poniedziałek, 23 marca 2015

11.-School is the worst.

Leila 

Trwaliśmy w uścisku jeszcze przez kilka dobrych minut, ale szczerze powiedziawszy chciałam być w jego ramionach na zawsze. 
Justin sprawił, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Kto by pomyślał, że jedna osoba może dać ci tyle szczęścia? 
No one
*Rano*
Przeciągnęła się ziewając cicho. Przetarła oczy i podniosła się do pozycji siedzącej. Wciąż była na tej samej kanapie, na której obudziła się zeszłego wieczoru. Twierdziła, że jest bardzo wygodna. Powoli odkryła się i wstała lekko się chwiejąc. Oparła się o brzeg kanapy łapiąc się z głowę. Zacisnęła powieki po chwili je otwierając. Przed oczami dziewczyny pojawiły się znane jej już gwiazdki. Z powrotem usiadła na kanapę pokrytą kocem i wypuściła z siebie powietrze.
-Leila? Wszystko w porządku?-spytał znajomy głos. W kilka sekund znalazł się tuż obok szatynki.
-Tak, tak tylko trochę zakręciło mi się w głowie.-odpowiedziała kiwając głową. Uśmiechnął się i podał mi rękę, aby wstała.
-Mama zanim wyszła przygotowała nam śniadanie. Więc ze względu, ze wstałaś to możemy zjeść razem. A tak w ogóle jak ci się spało?-złapał Leile za rękę prowadząc do kuchni.
-Bardzo dobrze.-odpowiedziała  uśmiechając się do chłopaka. Naprawdę świetnie jej  się spało. Nie pamiętała już kiedy jej sen trwał tak długo. I jeszcze świadomość tego, że nie musiała brać leków nasennych jak co noc sprawiała, że była szczęśliwa.
-Mam nadzieję, że lubisz tosty z serem, bo nic innego nie było.-oznajmił kładąc talerze na ladę. Uśmiechnęła się smutno i wzięła jednego kęsa. Nie wiedziała czy to lubi. Dawno czegoś takiego nie jadła. Nie pamiętała tego smaku. Była bardzo głodna, jej organizm każdego dnia domagał się jedzenia lecz ona nie miała za co czegoś zjeść. Rodzinie Leili doskwierał brak pieniędzy. Matka dziewczyny wszystko przegrywała w walkach i wydawała na alkohol. Nie, wcale nie była zła w tym co robiła. Umiała się bić i to doskonale, ale inne zawodniczki były bardziej skoncentrowane na tym co robiły. U szatynki często pojawiały się bóle głowy oraz przemęczenie. Osoba w jej wieku powinna prowadzić zdrowy tryb życia. Lecz Leila nie mogła sobie na to pozwolić.
Zjadła całą porcję i wstała z miejsca, chłopak uczynił to samo. Chwyciła swój talerz i schyliła się, aby wziąć również jego, ale nie pozwolił jej na to. Za to zabrał z rąk szatynki naczynie i zostawił w zlewie. Wiedział doskonale, że dziewczyna potrzebowała odpoczynku i chciał, aby to uczyniła.
-Na górze po prawej stronie masz łazienkę, jak chcesz możesz tam zrobić te wszystkie dziewczyńskie rzeczy.-zrobił z palcy nawias co wyglądało śmiesznie z jego speszoną miną. Pokiwała głową i poszła schodami na górę.
Każdy krok, który stawiała stanowił dla niej trudność. Rana po zetknięciu ze szkłem nadal się nie zagoiła i nie zapowiadało się na to, aby się zagoiła.
Rozejrzała się po domu i nie mogła powstrzymać zachwytu. Wszystko było nowoczesne i eleganckie jak w pałacu. To wszystko była drogie, za drogie. Ona nawet nie śniła o takich luksusach. Chciała po prostu być szczęśliwa. Poszła w prawą stronę tak jak powiedział chłopak. chciała już otwierać drzwi gdy niewysoka blondynka ją zatrzymała.
-Hej, ty jesteś Leila, prawda?-spytała dziewczyna chcąc rozpocząć swoją intrygę. Szatynka pokiwała lekko głową nie wiedząc jak się zachować
-Ja jestem Jazmyn. Siostra Justina. Powiem ci, że musisz być wyjątkowa, że mój brat wziął cię do domu. Od dawna tu nikogo nie zapraszał.-uśmiechnęła się promiennie w stronę szatynki jakby chciała zyskać jej zaufanie.
-Ale uważaj na niego. Nie potrafi panować nad złością.-ostatnie słowo prawie, że wyszeptała w stronę Leili. Jazzy była żądna zemsty. Jej brat działał jej na nerwy. Nigdy nie pozwalał jej na nic. Ciągle jej rozkazywał i nią rządził. Nie widziała w tym jednak tego, że Justin się o nią martwił. Kochał ją ponad swoje życie i nie chciał jej łez. Jednak ona tego nie rozumiała. Była zapatrzona w Chada uważając go za ideał mężczyzny.
 Leila stała w osłupieniu przetwarzając słowa blondynki. Czy to znaczyło, że chłopak mógłby ją skrzywdzić? Doświadczyła już tego z jego strony, ale sądziła, że już tego nie zrobi.
Potrząsnęła głową i weszła do łazienki zamykając drzwi za sobą. Związała włosy w kucyk, który wyglądał gorzej niż koszmarnie i obmyła twarz wodą. Oparła ręce o umywalkę i zaciągnęła się mocno powietrzem. Nie podobało jej się to jak wyglądała. Była sobą zniesmaczona. Włosy były poplątane i do tego wysuszone niczym siano. Oczy miała podkrążone mimo tego, że tym razem się wyspała. Jedno było przyozdobione zielono fioletowym siniakiem. Policzki dziewczyny były zapadnięte przez co wyglądała jak kościotrup. Jej kiedyś lekko malinowe usta były blade, a na nich znajdowało się kilka rozcięć. Kilka łez spłynęło po jej wychudzonej twarzy. Zacisnęła usta oraz powieki powstrzymując się od płaczu. Na szafce obok niej leżał ręcznik, bluzka oraz szczotka do zębów, a na nich karteczka z koślawym napisem "Leila". Spojrzała na zegarek stojący po lustrem i stwierdziła, że ma jeszcze czas na prysznic. Zdjęła z siebie ubrania i weszła do kabiny prysznicowej, odkręcając wodę. Wzięła do ręki jakiś żel o zapachu truskawki był pod ręką i namydliła swoje ciało następnie spłukując je ciepłą wodą. Otuliła się ręcznikiem, ponieważ trzęsła się z zimna. Nałożyła pastę na szczoteczkę i zaczęła myć zęby ubierając się. Nałożyła koszulkę, którą zostawił jej chłopak. Była dla niej dużo za duża lecz jej odcień fioletu idealnie pasował do jeansów, które miała na sobie. Złożyła poprzednią koszulkę w kostkę i powiesiła mokry ręcznik na suszarkę. Otworzyła drzwi, a fala zimnego powietrza od razu ją orzeźwiła.
-Leila, zaraz wychodzimy!-krzyknął Justin, który z niecierpliwością czekał na dziewczynę. Nie był na nią zły, ani nic z tych rzeczy. Po prostu chciał, aby była przy nim. Leila lekko się wzdrygnęła na głos Justina. Wciąż pamiętała co powiedziała do niej Jazzy.
Dziewczyna zbiegła po schodach uśmiechając się do niego lekko, odwzajemnił uśmiech zakładając buty. Dziewczyna poczyniła to samo. Jej trampki były w opłakanym stanie, ale ona je uwielbiała. Dostała je od brata na urodziny kiedyś o takich marzyła... Jednak to się zmieniło. Chciała, aby Cody wrócił.
Chłopak otworzył drzwi przepuszczając dziewczynę jak na dżentelmena przystało. Szatyn chciał wyjąć z kieszeni kluczyki do samochodu jednak przypomniał sobie, że nic z tego.
-Musimy iść na piechotę, samochód zostawiłem przy szkole.-zaśmiał się krótko, a ona pokiwała głową.

