czwartek, 27 sierpnia 2015

26.-How could I?


       Justin

      Wiedziałem o tym, że nie panowałem nad złością, doskonale o tym wiedziałem, do cholery. Zauważyłem to już naprawdę dawno temu. Z początku to było coś w stylu kopania samochodu, uderzania w kierownicę lub ścianę, gdy stawałem się zły, to w jakiś sposób mi pomagało, po takich czynach moje ciało opuszczał gniew. Jednak potem zaczynało mi czegoś brakować. Chciałem zobaczyć nie tylko efekt fizyczny, ale także emocje, towarzyszące komuś po takim zdarzeniu, dlatego przedmioty nie mogły zaspokoić moich potrzeb.
       Zapisując się na boks, o którym oczywiście nie wspomniałem Leili, z powodu złych skojarzeń z jej matką, nie chciałem by była na mnie zła. Ale wracając... myślałem, że to rozwiąże mój problem, myślałem, że mam może za dużo energii i muszę ją jakoś rozładować, bo w końcu nie mogłem praktycznie nic robić przez kilka lat. I rzeczywiście przez jakiś czas tak było, moje całe zdenerwowanie wtedy znikało, ale znów, po jakimś czasie czułem, że to nie było jednak to. Walenie się po mordzie z kolesiem, dla którego to była pasja, nie było satysfakcjonujące. Jedyne co widziałem w ich oczach podczas walk to chęć wygranej,  a przecież nie o to mi chodziło.

      Cofnąłem nogę i wypchnąłem ją w przód, kopiąc piszczelem o drewnianą ramę łóżka, przez co od razu uderzyła w mój brzuch, a moje obie ręce objęły kończynę, podczas gdy moje usta ułożyły się w grymasie, wydając z siebie głośny syk.
      Kiedy opanowałem już swoją złość, która zgromadziła się we mnie z nie wiadomo jakiego powodu (mówiłem, że to nie jest proste) zacząłem myśleć nad tym co powiedzieć mamie. Oczywiście, chciałem, aby to Jazzy jej wszystko wyjaśniła, bo w końcu to jej dotyczy cała ta pieprzona sprawa, ale wiedziałem, że nie da sobie rady. Byłem na nią cholernie zły. Jeśli myślała, że była na tyle dorosła by zacząć współżyć, powinna najpierw dowiedzieć się jakie mogą być konsekwencje takiego czynu i zastanowić się czy naprawdę warto.
       Nie wierzyłem w to jak bardzo bezmyślny był Chad. Nie zdawał sobie nawet sprawy jaką odpowiedzialność na siebie sprowadził i jaką karę za to poniesie. Chciałem żeby żałował tego co zrobił i miałem zamiar sam wymierzyć mu sprawiedliwość.
       Myślami wracając do mojej pięknej szatynki, głowiłem się nad tym, co zrobić, aby żyło jej się lepiej, jedyne czego chciałem to to, aby była szczęśliwa. Nie chciałem aby martwiła się tym co może się wydarzyć, gdy dojdzie do kolejnej konfrontacji z jej matką. Chciałem jedynie, aby nie musiała bać się własnego domu.
       Zamieszkanie razem byłoby nawet dobrym pomysłem, ale jej rodzicielka prędzej czy później odebrałaby nam jej rodzeństwo, jak nie i nią samą, a Leila miałaby przez to jeszcze większe kłopoty i doskonale o tym wiedziałem. Już tyle razy chciałem po prostu zawiadomić o tym wszystkim lokalną policję i na prawdę za każdym razem gdy widziałem nowe, fioletowe ślady na jej ciele, miałem ochotę wykręcić numer alarmowy, ale zwyczajnie bałem się, że mi ją zabiorą i będę widywał się z nią tylko w szkole, a to było dla mnie zdecydowanie za mało. Ponadto, wiedziałem, że takie placówki nie były zbyt zadbane i prawdopodobnie były w jeszcze gorszym stanie niż jej mieszkanie, a ona zasługiwała na wszystko co najlepsze.
