sobota, 10 października 2015

28.-Happy birthday!

Justin

        Dzisiaj moja Li obchodziła swoje siedemnaste urodziny, więc jako dobry chłopak chciałem zadbać o to, by dobrze się dzisiaj bawiła. Mama, razem z Jazzy miały zaraz jechać do dziadków, dlatego zniosłem ich torby na dół, po czym wyszedłem z nimi na dwór i schowałem je do bagażnika czarnego suv'a. Mama wyszła z domu, trzymając w dłoni siatkę z prowiantem na drogę, a tuż za nią podążała Jazzy, rozmawiająca z kimś przez telefon. Była dopiero w trzecim miesiącu ciąży, ale i tak cały czas nosiła luźne bluzy, by nasza rodzicielka nie zorientowała się, że coś tam się dzieje. Tyle razy namawiałem ją, by wreszcie jej o tym powiedziała, bo i tak prawda wyjdzie na jaw, ale ona wciąż powtarzała, że zrobi to następnym razem.
       -Do zobaczenia, synku. Bawcie się dobrze i przekaż Leili życzenia ode mnie-powiedziała mam, przytulając się do mnie, a ja pocałowałem ją delikatnie w czoło, życząc jej udanej drogi. Podszedłem do Jazmyn, stukając ją lekko w ramię, a ona odwróciła się do mnie. Pokazałem jej gestem dłoni by zakończyła rozmowę.
       -Mike... Muszę już kończyć... Tak, zadzwonię do ciebie, jak będziemy na miejscu... hej-nacisnęła na czerwoną słuchawkę, a na jej twarzy pojawił się drobny uśmiech.
       -Z kim rozmawiałaś?-spytałem, chcąc zabrać jej telefon z rąk, ale ona szybko schowała go do kieszeni.
       -Nie twoja sprawa, Justin-powiedziała, wywracając oczami z zirytowaniem.
       -Kolejny chłopak? Jaz, nie dość ci po ostatnim? Myślałem, że chociaż trochę myślisz.
       -Ale on jest inny.
       -Z pewnością. Wykorzysta twoją nastoletnią naiwność i zrani ci dla własnej satysfakcji. Wiem jacy są faceci, przecież nim jestem. Więc daję ci dobrą radę.
       -Ty jakoś jesteś z Leilą i nikt nie robi ci, ani jej problemu. Nie rozumiem dlaczego zawsze mi się obrywa. Po co mi taki brat jak ty, skoro nawet nie potrafisz się cieszyć moim szczęściem. Mike jest naprawdę kochany, a ty oceniasz wszystkich z góry, nie dając nikomu nawet szansy. Wiem, że tak naprawdę zniszczyłam sobie życie przez to dziecko, ale to nie znaczy, że nie mogę być przez kilka chwil szczęśliwa-to co powiedziała wcale nie sprawiło, że zrobiło mi się głupio. Ona po prostu świetnie grała.
       -A ten twój Mike wie, że się puściłaś i za kilka miesięcy będziesz miała bachora, którego będziesz musiała przewijać, karmić, opiekować się nim? Założę się, że nie. Nie zaczynaj związku od kłamstw-warknąłem.
       -Odezwał się jakże szczery chłoptaś. Nie zapominaj, że ty też pominąłeś kilka istotnych spraw, podczas rozmów ze swoją dziewczyną. Nie masz prawa mówić tak do mnie, bo sam nie stosujesz się tego co mówisz.
       -Tylko, że ja nie ukrywam przed nikim dziecka, do cholery!-krzyknąłem, wyrzucając ręce w powietrze. wkurzało mnie jej szczeniackie zachowanie.
       -Zamknij ryj, idioto. Zaraz mama to usłyszy.
       -To chyba najwyższy czas, by się o tym dowiedziała. Mamo! Mamo!-zacząłem nawoływać kobietę, śmiejąc się głupkowato.