Droga do szkoły zajęła im zaledwie 7 minut. Nie wiedzieli dlaczego, ale żadne z nich nie odezwało się słowem. Można powiedzieć, że napawali się spokojem. Kiedy przekroczyli próg budynku Leile automatycznie zemdliło. Nienawidziła tego miejsca. Justin objął swoją przyjaciółkę w talii, bo widział, że się niepokoi. Razem poszli do klasy.
*13:08*
Leila właśnie wychodziła z sali gimnastycznej gdzie przed chwilą miała lekcję. Przyspieszyła krok słysząc śmiechy za sobą. Była wyczerpana, bo trener dał im niezły wycisk, a ona zwyczajnie nie miała siły. Szatynka poszła w stronę łazienek mając nadzieję, że dziewczyny jej nie zauważą. Myliła się.
-Dawno się nie widziałyśmy co kochanie?- Kristen wraz z koleżankami zmierzały w kierunku szatynki. Leila wydała z siebie cichy jęk. Chciała tylko odpocząć.

-Fajna bluzka. Skąd ją masz? Niech zgadnę.. Nowy sklep! Nazywa się "śmietnik"!-parsknęła blondynka. Nie zdawała sobie nawet sprawy jak słowa mogą ranić.
-Co u twojego tatusia? Ah, przepraszam. Zapomniałam, że nie żyje!-nastolatki wybuchły śmiechem, ale Leili wcale nie było wesoło. Miała ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Nie wiedziała dlaczego wszyscy tak bardzo jej nienawidzą.
-Coś czuję, że dawno się nie myłaś może masz ochotę na kąpiel?-wszystkie uśmiechnęły się cwaniacko do siebie wiedząc co mają na myśli. Tylko szatyna patrzyła na nie z przerażeniem w oczach. Mackenzie szarpnęła Leile za włosy zmuszając ją, aby podążyła za nią. Otworzyły jedną z kabin i wepchnęły ją do środka tak, że lekko się zachwiała. Jedna z nich kopnęła Leile w nogę przez co ona automatycznie ją ugięła lądując na zimnych kafelkach. Kristen wplątała swoje długie tipsy we włosy szatynki wpychając jej głowę do muszli klozetowej. Nora pociągnęła za spłuczkę przez co natychmiastowo otrzymała krztuszenie się szatynki. Ponowiła czynność śmiejąc się. Leila nie potrafiła złapać oddechu i czuła, że wszystko zaczyna się rozmazywać. Mackenzie kopnęła nastolatkę w brzuch, a następnie wszystkie opuściły pomieszczenie zostawiając Leile, samą na podłodze. Kasłała tak jakby zaraz miała wykrztusić płuca. Jej twarz była czerwona od łez jak i od duszenia się. Chciała się poddać. Chciała stracić dopływ powietrza. Chciała umrzeć. Oparła się o ścianę i podciągnęła kolana do brody. Kiedy zadzwonił dzwonek sygnalizujący rozpoczęcie się kolejnej lekcji wybuchła niekontrolowanym płaczem. 

Tymczasem Justin szukał przyjaciółki. Chciał się jej pochwalić tym, że dostał się do drużyny. Był tak cholernie szczęśliwy, że nawet nie zwrócił uwagi na to, że po lekcji wychowania fizycznego od razu zniknęła wraz z grupką dziewczyn..
-Leila! Leila! Gdzie ty jesteś?!- krzyknął szatyn piąty raz przechodząc przez korytarz.

-A co ty tu robisz? Natychmiast na lekcję! Marsz!- akurat musiała pojawić się dyrektorka, która wręcz wepchnęła Justina do klasy. Zrezygnowany przeszedł przez pomieszczenie siadając w ostatniej ławce. Było inaczej. Było gorzej, bo obok niego nie było Leili. Przepisał temat lekcji i rozejrzał się po klasie. W pierwszych ławkach siedzieli kujoni, którzy bacznie przyglądali się zadaniu, który wypisywał nauczyciel na tablicy. Po prawej stronie siedzieli normalni uczniowie pokroju Justina. Co znaczy "normalni"? Osoby, które nie podporządkowują się nikomu i po prostu są sobą. Zaś po lewej ławki były oblegane przez cheerleaderki oraz członków drużyn sportowych. Justin mógłby siedzieć z nimi, lecz nie chciał się tak poniżać. To co reprezentowały sobą takie osoby wcale nie było godne podziwu. Zlustrował wzrokiem blondynki bawiące się swoimi włosami zalotnie przyglądając się chłopakom. Pokręcił głową na ich zachowanie. Jak można się tak zeszmacić-pomyślał odwracając głową i wpatrując się w zeszyt. Jednak po chwili o jego uszy obił się wysoki głos mówiący imię dziewczyny, która sprawiała, że wariował. Dziewczyna o piskliwym głosie zaśmiała się ponownie, a jej przyjaciółeczki zawtórowały. Szatyn natychmiast poderwał się z miejsca otrzymując zdziwione spojrzenie nauczyciela. Zakrył dłonią twarz ta jakby zaraz miał zwymiotować i wybiegł z klasy z prędkością światła. Przeczuwał, że coś stało się z dziewczyną, ale nie wiedział co. Zbiegł do szatni rozglądając się jedna nie było tam śladu żywej duszy. Wbiegł z powrotem po schodach i do głowy wpadła mu pewna myśl. Pokój 301. Pobiegł tam jak najszybciej mógł jednak sala była pusta. Oddychał głośno. Przez ostatnie lata nie mógł uprawiać sportu więc jego kondycja znacznie się pogorszyła. Zamknął na chwilę oczy opierając się o ściane. Po kilkudziesięciu sekundach jego oddech się unormował. Wstał i zmierzwił ręką włosy. Chciał wrócić do sali lecz usłyszał cichy szloch dobiegający z toalet. Niepewnym krokiem wszedł do pomieszczenia. Stawiał kolejno kroki na niebieskich kafelkach, które pokryte były warstwą brudu. Otworzył szerzej oczy zauważając Leile skuloną w kącie z przemokniętymi włosami oraz koszulką. Natychmiast uklęknął przed nią i oplótł ręce wokół jej drobnego ciała. Zadrżała lekko czując ciepło bijące od niego. Pomimo słów, które usłyszała rano od Jazmyn czuła się przy nim bezpiecznie. Zastanawiał się dlaczego taką dziewczynę jak Leile spotykają tak okropne rzeczy. Nie wiedział tego. Za to wiedział, że musi jej pomóc.
____________________________________
Na wstępie chciałam Wam serdecznie podziękować za 7000 wyświetleń!!
To jest według mnie ogromna suma. Nawet nie zorientowałam się kiedy taka wybiła.