       Usiadłem na fotelu przy białym biurku, wkładając głowę w otwarte dłonie, ponieważ przypomniałem sobie o tym co obiecałem Leili. Zadeklarowałem jej, że zorganizuję spotkanie z jej starszym bratem w najbliższym czasie. Nie wiedziałem dlaczego jej to powiedziałem, wiedząc, że to praktycznie niemożliwe. Jedyną informacją, którą wiedziałem na jego temat było to, że miał na imię Cody. Żeby go znaleźć potrzebowałem przynajmniej jego aktualnego zdjęcia, a nie sądziłem by Li takie miała, bo w końcu nie widzieli się przez kilka lat. Mimo wszystko musiałem dotrzymać złożonej obietnicy, bo źle bym się z tym czuł. Dodatkowo, wiedziałem jak to jest gdy ktoś cię zawodzi i nie chciałem by on tego doświadczała.
       Usłyszałem delikatne pukanie do drzwi więc od razu krzyknąłem "proszę", w oczekiwaniu na sylwetkę, która miała pojawić się w pokoju. Zza drzwi wyłoniła się moja drobna mama, a na mojej twarzy automatycznie pojawił się szeroki uśmiech.
       -Hej mamuś-powiedziałem łagodnie i przytuliłem się do niej. Ostatnimi czasy nie okazywałem swojej rodzicielce zbyt wielu uczuć, a powinienem, bo była cudowną kobietą. To ona mnie wychowała i zrobiła to doskonale, przynajmniej takie było moje odczucia.
       -Co ty się tak przymilasz, Justin? Przeskrobałeś coś?-zaśmiała się, odgarniając z mojego czoła pasmo włosów, które kilka chwil temu opadło. Pokręciłem głową, przeczesując palcami grzywkę.
       -Jak tam z Leilą?-spytała, opierając się plecami o ścianę.
       -Jesteśmy razem-odpowiedziałem z uśmiechem, a moje policzki stały się trochę cieplejsze. Wciąż nie mogłem w to wszystko uwierzyć.
       -Nawet nie wiesz jak się cieszę, Justin!-pisnęła uradowana niczym nastolatka, która właśnie zobaczyła zdjęcie swojego półnagiego idola.
       -Mamo, czy za... równe cztery tygodnie będę mógł mieć dom dla siebie?-spytałem, mając nadzieję, że się zgodzi.
      -Tylko jeśli powiesz mi o co chodzi.
      -Chcę urządzić urodziny Leili, no wiesz, to w sumie będzie też takim prezentem-wyjaśniłem, bawiąc się sznurkami mojej bluzy. Wciąż obawiałem się, że stanowczo mi odmówi, ale dlaczego miałaby? Miałem dziewiętnaście lat, a wyjechanie na jeden dzień do rodziny nie było dużym ustępstwem.
      -W takim razie zgoda. Cieszę się, że ruszyłeś dalej. Od czasów... rozstania z  Caitlin nie potrafiłeś..-zaczęła i nagle czar prysł. Czułem jak każdy kolejny mięsień mojego ciała się spina. Zacząłem głośniej oddychać i tylko marzyłem o tym, aby moja złość się nie ukazała.
       -Nie mów o niej, kurwa mać!-wrzasnąłem, wstając gwałtownie z fotela. Moja mama wyglądała na zszokowaną moim zachowaniem, a ja cieszyłem się, że nie zrobiłem niczego więcej. Z powrotem opadłem na siedzenie i pokręciłem lekko głową.
       -Przepraszam, mamo.. Ja po prostu nie chcę już o niej nigdy więcej rozmawiać-szepnąłem i przekręciłem się na fotelu, tak, że moja twarz była teraz nad biurkiem. Położyłem łokieć na blacie i podparłem swoją głowę o dłoń, chwytając za ołówek i kartkę i zacząłem szkicować. Łza spłynęła z mojego policzka na kawałek papieru i rozmazała niechlujne kreski, stworzone za pomocą ołówka. Teraz to wszystko wyglądało jak deszczowy, pochmurny dzień. 