       -Nie, Justin, nie! Nie możesz jej tego powiedzieć! Ja to zrobię, ale nie teraz-piszczała, chcąc zasłonić moją buzię dłonią, a mnie to okropnie bawiło.
       -Zlituję się teraz, ale masz tydzień na powiedzenie jej o tym, inaczej ja to zrobię. Nie chce mi się już tłumaczyć mamie twojego złego samopoczucia, czy wymiotów. Baw się dobrze-powiedziałem i pocałowałem ją w policzek na pożegnanie, śmiejąc się z jej miny, która wyrażała jak bardzo chciała mi przypierdolić.
       Pomachałem im, a po chwili samochód zniknął z zasięgu mojego wzroku. Wszedłem do domu i zacząłem ogarniać bałagan, znajdujący się tutaj. Nawet wziąłem się za pastowanie podłogi, dzięki czemu parkiet niemalże lśnił.
       Wszedłem do swojego pokoju i od razu otworzyłem małą, białą szafeczkę, wyciągając z niej karton, obklejony drobnymi serduszkami. W tym pudełku dostałem kiedyś prezent od Caitlin na urodziny. Otworzyłem je, wyciągając ze środka czarny stanik i przystawiłem go do nosa, zaciągając się zapachem materiału, który nadal przesiąknięty był perfumami, których używała. Miała go na sobie w dniu, w którym pierwszy raz się kochaliśmy. Zostawiła go u mnie, a ja nie mogłem się powstrzymać od zatrzymania go. Zacząłem przeglądać te wszystkie przedmioty w kartonie, przypominające mi o tych pięknych chwilach, które razem przeżyliśmy. Wstałem z podłogi i podszedłem do korkowej tablicy, z której zacząłem zdejmować nasze wspólne zdjęcia. Ja całujący jej policzek, my jako król i królowa balu zimowego, Kłódka z naszymi inicjałami, zawieszona na moście zakochanych i w końcu moja, mała Caitlin, oddająca włosy na peruki dla dzieci z rakiem, my spacerujący po szpitalnym ogródku i nasze ostatnie zdjęcie... zrobione, gdy tuliłem jej wychudzone ciało, leżąc z nią na szpitalnym łóżku. W moich oczach pojawiły się łzy, ale nie chciałem, żeby zmoczyły one moje policzki. Ten dzień miał być szczęśliwy.
       Wepchnąłem wszystkie przedmioty z powrotem do pudła i włożyłem je do szafki, zakluczając ją. Mój pokój stał się bardzo przejrzysty, po tym jak go wysprzątałem i wyglądał naprawdę elegancko, teraz musiałem zmienić tu tylko nastrój. Zasłony z granatowych, zmieniłem na pikantną czerwień, a niebieską pościel, zastąpiłem aksamitną bielą. Chwyciłem siatkę, w którą wcześniej zapakowałem zakupy i wyjąłem całą jej zawartość. Najpierw rozstawiłem świece na obu szafeczkach nocnych, a potem zacząłem odrywać z róż ich płatki, układając z nich kształt serca na białej narzucie, a kilkanaście z nich wylądowało na podłodze. Uśmiechnąłem się lekko do siebie i wyciągnąłem z szafy, przygotowany wcześniej strój, ruszając do łazienki, by się odświeżyć.

Leila

       Usłyszałam cichy głos tuż obok mojego ucha, więc mój mózg kazał mi wydostać się już z fazy snu. Otworzyłam powoli oczy i pierwsze co zobaczyłam to brązowe loczki Brada.
       -Co jest?-spytałam, podnosząc się do pozycji siedzącej.
       -Justin do ciebie przyszedł, mogę go tu wpuścić? Czeka przed drzwiami-wyjaśnij cichutko, a ja pokiwałam głową.
       Justin wszedł do pomieszczenia uśmiechając się lekko, a ja zlustrowałam go wzrokiem. Był ubrany wyjątkowo wyjściowo.