Kiedy zakładałam bloga sądziłam, że czytać moje opowiadanie będzie może 2 osoby..?
A tu co? Pod ostatnim rozdziałem pojawiło się aż 14 komentarzy!
Nawet nie wiecie jak bardzo jest mi miło gdy pytacie się mnie kiedy będzie następny rozdział.

To bardzo motywuje.
Ah no i przepraszam za ten rozdział. Wiem, że jest beznadziejny. Wy zrobiliście mi takie niespodzianki, a ja dodaję takie nudne coś...Przepraszam.
Do: Klaudia ;3Oczywiście, że mogę Cię informować o rozdziałach---> tu
Też bym chciała dodać nowe piosenki lecz nie wiem jakie.. Jeżeli chcecie możecie podać wasze propozycje, a ja z pewnością rozważę ich dodanie.

Do następnego <3




środa, 18 marca 2015

10.- Like princess.

 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

Justin
-Do zobaczenia-odparła wydostając się z uścisku i pomachała w moim kierunku ręką, a ja powtórzyłem gest oddalając się w stronę schodów. Wyjęła klucze z kieszeni spodni i włożyła jeden z nich w zamek. Zatrzymałem się na półpiętrze patrząc jak znika za drzwiami zakluczając je. Chciałem już schodzić lecz do głowy wpadł mi zupełnie inny pomysł. Pobiegłem z powrotem na górę podchodząc cicho do drzwi. Przystawiłem ucho do drewnianej powierzchni.
-Gdzie ty do cholery jasnej byłaś, mała suko?-usłyszałem donośny krzyk kobiety. 
-Odpowiadaj gówniaro!-charakterystyczny dźwięk obił się o moje uszy, a następnie ten stłumiony jęk nastolatki wyprowadził mnie z równowagi. 
Nacisnąłem na klamkę kilkakrotnie, ale przypominałem sobie jak Leila zamykała drzwi na moich oczach.
-Przyniosłam nam je-jedzenie, mamo pro-proszę przestań.-wiedziałem, że mówi o jedzeniu, które kupiliśmy razem. To przeze mnie teraz cierpi. Gdybym nie zabierał jej ze sobą nic takiego by się nie wydarzyło. 
Rozpiąłem kurtkę i przyłożyłem suwak od niej do zamka od klucza. Kiedyś się udawało. 
-Słuchaj zdziro, to ja decyduję o tym co możesz, a czego nie.-oschły głos kobiety sprawił, że miałem ochotę spalić ją żywcem. Jeszcze raz nazwie szatynkę w ten sposób, a postaram się o to, aby umierała w męce. 
Walnąłem ręką w ścianę próbując uspokoić moje emocje, ale to nie pomagało. Wziąłem kilka głębokich oddechów i ponowiłem próbę dostania się do środka. Obiecałem jej. Obiecałem, że nikt jej nie skrzywdzi. Rozumiecie?! Obiecałem jej to do kurwy nędzy! A obietnic się nie łamie.. 
-Masz się mnie pytać o zgodę za każdym-nastąpiła chwila przerwy i słychać było tylko uderzenie-razem-płacz Leili-gdy-kolejne uderzenie w twarz-gdzieś-dławienie się szatynki-idziesz.- i ostatnie uderzenie tym razem wyraźniejsze. Nie wytrzymałem i z całej siły wparowałem na drzwi, a te upadły z hukiem na podłogę. Wiecie jak się czułem gdy to wszystko słyszałem? Nie mogłem jej pomóc.. To było dosłownie tak jakbym to ja zadawał jej każde uderzenie. Wbiegłem do środka otrzymując zdezorientowane spojrzenie jej rodzicielki. Opuściła rękę, którą przed chwilą dusiła szatynkę wzdłuż ciała. Leila łapiąc kilka oddechów upadła na podłogę i zamknęła oczy. 
-Kim myśli pani, że kurwa jest?!-wrzasnąłem, a na mojej szyi pojawiły się wyraźnie zarysowane żyły. Wszystkie lekcje mojej mamy na temat szanowania kobiet wyparowały. Miałem ochotę sprawić, aby cierpiała tak jak moja księżniczka. Chciałem wytłumaczyć sobie kilka spraw z tą kobietą, a raczej czarownicą, ale najważniejsza była wtedy Leila. Podniosłem ją tak jak pan młody nosi  wybrankę swego serca. Myślałem o tym, aby zadzwonić na policję i na pogotowie, ale dziewczyna wyraźnie zaznaczyła, że nie chcę stracić swojego rodzeństwa i doskonale wiedziałem, że nie lubi szpitali. Nie chciałem się jej sprzeciwiać, bo pomyślałaby, że robię jej na złość. Postanowiłem, że zabiorę ją do swojego domu. Wyszedłem z mieszkania nie trudząc się o naprawienie drzwi. Szatynka miała lekko rozchylone usta i oddychała miarowo. Wyglądała prześlicznie nawet z tymi śińcami Uśmiechnąłem się automatycznie. Jak to możliwe, że tak po prostu zasnęła?
Zbiegłem z nią ostrożnie po schodach. Dłonią odgarnąłem kosmyki włosów, które opadły na jej czoło. Rozglądałem się po podwórku w poszukiwaniu samochodu zwilżając językiem wargę. Mentalnie walnąłem się ręką w twarz. Samochód zostawiłem pod szkołą. Brawo Justin. No nic.. trzeba się dotlenić!   Poprawiłem uścisk na ciele dziewczyny i ruszyłem dalej. 
Czemu jak dzień był już dobry i Leila była wyraźnie szczęśliwa wszystko musiało się tak skończyć? 
Gdy wtedy zobaczyłem jak łapy Mike'a przylegają do jej ciała miałem ochotę rozerwać go na strzępy.. Nikt nie ma prawa jej dotykać bez jej zgody.  Myślałem, że zacznę skakać z radości gdy zgodziła się mnie wysłuchać. A kiedy mi wybaczyła to wprost promianiałem. Wiedziałem, że szatynka ma dobre serce, ale nie sądziłem, że da mi drugą szansę.
Gdy ją przytuliłem była zszokowana, ale gdy się rozluźniła odetchnąłem  z ulgą i mocniej się w nią wtuliłem. Jej długie włosy opadały na ramiona, a mój nos był w nich zatopiony wciągając aksamitny zapach fiołków. Nasza obietnica była najpiękniejsza na świecie. Cieszyłem się gdy zgodziła się zostać moją przyjaciółką.
Ato limo pod okiem.. Jeszcze bardziej mnie dobiło. Taka wspaniała istotka jak ona nie zasługiwała  na coś tak okrutnego. Czemu jej matka tak się nad nią znęca? Co ta biedna dziewczyna zawiniła? Nie znam odpowiedzi na jeszcze wiele pytań.-pomyślałem.