Leila
   
        James kilka dni temu wyjechał na jakieś ważne spotkania biznesowe do Londynu, a mama powróciła do swojego typowego trybu życia i nie oszczędzała mnie ani trochę.
       Mój brzuch bolał niemiłosiernie po tym jak rodzicielka zadała mi w niego kilka bezpośrednich kopnięć. Zaczęłam cicho płakać, chociaż z moich oczu nie wydostawały się łzy, po prostu moja klatka piersiowa ruszała się szybko, a zęby automatycznie zaciskały się na ustach.
      -Leila? Dlaczemu płaczesz?-wybiadoliła mała Lily, podbiegając do mnie i rzuciła się na moje kolana, co sprawiło mi jeszcze większy ból, ale nie chciałam tego okazywać. Podniosłam głowę, wycierając policzki choć wiedziałam, że nic na nich nie było, odruch.
      -Dlaczego lub czemu, nie istnieje słowo "dlaczemu". Nie płaczę, kochanie-zaśmiałam się na jej wymyślone słowo i pocałowałam jej kasztanowe włosy.

      -To dobrze. Nie lubię kiedy płaczesz, bo wtedy jest mi strasznie smutno-powiedziała, a moje serce zakuło. Nie chciałam by to wszystko przenosiło się również na nią, chciałam żeby przeżyła swoje dzieciństwo jak najlepiej mogła, bo to coś niepowtarzalnego. Dla niej widzenie swojej zapłakanej starszej siostry nie było dobrym rozwiązaniem. Nie dawałam jej też moim postępowaniem dobrego przykładu, co chciałam zmienić, ale nie potrafiłam, nie w takiej sytuacji w jakiej byłam
      -Poczytasz mi książkę na dobranoc?-spytała, łapiąc mnie za dłoń, a ja zgodziłam się i poszłam z nią do pokoju, gdzie od razu wskoczyła do swojego łóżeczka, a ja przykryłam ją już starym kocem. Usiadłam na małym taboreciku, otwierając książkę, którą uprzednio zabrałam z półki.
      -Była sobie raz mała śliczna dziewczynka. Każdy, kto na nią spojrzał, pokochać ją musiał zaraz. Była ulubienicą babuni swej, która radaby jej była dać wszystko, co tylko jest na świecie-zaczęłam czytać, przypominając sobie swoje pierwsze lata życia, tata zawsze mi to czytał.
        Co jakiś czas spoglądałam na dziewczynkę, sprawdzając czy nie zasnęła, ale ona o dziwo wytrwała do samego końca! Kiedy schyliłam się by pocałować jej czoło, otwieranie oczu sprawiało jej coraz większą trudność aż w końcu kompletnie oddała się snowi.
      Wyszłam z pokoju, zostawiając jej tylko włączoną lampkę nocną. Lily bała się ciemności,a raczej tego co mogło tam być, zresztą... ja też, ale przecież każdy człowiek ma jakieś nieprzezwyciężone  lęki, które ciągle go dręczą.
      Zeszłam na dół, ponieważ mój organizm domagał się jedzenia. Wiedziałam, że w lodówce nie zastanę prawdopodobnie nic oprócz plasterka szynki i światełka, ale po prostu musiałam zaspokoić swój głód, chociaż częściowo. Stawiałam kroki na stopniach, jak najciszej mogłam, ponieważ nie chciałam, aby moja mama zorientowała się, że tutaj jestem. Telewizor był włączony, więc oglądała zapewne jakiś denny serial. Kiedy miałam stawiać stopę już na ostatnim schodku, on zaskrzypiał, a ja zamknęłam oczy, licząc na to, że nic nie słyszała.
       -Leila! Jesteś tutaj?-krzyknęła,  ja miałam nadzieję, że nie obudzi to Lily.
       -J-estem-odpowiedziałam niepewnie. Wiedziałam, że mogłam dalej udawać, że wcale mnie tu nie było, ale miałabym konsekwencje.