       -Hej, kochanie-powiedział, zwilżając usta językiem, a ja dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem jedynie w bieliźnie, a osłania mnie tylko cienki materiał prześcieradła.
       -Cześć, skarbie. Czemu jesteś tak ubrany?-spytałam, a on się zaśmiał, jakbym właśnie opowiedziała jakiś wyjątkowo zabawny żart.
       -Wszystkiego najlepszego, księżniczko-rzekł i zza pleców wyciągnął bukiet czerwonych róż, a ja zmarszczyłam brwi, co nie uciekło jego uwadze.-Kochanie, masz dziś urodziny, nie pamiętasz?-spojrzałam na kalendarz, dostrzegając, że faktycznie jest już piętnasty czerwca.
       -Kompletnie wyleciało mi to z głowy. Dziękuję, to miłe, że pamiętałeś-powiedziałam, wstając z łóżka i zawiesiłam ręce na jego szyję, prześcieradło opadło na podłogę, a moja twarz przybrała kolor dorodnego buraka, ale on nie mógł tego ujrzeć. Jego dłoń zaczęła gładzić moje odkryte  plecy, by po chwili spotkać się z materiałem moich majtek. Złączyłam nogi razem, ponieważ zdenerwowanie zapanowało nad moim ciałem. Nie czułam się pewnie, gdy mnie dotykał w ten sposób. To nie była kwestia zaufania, bo ufałam mu, jak nikomu innemu, po prostu to było dla mnie obce. Wbiłam zęby w swoją dolną wargę, a mój podbródek oparłam o jego ramię. Chciałam mu powiedzieć, żeby przestał, ale wstydziłam się nawet tego.
       -Kochanie, ubierz się w to, zabieram cię gdzieś-powiedział, gdy już zostawił moje ciało w spokoju i wręczył mi ładnie zapakowane pudełko. Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę i z powrotem usiadłam na łóżku, kładąc prezent na kolanach i powoli zaczęłam go otwierać. Podniosłam białe wieczko, a moim oczom ukazał się czarny, równo złożony materiał, na którym leżało kilka naszych wspólnych zdjęć oraz te, które zrobił mi Justin, kiedy przymierzałam okulary, na wszystkich wyszłam równie niekorzystnie. Materiałem okazała się piękna rozkloszowana sukienka. Moje oczy lśniły teraz zapewne jak diamenty, ale nie mogłam nic na to poradzić, te pozornie zwykłe rzeczy, sprawiały, że byłam naprawdę szczęśliwa.
       -Sprawdź co jest głębiej-powiedział, dosiadając się do mnie. Podniosłam tekturkę, której wcześniej nie zauważyłam i zauważając prezent na dnie pudełka, moją twarz rozświetlił jeszcze większy uśmiech. Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami, a on tylko wzruszył ramionami, a jego kąciki ust trwale uniesione były ku górze. Odstawiłam dwie pary butów delikatnie na podłogę i przytuliłam się do niego, głaszcząc jego policzek.
         -Justin, dasz mi się teraz przebrać?-zaśmiałam się lekko, a on mnie puścił lecz nadal siedział na łóżku. -Uhm... chodziło mi o to żebyś wyszedł-wyjaśniłam, a on zmrużył oczy, a po chwili z jego ust wydobyło się tylko krótkie słowo ''okej'' i zniknął za drzwiami. Zaczęłam zdejmować stanik, by założyć ten bez ramiączek, bo inny nie pasowałby mi do sukienki. Odwróciłam się i chciałam podejść do szuflady, ale w tym samym momencie usłyszałam skrzypnięcie drzwiami.
         -Justin!-krzyknęłam, zauważając jego twarz między drzwiami, a ich framugą i zakryłam swoje piersi rękami.
         -Ups, przepraszam. Chciałem tylko...-zaczął, ale ja podbiegłam do niego i wypchnęłam go za drzwi. Westchnęłam głośno i zakryłam moją zaczerwienioną twarz dłońmi, chociaż zdawałam sobie sprawę, że nikt nawet tego nie widział.