Kiedy poszliśmy do baru i Katie spytała się nas czy jesteśmy parą Leila była zaskoczona tym pytaniem i  i prawie wypluła napój krztusząc się. Zaprzeczyłem, ponieważ wiedziałem, że to dla szatynki niezręczne. Twarz wykrzywiłem w ledwo widzialny grymas. Reakcja dziewczyn była jednoznaczna. Na pewno nic do mnie nie czuje. Następnie ta kelnerka, która wyraźnie do mnie zarywała. jej biodra kołysały się przy każdym kroku, a guzik od koszuli był odpięty ukazując piersi. Nie powiem.. Fajne widoki, ale wolałbym jakby na jej miejscu była Leila. To w  tej słodkiej szatynce się zauroczyłem. Szkoda tylko, że ona nic do mnie nie czuje.
Wcześniej wspominała mi o tym, że sucharek musi jej starczyć jeszcze na następny dzień. Nie mogłem pozwolić jej chodzić głodnej. Wiedziałem, że są biedni dlatego postanowiłem pomóc. Kości policzkowe Leili były bardzo widoczne, a nadgarstki z łatwością można było objąć dłonią. Była bardzo wychudzona.
Gdy sprzedawca powiedział ile mam zapłacić Leila była przerażona nie chciał żebym za nią płacił i to było słodkie. Jednak chciałem to zrobić. Chciałem jej pomóc. Swoją drogą ciepło zrobiło mi się na sercu gdy miałem świadomość, że  zrobiłem dobry uczynek.
Poprawiłem jej ciało na moich rękach i wypuściłem siebie głośno powietrze. Leila nie była ciężka wręcz przeciwnie, była lekka jak piórko. lecz niesienie kogoś przez pięć kilometrów potrafi zmęczyć. Łokciem przycisnąłem  dzwonek i już po chwili usłyszałem ciche kroki zmierzające w stronę drzwi. Rozpoznałem w nich swoją siostrę. Po chwili drzwi się uchyliły, a Jazzy posłała zdezorientowane spojrzenie.
-Kto to jest?-spytała wskazując dłonią na moją księżniczkę.
-Przyjaciółka, przesuniesz się wreszcie, bo chcę wejść do tego cholernego domu.-odpowiedziałem lekko zirytowany na co ona tylko kiwnęła głową wpuszczając mnie do środka.
-Ściągniesz te rzeczy z kanapy?-spytałem przygryzając wargę. Szatynka wciąż oddychała miarowo ułożona w moich ramionach. Jazmyn posłusznie ściągnęła zbędne rzecz z mebla. Położyłem Leile ostrożnie na kanapę uprzednio układając  pod jej głowę poduszki. Przykryłem ją kocem i jeszcze przez chwilę się jej przyglądałem, a następie powędrowałem do kuchni gdzie znajdowała się Jaz. Czy na pewno dobrze zrobiłem, że wziąłem ją do siebie? Może będzie jeszcze gorzej? Ale przecież mogła ją zabić..- moje myśli odbijały się ciągle w moim umyśle.
-Co jej się stało?-spytała wyprowadzając mnie z tłoku rozmyśleń. Zmarszczyłem brwi i wziąłem szklankę napełniając ją sokiem pomarańczowym.
-No przecież widziałam te wszystkie siniaki. O mój Boże! To nie ty, prawda Justin? Powiedz, że to nie ty!-panikowała jakby się paliło..
-Oczywiście, że to nie ja, Jazzy! Jak mogłaś tak pomyśleć? Po prostu ona nie ma dobrej sytuacji w domu..-westchnąłem zgodnie z prawdą. Nie wierzyłem, że mogła tak źle o mnie myśleć. Ale.. Ona ma racje. Cholera ona ma rację! Przecież ją zraniłem i nieważne jak bardzo bym chciał i tak o tym nie zapomnę.
-Mama powinna wrócić za jakieś trzy godziny-poinformowała mnie patrząc na wyświetlacz w telefonie. Uśmiechnęła się do mnie słabo i ruszyła w stronę schodów.
-Poczekaj-złapałem za jej nadgarstek przyciągając bliżej.
-Musimy porozmawiać.-skinąłem głową w kierunku stołu, a ona usiadła na jednym z krzeseł. Ja usiadłem na przeciwko więc widzieliśmy swoje twarze doskonale. 
-No to.. O czym chcesz rozmawiać?-spytała bawiąc się bransoletką.
-Nie udawaj, że nie wiesz.-prychnąłem przejeżdżając dłońmi po włosach. 
-Po prostu się do niego nie zbliżaj, jasne?-zaakcętowałem każde słowo wyraźnie tak, aby wszystko zrozumiała. Zaśmiała się lekceważąco wstając z miejsca. 
-Nie będziesz mi mówił co mam robić.-syknęła mróżąc oczy. 
-Owszem będę.-również wstałem z krzesła i stanąłem obok niej. 
-Mam już piętnaście lat, prawie szesnaście więc pozwól, że będę miała swoje zdanie.
-Właśnie masz dopiero piętnaście lat, a zachowujesz się jak.. jak nawet nie wiem kto! Jesteś za młoda na takie rzeczy! -wrzasnąłem zaciskając zęby. 
-Nie jestem za młoda. Będę robić co chcę i z kim chcę i nic ci do tego, przestań się wpieprzać w moje życie! -w jej oczach pojawiły się łzy. Cholera.. Nienawidzę jak płacze..
-Jazzy.. Ja się po prostu martwię, nie rozumiesz?! Kocham cię i nie chcę, aby ktoś cię skrzywdził. Potem przyjdziesz do mnie z płaczem, że cię przeleciał i zostawił. Nie chcę tego!-wyrzuciłem ręce w powietrze przypatrując się dziewczynie. Na jej twarzy pojawił się dziwny uśmiech. 
-Skąd wiesz, że już tego nie robilśmy?-spytała szczerząc się. Przyrzekam, że moja twarz przybrała kolor pomidora, a szczęka się zacisnęła powodując bardzo widoczne żyły na szyi. 
Że co? Czy ona.. Czy ona na prawdę już z kimś spała? Przecież ona jest taka malutka.. 
-Spałaś z nim?!-moje nerwy wyszły z pod kontroli i doskonale o tym wiedziałem. Nastolatka milczała.
-Pytałem. Czy. Z. Nim. Spałaś?! Odpowiedz!-zacisnąłem pięści na koszulce kręcąc głową. 
-Może tak.. Może nie.-zaśmiała się kolejny raz i wbiegła na górę zatrzaskując drzwi od swojego pokoju. 
Co się z nią dzieje?
Niech to się okaże kłamstwem, bo inaczej nie daruję tego Chadowi. Co on sobie myślał? Jazzy ma dopiero piętnaście lat. Przecież niedawno chodziłem z nią na płac zabaw i chuśtałem ją na chuśtawce. Nie pozwokę jej na to, aby zrobiła z siebie dziwkę.  Znam Chada i dobrze wiem, że nie bawi się w uczucia i związki. Co noc zalicza nową panienkę, a ja po prostu nie chciałem, aby Jaz cierpiała z powodu złamanego serca. Wiedziałem doskonale, że jest wrażliwą dziewczyną. To tylko taki młodzięczy bunt. Moja mama też kiedyś to ze mną przerabiała. Pamiętam jak wracałem nad ranem tylko po to, aby zrobić jej na złość. Paliłem i piłem z kumplami tylko po to, aby im zaimponować, wcale mi się to nie podobało. Byłem cholernie głupi dlatego nie chciałem, aby to wszystko zdarzyło się również Jazmyn.
Pociągnąłem kilkakrotnie za końcówki włosów głośno wypuszczając powietrze z ust. Gdy już się trochę uspokoiłem zdjąłem z siebie bluzę odwieszając ją na wieszak. Dopiero teraz zorientowałem się, że w salonie jest Leila, która mogła obudzić się przez nasze krzyki. Skarciłem się w myślach za mój wybuchowy charakter. Cichymi krokami ruszyłem w stronę salonu. Na szczęście szatynka wciąż spała. Usiadłem na fotelu, który był tuż naprzeciwko kanapy. Mimowolnie przygryzłem wargę patrząc na Leile. Była tak cholernie piękna. Zupełnie jak Caitlin... 
Stop! Przestań o niej myśleć. Jej już nie ma, zrozum. 
-Ale ja nie mogę-wyszeptałem, a moje oczy momentalnie się zaszkliły. Nieważne jak bardzo bym chciał i tak nie mogę o niej zapomnieć. Minął dopiero rok od jej śmierci. To nie jest takie proste. Nie da się tak po prostu wymazać z pamięci wspomnień, cudownych wspomnień. Każda chwila z nią była wyjątkowa. Otarłem szybko łzy słysząc jak Leila przekręca się lekko. Przeciągnęła się jak to robi się zwykle rano i powoli przetarła oczy. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a szatynka wydała z siebie cichy jęk.
-Co ty tu robisz?-wyszeptała zdziwiona, mierzwiąc dłonią włosy. Umm.. Trudne pytanie!