       -Przynieś mi piwo-rozkazała, a ja odpowiedziałam tylko "dobrze" i weszłam do kuchni. Kucnęłam, otwierając drzwiczki i spod zlewu wyjęłam butelkę jakiegoś taniego alkoholu. Wróciłam do pomieszczenia, w którym była moja rodzicielka i podałam jej napój, mówiąc:
       -Mamo, ty chyba nie powinnaś już dzisiaj pić-powiedziałam, patrząc na kilkanaście butelek,  walających się po podłodze, kilka było nawet rozbitych.
       -Coś ty powiedziała?-spytała, a ja wzdrygnęłam się lekko.

       -J-ja nic, przepraszam-odpowiedziałam, chcąc zatuszować swoją wcześniejszą wypowiedź. Kobieta przyciągnęła mnie za koszulkę do siebie, a po chwili jej dłoń kilka razy spotkała się z moich policzkiem i mogłam być pewna, że tym razem ślad zostanie na bardzo długi czas. Praktycznie nie czułam lewej części mojej twarzy, zupełnie jakbym miała znieczulenie. Niestety wiedziałam, że to oznacza tylko to iż gdy "znieczulenie'' ustąpi, jego miejsce zastąpi przeszywający ból.
Widziałam jak ręka matki zmierza wprost na moją twarz, dlatego osłoniłam zęby językiem, chcą zamortyzować uderzenie. Czułam jak z mojej wargi zaczyna wydobywać się krew. Chwyciła za butelkę alkoholu i zaczęła go dumnie pić, jakby to była jej nagroda po kolejnym mistrzowskim pobiciu mnie.
       Jak najszybciej mogłam, pobiegłam na górę, kompletnie zapominając o moim natarczywym głodzie. Weszłam do łazienki, zamykając na klucz drzwi, której tak ledwo trzymały się w zawiasach.
Nie chciałam nawet patrzeć na swoje odbicie w lustrze, więc gdy się rozebrałam, od razu weszłam do kabiny prysznicowej. Kiedy zimna woda weszła w kontakt z moją skórą, poczułam dreszcze, przechodzące przez całe moje ciało. Prysznic był dobrym pomysłem, aby chociaż trochę się odprężyć.
       Otuliłam się ręcznikiem i chcąc, nie chcąc, stanęłam przed lustrem, biorąc z czerwonego kubka, szczoteczkę i pastę do zębów. Myjąc swoją jamę ustną, przyglądałam się mojemu policzkowi i nie mogłam wyjść z podziwu, że tak natychmiastowo pojawił się na nim siniak. Nalałam sobie trochę wody na dłonie i wlałam ją do buzi, płucząc ją z pozostałości pasty.
       Położyłam się na łóżku, przykrywając kołdrą moje ciało. Zaczęłam myśleć nad tymi wszystkimi rzeczami, które ostatnio wydarzyły się między mną, a Justinem. Cieszyłam się, że wreszcie byliśmy razem, bo dłużej bym z pewnością nie wytrzymała. Chciałam żeby w tym momencie tutaj był i przytulał mnie, sprawiając, że czułabym się bezpieczna. Chciałam by znowu pocałował mnie tak jak wtedy kiedy spytał się czy chcę zostać jego dziewczyną.       Byłam tak strasznie zmęczona, że nawet gdyby ktoś wiercił dziurę w ścianię obok mnie to nie przeszkadzałoby mi to i z pewnością i tak bym zasnęła.
       Kiedy już prawie odpłynęłam do cukierkowej krainy snu, coś mnie zaniepokoiło. Otworzyłam szeroko oczy, szepcząc:
       -Bradley...
       Poderwałam się z łóżka i zapaliłam światło, aby wyjąć spodnie z szafy i je założyć. W drodzę na dół chwyciłam bluzę, a będąc w przedpokoju, założyłam buty. Nie przejmowałam się nawet słowami mamy, która prawdopodobnie mi groziła tylko po prostu biegłam przed siebie.
       Jak do cholery mogłam nie zauważyć, że go nie ma?

