. Następnie zarzuciła na siebie kurtkę i szybko wybiegła ze szkoły. Rozważałem pójście za nią, ale to mój pierwszy dzień w szkole nie chcę od razu wpakować się w kłopoty. Podszedłem do swojej szafki i ustawiłem kod. Otworzyłem i wpakowałem wszystkie książki, które będą tu raczej potrzebne. Spojrzałem na plan, który dała mi jakaś kobieta w sekretariacie. Jak się okazuje, mam teraz matematykę. Wziąłem potrzebne książki i zatrzasnąłem szafkę. Szybkim krokiem podszedłem do klasy, po drodze usłyszałem kilka tekstów w moim kierunku typu 'Hej nowy', 'Jak masz na imię' lub 'Trzymaj się z daleka od tej ofiary'. Zapukałem do drzwi następnie je otwierając. Nauczyciel odwrócił głowę w moją stronę i wstał. Miał około 50 lat i nazywał się R. Smith co wynikało z jego plakietki zawieszonej na za bardzo opinającym się swetrze.
-Ekhm. Justin od teraz jest uczniem naszej szkoły i będzie waszym nowym kolegą - mężczyzna przebijał się głosem poprzez bandę pierwszoklasistów, którzy nieustannie gadali.
-Cześć- wypaliłem krótko i poszedłem w stronę jedynej wolnej ławki. Wszystkie oczy skierowane były w moim kierunku. Człowieka nie widzieli? Miałem ochotę im coś powiedzieć, ale zrezygnowałem. Lekcja się rozpoczęła, a ja przez cały czas bazgrałem coś w zeszycie. Wiecie.. Matematyka to nie mój ulubiony przedmiot. Reszta lekcji minęła dosyć szybko. Ciągle zastanawiałem się co jest tej dziewczynie. Wybiegła tak po prostu ze szkoły i nie raczyła przyjść na lekcje. Nie ukrywam, chętnie bym na nią popatrzył. 
_________________________________________________________
Jak myślicie czy Justin poczuje coś do Leili? Myślicie, że dzięki Justinowi Leila nie będzie więcej prześladowana w szkole?

sobota, 14 lutego 2015

00. Prologue - A typical day.


Zacisnęłam powieki czekając na cios, który miał być wymierzony w moją
 twarz jednak po chwili je otworzyłam orientując się, że nic takiego się nie wydarzyło.
Przyglądałam się ze zdziwieniem jego twarzy na co tłum zgromadzonych uczniów
 tylko się zaśmiał. Nagle poczułam gorącą ciecz rozlewającą się po moich ubraniach
 podniosłam wzrok i zobaczyłam kubek kawy, a raczej kubek, bo kawa teraz znajduję
 się na moim ciele. Spojrzałam na ręce, które były nieco czerwone co było spowodowane
wysoką temperaturą napoju. Do moich oczu cisnęły się łzy więc je zamknęłam.
Nie było to spowodowane smutkiem, bo do tego się już przyzwyczaiłam.
To były łzy bólu i bezsilności.
Cześć jestem Leila Rosie Simpson mam 16 lat, a to jest fragment mojego typowego dnia.
 

____________________________________________________________________________________________________
Jak wam się podoba prolog? :)
Ask: http://ask.fm/loser890