Leila

-Co ty tu robisz?-spytałam z nutką przerażenia, podnosząc się do pozycji siedzącej. Ostatnie co pamiętam to krzyki matki i mój upadek na podłogę.
-Wiesz.. To trochę dziwne pytanie zważając na to, że jesteśmy u mnie w domu, no ale jak chcesz to mogę odpowiedzieć. Siedzę na fotelu i patrzę na ciebie.-zaśmiał się. Chwila, cooo? Dopiero teraz zorientowałam się, że siedzę na kanapie w obcym mi miejscu.
-Jak ja się tu znalazłam?
-Widzisz, bo ja podsłuchiwałem.. No i nie mogłem dostać się do drzwi potem się wkurzyłem i trochę je wam zepsułem no, ale hej! Przyniosłem cię na rękach jak prawdziwą księżniczkę!-uśmiechnął się przyjaźnie wstając z miejsca. Od razu zrobiło mi się miło. On się o mnie martwił. To tak wspaniałe uczucie.
-Ej, pamiętasz naszą obietnicę? -spytałam, a on pokiwał w zdziwieniu głową.
-Chciałabym, żebyś mnie przytulił.-spuściłam głowę w dół lekko się pesząc. Naprawdę bardzo potrzebowałam jego ramion obejmujących moje ciało. Czułam się wtedy bezpiecznie. Chłopak usiadł obok mnie i wtulił się we mnie. Oparłam brodę o jego ramie przymykając powieki.
-Dziękuję, Justin.-westchnęłam. Byłam mu tak bardzo wdzięczna. Tyle dla mnie robi. Jak ja mogę mu podziękować? No jak?
___________________________
Na wstępie chciałabym podziękować wspaniałej @nohumanluv za zrobienie mi przecudownego szablonu <3
Rozdział jest dość przeciętny. Nie miałam zbytnio czasu go napisać, a nie chciałam zaniedbywać bloga więc pisałam na lekcjach... Pozdrowienia mam jutro dwa sprawdziany i kartkówkę :") Ratujcie!
Co u was słychać? Piszcie w komentarzu chętnie poczytam!
Ask: http://ask.fm/loser890
Wattpad: http://www.wattpad.com/story/34168331-school-loser
Twitter: https://twitter.com/schoolloser890

niedziela, 15 marca 2015

09.-Our pinky promise.