       
   
_________________________________________________________________________________
BOOM!
Idę spać misieeee
Ciekawe jak przyzwyczaję się do wstawania o 6:30 ;_;
Doszłyśmy z Anią do wniosku,
że w wakacje jest gorzej pisać, bo wtedy
chcesz nic nie robić, a jak jest rok szkolny
to chcesz robić wszystko tylko się nie uczyć :')
Tró?
moje drugie opowiadanie
ask
     

   

czwartek, 6 sierpnia 2015

25.-That girl.


(Jutro sprawdzę)
 Justin
       Po tym jak udało mi się uspokić płacz Li, który wprost łamał moje serce, zeszliśmy na dół, zastając jej rodzeństwo siedzące na kanapie podczas oglądania jakiejś bajki, na którą zapewne nalegała malutka Lily. 
       Cichy chichot wydobył się z moich ust, kiedy widziałem jak Bradley podpiera głowę dłonią, znudzony programem, na którym usypiał. Był dobrym starszym bratem tak jak i młodszym. 
       Widziałem jak powstrzymuje swoje powieki od zamknięcia, gdy jego siostra stukała go w ramię z uśmiechem wymalowanym na twarzy, aby powiedzieć mu, że wróżka Rachel odzyskała swoje skrzydełka. Była przeurocza. 
       Wszedłem do kuchni zastając Leilę, stojącą przed otwartą lodówką. Chwyciła w dłoń mleko, odkręcając zakrętkę. Przystawiła plastikowy element do ust, zaczynając pić, a ja uśmiechnąłem się łagodnie, obserwując ją. 
        Kiedy zorientowała się, że też tu jestem, szybko schowała karton mleka i wycierając buzię, odwróciła się do mnie z lekkim zakłopotaniem spowodowanym swoim zachowaniem, którego nie powinna w żadnym stopniu czuć w moim towarzystwie. Nie chciałem perfekcyjnej dziewczyny, chciałem dziewczyny, która była definicją mojej perfekcji, a Leila właśnie taka była. Była moim ideałem. Nie chciałem by udawała kogoś kim nie jest, żeby mi się przypodobać. Nie chciałem żeby w jej głowie pojawiała się myśl "nie mogę, bo jestem dziewczyną".  Nie chciałem, aby udawała, że zawsze wygląda korzystnie. Nie chciałem by wstydziła się przy mnie jakichś swoich głupich zachowań, które ja sam robiłem, tylko dlatego, że była dziewczyną. Nie chciałem, aby była tylko moją dziewczyną, ale również moją przyjaciółką. Nie chciałem niczego zmieniać, chciałem tylko móc nazywać ją swoją i okazywać jej uczucia w inny sposób niż robią to przyjaciele. 
       -Robimy coś do jedzenia?-spytałem, otrząsając się z zamyślenia.
       -Jasne. Pierwszy raz od kilku lat mamy tak dużo jedzenia w domu, no oprócz momentu kiedy byliśmy na zakupach, ale to nie skończyło się dobrze-zaśmiała się niezręcznie, wyjmując chleb ze specjalnego pojemnika. 
       Tak naprawdę dopiero przy niej zaczynałem doceniać to wszystko co miałem. Nigdy nie musiałem się martwić o to czy jak wrócę domu będę miał coś zjeść albo zastanawiać się czy starczy dla mojej siostry, bo zawsze miałem wszystko pod dostatkiem i niczego mi nie brakowało. 
       -Ale i tak mimo wszystko dziękuję-powiedziała kiedy pocałowałem ją w czubek głowy.
***
        Dopiero gdy wysiadłem z samochodu do mojego mózgu zaczynały docierać informacje na temat tego, co miałem zrobić. 
Nie wiedziałem czy będę mógł spojrzeć normalnie w jej śliczne oczka po tym wszystkim, a co najważniejsze, nie wiedziałem czy ona będzie w stanie na mnie spojrzeć. 