***
Weszliśmy do restauracji, a ja zaczęłam rozglądać się po jej bogatym wnętrzu. Zdecydowanie dominował tu złoty.
       -Będzie pani uprzejma-powiedział szatyn, odsuwając krzesło, bym mogła usiąść, po czym delikatnie przysunął mnie w stronę blatu. Justin zarezerwował bilety, dlatego z łatwością udało nam się zając stolik obok, grającego muzykę jazz, zespołu. Justin podał mi kartę menu, a ja już otwierając ją spostrzegłam jaka ta restauracja musiała być droga, przeraziłam się wysokością cen.
       -Dzień dobry, czy są państwo gotowi by złożyć zamówienie?-usłyszałam i spojrzałam na Justina, który lustrował wzrokiem zapisane dania, po czym zamknął kartę, odkładając ją na stolik. 
       -Proszę dać nam jeszcze chwilę-powiedziałam w stronę kelnera, a on posłał nam łagodny uśmiech i odszedł.
       -Doradzić ci?-spytał chłopak, a ja pokręciłam głową. 
       -Justin...-powiedziałam niepewnie.
       -Coś się stało?-spytał, przeczesując włosy palcami. 
       -Nie, po prostu... Myślę, że... Po prostu ta restauracja do mnie nie pasuje nie czuję się tu dobrze, tu jest tak drogo, ja nie chcę, żebyś tyle wydawał. Naprawdę dziękuję ci za to, że się tak postarałeś, ale to chyba nie moja bajka-powiedziałam szybko, bo było mi okropnie głupio, że to wszystko niszczę. 
       -Rozumiem i przepraszam, że nie spytałem się ciebie jak chcesz spędzić ten dzień, w końcu to twoje urodziny, nie moje-powiedział, a na jego czole pojawiły się te urocze zmarszczki, które ukazywały się zawsze, gdy był skołowany. 
       -Przepraszam, że to zepsułam. Postarałeś się dla mnie, a ja jak zwykle wybrzydzam-westchnęłam, bawiąc się czerwoną serwetką, znajdującą się po lewej stronie stołu. 


         -Nie, słuchaj... Cieszę się, że mi to powiedziałaś, męczyłabyś się tylko tutaj. Już znam jeden więcej fakt o tobie-uśmiechnął się do mnie lekko.-W takim razie, gdzie masz ochotę pójść?
***
         Nie wierzę, że to zrobiłeś, miałeś tyle nie wydawać-zaśmiałam się, kiedy wychodziliśmy z sali kinowej. Justin zapłacił za to, by repertuar był tylko dla nas i nikt nie mógł wejść do pomieszczenia.
         -Chciałem ten dzień spędzić z tobą, a nie z setką innych osób, wpieprzających łapczywie popcorn-wyjaśnił i przyciągnął mnie do siebie, składając czuły pocałunek na moim policzku. 
         -Justin, możemy już wrócić do domu? Nogi mnie bolą od tych butów. Chyba nie jestem stworzona by chodzić w szpilkach-powiedziałam, a Justin skinął jedynie głową. 
         -Za to wyglądasz w nich jeszcze bardziej zjawiskowo-skomplementował mnie, a moja twarz kolejny raz tego dnia oblała się rumieńcem. 