Leila
Zaznaczyłam "NIE", bo zwyczajnie nie miałam ochoty na rozmowę z nikim. Chciałam po prostu zostać sama. Chłopak, którego przed chwilą spławiłam wydawał się smutny, ale co ja mogę poradzić na to, że źle się czuję?
wyszłam z klasy czując jak mój głód daje się we znaki. Otworzyłam drzwi wychodząc ze szkoły  mając nadzieję, że nikogo tutaj nie ma. Usiadłam  na ławce podciągając kolana do brody. Było dość zimno, ale słońce świeciło intensywnie. Wyjęłam nieszczęsnego sucharka z torby i wzięłam małego gryza. Lekko słony smak pieczywa wypełnił moje kubki smakowe. Nie jadłam nic od pięciu dni więc już nie miałam siły na nic. Drzwi wejściowe od szkoły wydały z siebie dziwny dźwięk sygnalizując, że ktoś z nich wyszedł. Ujrzałam umięśnioną sylwetkę i dobrze znaną mi twarz. Mike. Podszedł szybkim krokiem i chwilę potem znalazł się obok mnie. Uniósł mój podbródek gwałtownie w górę.
-Pro-proszę chociaż dzisiaj daj mi o-odpocząć-wyjąkałam cicho w jego stronę. Jestem zmęczona po wczorajszym incydencie. Jedyne o czym marzę to położyć się spać i w magiczny sposób zniknąć.
-To nie ty tu ustalasz zasady, mała.-parsknął i uśmiechnął się cwaniacko. Spojrzałam przez moment w jego oczy, ale tym razem nie widziałam tej samej nienawiści co zawsze. I to mnie najbardziej zaniepokoiło.
Pociągnął mnie gwałtownie za rękę. Znaleźliśmy się na tyłach szkoły. Popchnął mnie na ścianę. Jedną rękę położył tuż obok mojej głowy, a drugą zaczął błądzić po moim biodrze zatrzymując się na tyłku.
-C-co ty r-robisz?-próbowałam zdjąć jego ręce  z mojego ciała, ale on był silniejszy. Bałam się jak nigdy dotąd. Byliśmy tu zupełnie sami.
-Nic zupełnie nic...- wyszeptał mi do ucha jakby w transie, a następnie przygryzł jego płatek. Zaczął składać mokre pocałunki na mojej szyi. Miałam wrażenie, że zwrócę zawartość żołądka nawet jeśli prawie nic tam nie miałam.
-Pro-proszę przestań.-wyjąkałam czując napływające łzy do moich oczu jednak nie dałam im ukazać się światu. 
-Wiem, że tego chcesz kochanie.- wsunął rękę pod moją bluzkę masując mój brzuch. Przysunął się bliżej tym samym napierając na moje ciało. Momentalnie zachłysnęłam się powietrzem i próbowałam unormować oddech. 
-Nie, nie, nie! Nie chcę! Zostaw mnie, proszę.-zacisnęłam powieki czując dłonie chłopaka w miejscu, w którym nie chciałam być dotykana. 
-Błagam przestań- jęknęłam. Wtem poczułam jak chłopak odsuwa się ode mnie, a chwilę potem leżał na ziemi podpierając się, aby wstać. Podniosłam głowę zauważając czekoladowe tęczówki, które badały moje ciało. Podniósł wzrok wpatrując się w moje oczy. 
-Nic ci nie jest?-spytał jakby z troską przenosząc ciężar ciała na prawą nogę. Poprawił dłonią włosy, które niesforne opadły mu na czoło. 
-T-tak, myślę, że wszystko w po-porządku- wychyliłam się lekko zauważając, że brunet zdążył podnieść się z podłogi. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, a Justin zdołał to chyba zauważyć, bo pewnym krokiem podszedł do chłopaka i wymierzył mu cios w twarz. Mike wydawał się jakiś otępiały, bo cały czas wpatrywał się w jeden punkt i nawet nie zareagował na atak ze strony przeciwnika. Szatyn uderzył go jeszcze kilka razy, a na koniec wyszeptał mu coś do ucha i pchnął, a ten od razu oddalił się od nas. 
Usiadłam na pobliskiej ławce bawiąc się palcami. Co wstąpiło w Mike'a? Czemu nie zrobił tego co zawsze tylko chciał mnie.. no wiecie. A najważniejsze, co by było gdyby Justin się nie zjawił? 
-Na pewno wzystko w porządku? Boli cię coś? Źle się czujesz?-z zamyśleń wyrwał mnie szatyn, który jakby szukał dziury w całym. Ludzie, wszystko w porządku! 
-Tak na pewno.- potwierdziłam wyjmując sucharka z torby. Ugryzłam kawałek przeżuwając, a następnie owinęłam go w papier i schowałam z powrotem. 
Chłopak patrzył na mnie jak na wariatkę, a ja tylko podniosłam brew w celu dowiedzenia się o co mu chodzi. 
-Dlaczego tego nie dokończysz?- wskazał na papier, w który owinięte było moje jedzenie na najbliższe kilka dni. 
-Uhm.. No bo musi mi zostać coś na jutro-odpowiedziałam zgodnie z prawdą i skrzywiłam się lekko. 
-Rozumiem- pokiwał głową i posłał mi spojrzenie mówiące ''przepraszam''.
Wstałam z miejsca z zamiarem wrócenia do szkoły. 
-Proszę poczekaj. Wiem, że zaznaczyłaś "nie" ale proszę porozmawiaj ze mną.- złapał moją dłoń, a ja poczułam lekkie mrowienie. 
-Okej.- usiadłam z powrotem na ławkę czekając aż zacznie mówić. 
-Leila ja.. nawet nie wiem co mam powiedzieć. Strasznie cię przepraszam. Wiem, że zachowałem się jak ostatni dupek..-Nie mówisz?!  Zachowałeś się jak Mike czyli najgorszy skurwiel tego świata.
-Ale po prostu.. Po prostu.. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Tak bardzo chciałem się tam dostać, że zapomniałem o wszystkim, o tym, że stracę twoje zaufanie. Nie wiedziałem, że masz mnie za przyjaciela, ale.. Teraz strasznie żałuję, że straciłem taką przyjaciółkę jak ty. Bo mimo tego, że poznaliśmy się kilka dni temu to bardzo cię polubiłem. Chciałbym cię chronić tylko jest jeden warunek. Musisz mi wybaczyć. Wybaczysz mi?- nie wiem jak on to zrobił, ale wypowiedział to wszystko na zaledwie dwóch oddechach. Patrzył cały czas prosto w moje oczy przez co wiedziałam, że mnie nie okłamuje. Co zrobić? serce mówi 'tak', ale umysł mówi 'nie'. Tata zawsze mówił, że trzeba słuchać głosu własnego serca. Wystawił otwartą dłoń w moim kierunku, a ja położyłam na niej dłoń niepewnie ściskając. Dopiero teraz zobaczyłam, że jego przedramienia pokryte są tatuażami. Byłam pewna, że każdy z nich ma swoją historię. Ciekawe czy ma ich więcej. Moja dłoń była taka mała w porównaniu z jego. Przysunął mnie do siebie, zamykając w uścisku. Najpierw byłam zszokowana jego czynem, ale po chwili rozluźniłam się i wtuliłam w ciało chłopaka. Zapach axe dostał się do moich nozdrzy. Pachniał tak cholernie dobrze. 