Czułem się strasznie dziwnie. Wiedziałem, że nie powinienem tego zrobić. Wiedziałem, że to było złe, ale również wiedziałem, że ona nie powinna tego wszystkiego mówić. Wiecie co było najgorsze? Nie żałowałem tego. Nie żałowałem żadnego słowa wypowiedzianego wtedy w jej kierunku ani uderzenia, które jej zadałem i to mnie przerażało.
       -Justin?-usłyszałem głos Li, a chwilę potem poczułem jak jej mała dłoń gładzi moje ramię. Kolejny raz tego dnia się tak po prostu zawiesiłem. Uśmiechnąłem się do niej, ukrywając swoje zdenerwowanie, wyjąłem klucze z kieszeni i otworzyłem drzwi, przepuszczając Leilę pierwszą.
Jazzy
       Kolejny dzień spędzałam w swoim pokoju, przykryta ciepłą kołdrą. Mamie powiedziałam, że jestem chora, a ona uwierzyła, więc ominął mnie prawie cały tydzień szkoły. Już nawet nie chciałam myśleć o tym jak wyglądają moje włosy czy twarz, bo przez te kilka dni w ogóle o to nie dbałam. 
       -Jazzy! Jaz!-ktoś krzyknął, a po skrócie, którego użył zorientowałam się, że właścicielem tego głosu jest nikt inny jak mój starszy brat. Akurat jego chciałam widzieć teraz najmniej.
       Usłyszałam naciśnięcie na klamkę, dlatego postanowiłam, że będę udawać, że śpię, więc szybko zamknęłam oczy. 
       -Jazmyn, wiem, że nie śpisz.. Musimy porozmawiać, skarbie-usłyszałam i miałam ochotę go uderzyć tak samo mocno jak on zrobił to mnie. Nie chciałam z nim rozmawiać, ale z drugiej strony chciałam, aby ktoś mnie przytulił. Usiadł na skrawku łóżka, skanując moją twarz. Jego dłoń spoczęła na moich włosach, lekko je gładząc. Złapałam jego rękę i odepchnęłam od siebie. 
      -Jaz.. Ja chciałem-zaczął, ale ja nie miałam ochoty dać mu dokończyć. 
      -Nie chcę z tobą rozmawiać, idź stąd-warknęłam, rzucając pluszowego misia prosto w jego twarz. Westchnął głośno, wstając na proste nogi. 
      -A porozmawiasz chociaż z Leilą?-spytał, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Justin wyszedł z pokoju, zamykając drzwi za sobą. 
Nie wiedziałam po jaką cholerę ona tutaj przyjechała. Miałam nadzieję, że nie będzie znowu u nas mieszkać, bo strasznie działała mi na nerwy tą swoją niepewnością w każdym czynie. 
       -Hej, Jazzy-usłyszałam cichy głos, po tym jak drzwi wydały z siebie skrzypnięcie. 
       -Siema-rzuciłam ozięble. Chciałam dać jej do zrozumienia, że ani trochę nie mam ochoty z nią rozmawiać.
       -Musisz zrozumieć Justina on..-zaczęła, a ja już wiedziałam, że to będzie trudniejsze niż myślałam. Oh błagam, ona miała zamiar go bronić. 
       -On co?-zapytałam, gwałtownie odwracając się w jej stronę. Byłam ciekawa co miała mi do powiedzenia, bo jak narazie tylko siedziała z otwartą buzią, zastanawiając się zapewne jakiej durnej wymówki miała użyć żeby go usprawiedliwić.
      -On się strasznie o ciebie martwi, jesteś dla niego bardzo ważna. Po prostu nie wiedział jak z tobą rozmawiać, dlatego tego nie robił-czekajcie, co? Brawo, Justin.. Kłamstwo  najlepszym twoim rozwiązaniem. Naprawdę nie potrafiłam uwierzyć w to jak głupi on był, by jej nakłamać, a potem przysyłać ją na rozmowę ze mną. Mogłam przecież wygadać jej wszystko, a wtedy miałby u Leili naprawdę przerąbane. Przez chwilę zastanawiałam się nad tym czy rzeczywiście jej to powiedzieć, w mojej głowie pojawiła się myśl, że mogłoby być to nawet zabawne, ale szczerze nie chciało mi się.