         Wsiedliśmy do samochodu w kompletnej ciszy, a ja od razu wyczułam jego zdenerwowanie objawiające się w płytkich oddechach, które wydobywały się z jego lekko rozchylonych warg. Zacisnął mocno dłonie na kierownicy i ruszył, a ja tylko przyglądałam się jego wyraźnie zarysowanym kościom policzkowym. Nie wiedziałam co było przyczyną jego niespokoju, zrobiłam coś źle? Przecież jeszcze przed chwilą wszystko było w porządku. Jego dłoń bez zawahania wyładowała tuż nad moim kolanem, a po chwili zaczął wsuwać rękę pod moją sukienkę, gładząc wewnętrzną stronę mojego odkrytego uda. Spojrzałam na niego, ale on nawet nie zwrócił na to uwagi. Nie wiem czy przez dotykanie mnie, rozładowywał złość, ale to było trochę niepokojące, bo ostatnio stawał się wyjątkowo nerwowy i łatwo było wyprowadzić go z równowagi.  Nie pytałam go o to, czy coś kluczowego się wydarzyło, bo nie chciałam go bardziej wzburzać lecz okropnie się martwiłam.
***
       Rozejrzałam się po łazience, ale mój wzrok nie napotkał ani jednej części garderoby, w którą mogłabym się ubrać. Moje ciało pokrywała gęsia skórka, dlatego jak najszybciej odkryłam się ręcznikiem. Podeszłam do drzwi i powoli nacisnęłam na klamkę.
       -Justin-krzyknęłam niepewnie i poprawiłam ręcznik, który co chwila zsuwał się z mojego ciała. 
       -Tak, kochanie?-usłyszałam na co od razu na mojej twarzy pojawił się drobny uśmiech. 
       -Mógłbyś pożyczyć mi coś do ubrania?-spytałam. 
       -Jasne, poczekaj chwilę-odpowiedział. Podeszłam do dużego lustra nad umywalką i zaczęłam przyglądać się już prawie niewidocznym skaleczeniom na mojej twarzy. Odkręciłam wodę w kranie i pochyliłam się, by dokładniej oczyścić swoją twarz, a wtem poczułam łagodne muśnięcie na karku, więc szybko odwróciłam się w jego stronę. Podniosłam głowę i zaczęłam wpatrywać się w jego oczy, które zabłyszczały się lekko. Czułam na swojej skórze jego płytki oddech. Przybliżył się do mnie i położył dłonie po obu stronach blatu, o który się opierałam. Było tak cicho, że mogłam usłyszeć nawet bicie własnego serca. Oparł swoje czoło o moje, a po chwili jego ust napotkały moje. Zamknęłam oczy, z chwilą, w której pogładził mnie po policzku. Oddałam mu krótko pocałunek, wysilając się na trochę więcej uczucia w tym, ale byłam pewna, że zauważył, że coś jest nie tak. Podniósł mnie, usadzając na drewnianej powierzchni blatu i zaczął sunąć swoją dłonią po moim udzie. 
         -Jesteś taka piękna-powiedział i ponownie mnie pocałował, tym razem bardziej namiętne. Jego palce znalazły się na samej górze wewnętrznej strony mojego uda, przez co zacisnęłam je mocno, wiedząc, że jest już tak blisko. Nie chciałam do tego dopuścić. 
         -J-Justin, gdzie s-są ubrania?-wyjąkałam, zatrzymując jego dłoń. 
         -One nie będą ci teraz potrzebne-szepnął, schodząc pocałunkami z mojej szczęki na moją szyję i zaczął przygryzać oraz lizać skrawek mojej skóry. Ogromna guła pojawiła się w moim gardle, a ja nie mogłam jej w żaden sposób zniwelować. Moja klatka piersiowa zaczęła poruszać się zdecydowanie szybciej, a dłonie zaczęły lekko podrygiwać. Justin podniósł mnie i wskazał gestem, bym oplotła nogami jego ciało. Zrobiłam to, a moja kobiecość otarła się o jego koszulkę, przez co gwałtownie wciągnęłam powietrze. Zacisnęłam dłonie na jego ramionach, podczas gdy on ciągle składał niechlujne pocałunki na moim ciele.