-Przepraszam.-wymruczał odsuwając się ode mnie. Nie wiem czy dobrze zrobiłam wybaczając mu, ale zwyczajnie boję się zostać sama. Chciałam mieć kogoś z kim  mogłabym porozmawiać, pośmiać lub po prostu być obok niego. Chłopak wyciągnął rękę i wyprostował mały paluszek. 
-Obiecuję, że będę cię chronić, pocieszać i przytulać. Nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić. Zawsze gdy coś się stanie masz do mnie zadzwonić. Będę najlepszym przyjacielem jakim tylko potrafię być. Będziesz miała zawsze we mnie wsparcie.-to co powiedział tak bardzo mnie rozczuliło, że moje oczy się zaszkliły. Nigdy nie słyszałam niczego piękniejszego w kierunku mojej osoby. 
-Obiecuję, że będę ci ufać, wspierać cię i być z tobą zawsze. Będę cię przytulać i wkurzać- zaśmiałem się lekko. 
-Będę najlepszą przyjaciółką jaką tylko zdołam być. 
-Obiecuję.- odparł zginając palec. 
-Obiecuję.- powiedziałam cichutko zaczepiając swój palec o jego.* Uśmiechnęliśmy się szeroko do siebie. 
-To takie dziecinne.-śmiech wydobył się z moich ust, a Justin zawtórował. Usiadł tuż obok mnie kładąc głowę na moim ramieniu. 
-Wiesz, że właśnie przegapiliśmy lekcję?- uniósł brew do góry. 
-Wiem, ale wolę siedzieć tu z moim przyjacielem.
-Po co ci te okulary?-spytał wyraźnie zdziwiony, a ja siedziałam nie wiedząc co powiedzieć. Mam powiedzieć prawdę? 
-Ja uhm... No wiesz. Po prostu no.. Strasznie bolą mnie.. oczy od światła.-wzruszyłam ramionami miejąc cicho nadzieję, że mi wybaczy. 
-Leila.. Przed chwilą powiedziałaś, że będziesz mi ufać. Myślisz, że wierzę w te całe "zalecenie lekarza"?- ułożył palce w cudzysłów krzywiąc się lekko. Cholera miał rację. Zdjęłam powoli okulary i odwróciłam twarz w stronę chłopaka spuszczając głowę. Siedział jakby sparaliżowany z otwartą buzią. Złapał za mój podbródek unosząc moją głowę w górę, zeskanował całą moją twarz. 
-To Mike? Zabiję go.- wycedził przez zęby uderzając pięścią o ławkę. 
-Nie Justin. To nie on.- pokręciłam głową. 
-To kto ci to zrobił?- spytał jakby zaniepokojony. Przypatrywał mi się przez chwilę, a potem złapał mnie za rękę dodając otuchy. Powiedzieć czy nie powiedzieć? Obiecałam, że będę mu ufać.. Czy mu ufam? Chyba tak. Przynajmniej tak mi się wydaję. 
-To moja mama.-te trzy słowa przeszły mi przez gardło tak trudno.. Nadal nie mogłam pogodzić się z tym, że moja rodzicielka nie jest kochającą matką. 
-Jak to? Chcesz mi powiedzieć, że ona cię bije?-splótł nasz palce razem, a następnie mnie przytulił. Powinien dostać medal dla najlepszego misia do przytulania. Pokiwałam głową w celu odpowiedzi. Szatyn nie zaprzestał uścisku tylko go wzmocnił. 
-Powiedziałaś o tym komuś?-spytał nadal mnie przytulając. Tym razem pokręciłam głową przecząco.
-Musisz to zgłość na policjię. Nie możesz jej pozwalać na krzywdzenie ciebie. 
-Nie mogę ich stracić.-pokręciłam szybko głową łącząc usta w cienką linię to zatrzymywało mój płacz, który chciałam wypuścić z siebie. 
-Leila, o czym ty mówisz?
-Raczej o kim. Jeżeli pójdę z tym na policję my znajdziemy się w domu dziecka. Nie wiadomo czy w tym samym.  A Brad i Lily są wszystkim co mam. Kocham ich ponad wszystko.- tym razem nie wytrzymałam i jedna łza spłynęła po moim policzku zostawiając ślad na koszuli szatyna.
-Cichutko, wszystko będzie dobrze.-zapewnił mnie gładząc po plecach.
-A teraz chodź, trzeba cię nakarmić.-wstał lecz ja nadal byłam w niego wtulona. Czy wyglądaliśmy jak para? Pewnie tak, ale to niestety tylko przyjaźń. 
-Mnie jest tu dobrze.-wymruczałam zgodnie z prawdą. Zaśmiał się uroczo całując moje włosy. Dlaczego on musi być tak słodki? 
Pociągnął mnie za rękę w kierunku bramy , która osłaniała budynek. 
-Teraz musimy być jak tajemnicze żółwie ninja!-krzyknął i pociągnął mnie za rękę. Jakie tajemnicze? Pff one były wojownicze! Biegliśmy śmiejąc się głośno, bo tuż za nami dozorca krzyczał jakieś bzdury. Justin gwałtownie się zatrzymał, a ja nie zdążyłam wystopować i wpadłam wprost na jego plecy. Upadliśmy na ziemie śmiejąc się. Zauważyliście co mówiłam odkąd się pogodziliśmy? Ciągle się uśmiechałam i śmiałam. Dopiero przy nim poczułam się swobodnie. On sprawia, że czuję się szczęśliwa. Może Bóg stwierdził, że za dużo mojej męki i zesłał mi anioła stróża? Justin wyglądał trochę jak anioł. Piękny uśmiech, niebiańskie oczy i lśniące włosy.
Podniosłam się z ziemi otrzepując ubrania. Szatyn wciąż leżał na ziemi przypatrując się mi. Wystawiłam rękę w jego kierunku pomagając mu wstać.
Powędrowaliśmy w nieznanym mi kierunku dlatego chłopak mnie prowadził. 
Znaleźliśmy się w jakimś barze o nazwie Katie's home. W tle było słychać grę jakiegoś zespołu, a w powietrzu unosił się przyjazny zapach. Zajęliśmy miejsca na wysokich siedzeniach przy ladzie. Stukałam nerwowo paznokciami o powierzchnię blatu. Spojrzałam na Justina, który uśmiechnął się delikatnie. 
-Katie! Poproszę o gorącą czekoladę dla mnie i koleżanki.-zawołał w kierunku kobiety o krótkich blond włosach. Była bardzo niska, ale również zgrabna. Miała może ze dwadzieścia osiem lat. Odwróciła się w naszą stronę z promiennym uśmiechem. 
-Justin! Jak dawno cię nie widziałam. Ale się zmieniłeś. Jak ostatnio u mnie byłeś to było z ciebie takie chucherko, a teraz prawdziwy mężczyzna!-przytuliła się do niego, a szatyn to odwzajemnił utrzymując zażenowaną minę spowodowaną słowami kobiety. Ja siedziałam próbując zatrzymać śmiech. Chłopak posłał mi mordercze spojrzenie, a w tym czasie Katie zdążyła przynieść nam nasze napoje. Upiłam łyk i poczułam jak ciepła ciecz ogrzewa moje ciało. 