      -No dobrze... A jak ty się czujesz?-spytała, a we mnie uderzyła fala niepewności. No właśnie, jak ja się czułam? Powoli oswajałam się z myślą, że w moim brzuchu powstaje dzidziuś, ale nie chciałam tego. Nie chciałam mieć dziecka. Już z góry zakładałam, że sobie nie poradzę, obawiałam się tego wszystkiego. Karmienia, przewiania, opiekowania się. Ja sama chciałam żeby mną się nadal opiekowano. Nie byłam gotowa na coś... takiego. Ale najbardziej obawiałam się reakcji mamy. Sama była nastolatką kiedy urodziła Justina. Wiedziałam, że nie byłaby zła ani nie krzyczałaby na mnie. Za to wiedziałam, że byłaby mną strasznie zawiedziona, a ja nie chciałam tego. Kochałam ją tak strasznie mocno i nie chciałam jej ranić.
      Otrząsnęłam się z tych wszystkich myśli i lekko wzruszyłam ramionami, zastanawiając się co powiedzieć. 
      -Nie wiem jak się czuję, nic nie wiem-szepnęłam, przytulając się do wizerunku Nialla na poduszce. Chciałam wciąż całować plakaty idoli, a nie nie przesypiać nocy, bo moje dziecko płacze.
      -Lubisz One Direction?-spytała, podnosząc z ziemi kilka ich płyt. Pokiwałam głową, a na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech. 
      -Ja też lubię chłopaków, Harry jest moim faworytem-zaśmiała się lekko, wzkazując na plakat ze Stylesem
      -Moim Niall-powiedziałam, wskazując na miękki przedmiot, wtulony w moje ciało.
      -Miałam jechać pojutrze na koncert do Ottawy, ale chyba nie dam rady-dodałam, a w moich oczach zebrały się łzy. Tak długo czekałam na to, aby ich zobaczyć, ale nie mogłam. Nie czułam się na siłach, aby chociażby zejść na dół do kuchni, a co dopiero jechać przez sześć godzin na drugi koniec Kanady. 
      -No co ty? Żartujesz sobie?! Nie możesz przepuścić takiej okazji, musisz tam pojechać, nie pozwól by twoje marzenia wciąż były marzeniami-wykrzyczała na jednym oddechu. Wyglądała zabawnie, ale zaczynałam się do niej przekonywać i myślę, że wspólni idole nam w tym pomogli.
      -Nie czuję się najlepiej, a to chyba nie jest najlepszy pomysł-mruknęłam, zastanawiając się co zrobić z biletem. 
      -Jazzy, może nie być już takiej okazji. Ogarnij się i nie marudź-uśmiechnęła się do mnie, ukazując szereg białych zębów, których jej zazdrościłam. Dopiero teraz spostrzegłem jak ładna jest. Miała włosy o naturalnie brązowej barwie, które idealnie kontrastowały się z jej dużymi błękitnymi oczami, stanowiącymi jej największy atut. Jej pełne usta, co chwile były podgryzne 
przez jej proste zęby, bo chyba po prostu czymś się denerowała. Jeszcze lepiej wyglądałaby gdyby zaczęła używać kosmetyków do makijażu i zmieniła lekko swój dotychczasowy styl. Wtedy z pewnością zwróciłaby uwagę wielu chłopaków.
      Pokiwałam lekko głową na jej wcześniejsze słowa i już w myślach wybierałam swój idealny strój na koncert. Przemyślałam to i stwierdziłam, że muszę wykorzystać te miesiące, aby jak najlepiej spędzić ostatnie chwile mojego beztroskiego dzieciństwa.
     -No, a wiesz... Jak się z tym czujesz, z-z tym, że zostaniesz mamą?-spytała niepewnie, obawiając się mojej reakcji i miałaby rację gdyby spytała się mnie o to jeszcze kilka dni temu. Wtedy zapewne zaczęłabym krzyczeć, mówiąc, że nie chcę tego dziecka, i że i tak zrobię wszystko by pozbawić je życia, a teraz?