          Weszliśmy do jego pokoju, ale on nadal niósł mnie na swoich rękach, po prostu teraz trzymał mnie jak pannę młodą. Cały czas skanowałam jego twarz i zauważyłam, że przeniósł swój wzrok na coś przed sobą, więc ja też odwróciłam głowę w tamtym kierunku. Moje serce jakby na chwilkę stanęło, gdy ujrzałam to całe ozdobione płatkami róż łóżko i miłosny nastrój panujący wokół niego. Postarał się i to bardzo, ale nie myślałam, że tak to będzie wyglądało. 
Położył mnie na łóżku, będąc jakby w jakimś transie i ponownie zaczął obcałowywać moją twarz. Nawet nie zauważyłam, kiedy jego spodnie opadły na podłogę. 
        -Justin, co ty robisz?-spytałam w strachu i próbowałam się od niego odsunąć, ale on trzymał mnie przy sobie stanowczo. 
         -Jak to co-zaśmiał się krótko-chcę ci pokazać, jak bardzo cię kocham-wyjaśnił, górując nade mną i otarł swoim przyrodzeniem, uwięzionym jedynie pod cienkim materiałem bokserek o moje udo. Wsunął dłoń między moje nogi i delikatnie dotknął mnie w tamtym miejscu, a ja zupełnie nie wiedziałam co mam zrobić. Pocałował mnie krótko w usta, a jego palce znów otarły się o moje wargi sromowe. 
        -A-ale nie musisz mi niczego udowadniać. Wie-wiem, że mnie kochasz, ja też kocham ciebie
        -Kochanie, jesteś taka seksowna-mruknął, nawet nie przejmując się tym co powiedziałam.
        -Justin, przestań-powiedziałam, kiedy szatyn zdejmował koszulkę, ale on dalej kontynuował. Chwycił za kącik ręcznika, którym byłam owinięta, chcąc go ze mnie zdjąć, ale ja mocno trzymałam go przy swoim ciele, nie mając zamiaru się obnażyć. 
         -No dalej, kochanie-powiedział z irytacją w głosie.-Bądź grzeczną dziewczynką i słuchaj się mnie-dodał dosyć nie przyjaźnie, nawet mogłam zauważyć to zdenerwowanie na jego twarzy. 
         -Zostaw mnie w spokoju!-krzyknęłam, próbując się podnieść, ale on złapał moje nadgarstki i docisnął mnie do materaca. 
         -O co ci do cholery chodzi? Zrobiłem to wszystko dla ciebie, a ty się tak odwdzięczasz? Chciałem spędzić z tobą miło czas, a ty ciągle jesteś na nie!-nie wiem czy chciał wzbudzić tym u mnie poczucie winy, ale coraz bardziej się go obawiałam. 
         -Jeśli nie chciałeś, nie musiałeś nic robić. Sama świetnie spędziłabym swoje urodziny i nie musiałabym się martwić o to jak będziesz się zachowywał. Powtarzam, to są moje urodziny, nie twoje. Jak będziesz chciał kogoś bzyknąć w swoje własne święto, to proszę bardzo, droga wolna. Ale nie możesz czegoś takiego ode mnie wymagać-nagły przypływ odwagi pomógł mi to wszystko powiedzieć, inaczej nie dałabym rady.
        -Jesteś moją dziewczyną, do kurwy nędzy. To chyba normalne, że chcę się z tobą kochać-warknął, wyrzucając ręce w powietrze, dzięki czemu mogłam wreszcie poderwać się z tego łóżka i uwolnić od niego. 
         -A pomyślałeś, że ja nie chcę? Mam wątpliwości co do tego, kim ty w ogóle jesteś. Co jest z tobą nie tak? Nie dziwię się, że Jazzy nie chciała z tobą rozmawiać-rzuciłam i wyszłam z pokoju, po czym weszłam do innego pomieszczenia i zamknęłam się w nim na klucz. Nie rozumiałam co z nim się działo. Zanim staliśmy się parą wszystko było w porządku.
_______________________________________________
__________________________________
Coraz bliżej, coraz bliżej...
moje drugie opowiadanie
ask
wszystko, wszystko psuję, sialala