     -Uhm.. Myślę.. myślę, że nawet zaczynam się cieszyć trochę z tego. Jakby nie było, zawsze marzyłam o tym, aby urodzić kiedyś słodkiego dzieciaczka. Może nie w tym wieku, ale jednak-odpowiedziałam zgodnie z prawdą i nawet udało mi się posłać uśmiech w jej stronę.
     -O cholera, ja muszę za chwilę wracać do domu-powiedziała po tym jak spojrzała na zegar ścienny. Przeczesała nerwowo włosy i nachyliła się nade mną cmokając krótko mój policzek na pożegnanie, a ja pomyślałam, że zyskałam dobrą przyjaciółkę.
     Po tym jak wyszła z pokoju usłyszałam tylko cichą rozmowę, a jedyne co zrozumiałam wyraźne to to jak Justin mówił "proszę zostań, zostań".
     Rozmowy ucichły, więc stwierdziłam, że Leila już poszła i miałam nadzieję, że Justin ją odwiózł.    
     Wstałam z łóżka zbyt szybko, przez co przed oczami zrobiło mi się ciemno, a jedyne co widziałam to tak zwane gwiazdki. Po kilkunastu sekundach wszystko wróciło do normy, dlatego mogłam kontynuować swoją drogę do łazienki. W momencie, w którym otworzyłam drzwi, z zamiarem wyjścia na korytarz, moje ciało uderzyło o czyjąś klatkę piersiową. Uniosła wzrok w górę, napotykając twarz Justina. 
     -Ja właśnie chciałem z tobą porozmawiać..-powiedział drapiąc się niezręcznie po głowie. Westchnęłam i z powrotem usiadłam na łóżku, a on zajął miejsce obok mnie.
     -Słuchaj ja naprawdę, ja, to znaczy-zaczął, gubiąc się we własnych słowach. 
     -Dlaczego nie powiedziałeś Leili o tym, że mnie uderzyłeś tylko naopowiadałeś jej jakichś bzdur?-przerwałam mu, zadając mu pytanie, na którego odpowiedzi naprawdę bardzo mi zależało. Widziałam jak jego szczęka się zaciska, robił tak zawsze gdy był wkurzony lub się zastanawiał, teraz mógł robić te dwie rzeczy. 
     -Słuchaj, ona nie może po prostu o tym wiedzieć, bo przemoc w jej domu jest na porządku dziennym, ja po prostu nie chcę żeby ona-zaczął mówić podniesionym głosem, szarpiąc za swoje włosy. 
     -Nie chcesz żeby ona dowiedziała się jaki jesteś naprawdę? Bardzo mądre postępowanie będąc jej przyjacielem, gratuluję-przeciągnęłam ironicznie ostanie słowa. 
     -Jestem jej chłopakiem-poprawił, a ja mocno się zdziwiłam. Jak ostatnio sprawdzałam to nie byli jeszcze parą. 
     -To jeszcze lepiej, zaczynaj związek kłamstwami-prychnęłam, gdyby między nami było okej pewnie gratulowałabym mu i pytałabym o szczegóły, ale że było inaczej po prostu zareagowałam tak jak zareagowałam. 
     -Nie waż się jej o tym powiedzieć-warknął, a po chwili pocałował mnie w głowę, mówiąc, że mnie kocha i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą z myślami. Jego zachowanie dawno przestało być normalne, a ja tylko zastanawiałam się co będzie dalej.
_______________________________________________________________________________
Tym razem mi się nie udało,
 ale i tak już jest lepiej niż wcześniej
Podziwiam Paulę za to,
 że jest w stanie pisać i publikować trzy opowiadania na raz ;o
Btw, za 3 dni (08.08.) jadę nad morze
(nie wiem na ile, lol)
 i idk czy będę miała internet ;_;
ZAPRASZAM NA MOJE DRUGIE FF
^click^
CZO TEN DŻASTEN