-Bardzo smaczne-powiedziałam w kierunku blondynki, która nam się przyglądała. 
-Jestem Katie-wystawiła rękę w moim kierunku, a ja ją uścisnęłam mówiąc swoje imię. 
-Jesteś dziewczyną Justina?-takiego pytanie się nie spodziewałam. Zakrztusiłam się czekoladą, którą przed chwilą wlałam do ust i kiwnęłam przecząco głową.
-Leila to moja przyjaciółka-wyjaśnił posyłając szczery uśmiech. Mogłabym go oglądać dniami i nocami. Chciałabym być dziewczyną Justina.
-Co byś chciała zjeść?-spytał uprzejmie szatyn splatając palce ze sobą.
-Justin, nie mam pieniędzy.-wyszeptałam ukradkiem rozglądając się po pomieszczeniu. 
-To ja ci proponuję więc to ja zapłacę.-powiedział pewnie. Nie lubiłam jak ludzie się nade mną litowali. Czułam się wtedy strasznie słaba. 
Pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam i wybrałam kanapkę, która znajdowała się w menu. Szatyn złożył zamówienie jakiejś brunetce z wyeksponowanymi piersiami, która przy każdym kroku kręciła tyłkiem. Justin przez chwilę patrzył na jej "atuty", które prawdopodobnie były sztuczne. Nie wiem dlaczego, ale poczułam zazdrość i miałam ochotę zasłonić mu oczy tak jak robi się to dzieciom podczas oglądania filmu gdzie "pani i pani się całują". Przyszła z powrotem z naszym jedzeniem. Mój talerz praktycznie rzuciła na ladę obdarzając mnie spojrzeniem zabójcy. Do chłopaka podeszła zupełnie inaczej. Nachyliła się nad nim tak, że jej piersi praktycznie wyskoczyły ze swojego miejsca. Mrugnęła do niego stawiając talerz, a obok niego położyła paragon wraz ze swoim numerem telefonu. Chyba pomyliła miejsca pracy.. Powinna iść do burdelu. Wzdrygnęłam się lekko spostrzegając nienawiść, która nagromadzila się we mnie. Justin posłał jej ostatnie spojrzenie i zgniótł papierek z numerem tej tapeciary wyrzucając go gdzieś. Odetchnęłam z ulgą. 
Zjedliśmy w ciszy, a potem szatyn oznajmił Katie, że musimy już iść. Ta się z nami pożegnała ciągle mówiąc jaka by była z nas piękna para. Też tak uważam. Szkoda, że on nie podziela mojego zdania.. Wyszliśmy z budynku, a fala zimnego powietrza zdzieliła mnie w twarz. 
-Pójdziemy jeszcze do sklepu.-Justin wskazał na supermarket, który stał na przeciwko. Pokiwałam głową z uśmiechem. Weszliśmy do środka. 
Wybierałam niepewnie pojedyncze rzeczy z półek. Nie było to komfortowe. Czułam się dziwnie z tym, że obarczam Justina swoimi rachunkami. Nie wiem jak mu się odwdzięczę. Szatyn chyba zauważył moją niepewność, bo zaczął ściągać z regałów następujące rzeczy. 
-No dalej! Lubisz czekoladę?- spytał, a na twarzy malował mu się duży uśmiech. 
-Lubię. -odpowiedziałam. Kto nie lubi czekolady? Zgarnął z półki cztery tabliczki i podeszliśmy do kasy. 
-Sto dwa dolary pięćdziesiąt dziewięć centów.-gdy usłyszałam głos sprzedawcy moje oczy powiększyły się kilkakrotnie. Nerwowo przełknęłam ślinę i spojrzałam na chłopaka, który zwyczajnie się do mnie uśmiechnął wyjmując kartę kredytową. To prawda kosz jest pełny, ale nie spodziewałam się takiej sumy. Wpakowaliśmy wszystko do toreb i wyszliśmy ze sklepu. Niosłam dwie siatki, które były bardzo ciężkie i spojrzałam na Justina, który niósł ich aż cztery.. Wydał na mnie tyle pieniędzy.. Nie zdołam ich mu oddać. Zatrzymałam się na chodniku. Chłopak chyba zorientował się, że nie idę za nim po tym, że nie było słychać moich kroków. 
-Co jest?-spytał odstawiając siatki na ziemie. 
-Justin, bo to wszystko to za dużo .. Ja dziękuję ci i to bardzo, ale ja nie mogę. Chodź oddajmy to.-wskazałam na siatki znajdujące się na kostce. 
-Ale ja chciałem ci to kupić. Jestem pełnoletni i mogę decydować o swoich czynach. Albo weźmiesz to do domu albo ja to wszystko zjem.- zaśmiał się. Jedyne co mnie zastanawiało to to czemu Justin chodzi do pierwszej klasy skoro jest ode mnie starszy o trzy lata. 
Podniosłam siatki i ruszyłam za chłopakiem. 
Chwilę później znajdywaliśmy się pod moim blokiem. Farba w niektórych miejscach była zdarta, a w nielicznych oknach szkło było wybite. Szatyn odprowadził mnie pod same drzwi. 
-Nie wiem jak mam ci dziękować-westchnęłam nieśmiało spoglądając na chłopaka. 
-Po prostu mnie przytul.-okrył ramionami moje ciało dostarczając mi tym samym ciepło bijące od niego. Chciałam zostać w tym uścisku do końca życia, ale oświeciła mnie szara rzeczywistość. 
-Do zobaczenia.-pomachałam dłonią do Justina, a on odpłacił się tym samym. Wyjęłam klucz z kieszeni spodni i otworzyłam drzwi obserwując jak chłopak schodzi po schodach.
-Mamo? Mamo, jesteś?- spytałam cichym głosem. 
-Gdzie ty do cholery jasnej byłaś, mała suko?!-wrzasnęła popychając mnie na ścianę. 
-Odpowiadaj gówniaro!-znowu ten sam ton głosu. Ja naprawdę mam tego dość. Dzisiejszy dzień był jednym z najlepszych dni od trzech lat. Ale zawsze coś musi zepsuć mój humor. 
Poczułam kolano matki na moim brzuchu. 
-Przyniosłam nam je-jedzenie. Mamo pro-proszę przestań.-wyjąkałam w stronę rodzicielki łapiąc się za brzuch. Tym razem poczułam dłoń kobiety przylegającą do mojej szyi. 
-Słuchaj zdziro, to ja decyduję o tym co możesz, a czego nie. Masz się mnie pytać o zgodę za każdym-cios w twarz-razem-cios w twarz-gdy-cios w twarz-gdzieś-cios w twarz-idziesz-spotkanie kolana matki z moim brzuchem. Czułam jakby wszystko wokół wirowało. Nie mogłam oddychać, a głowa i brzuch bolały mnie niemiłosiernie. Kobieta opuściła rękę wzdłuż ciała tym samym opadłam na podłogę.
___________________
*Nie potrafiłam tego dokładniej wytłumaczyć. Zdjęcie "pinky promise"(obietnicy na mały paluszek) zostawiam wam niżej. 
Tym razem cały rozdział jest z perspektywy Leili i jest prawie dwa razy dłuższy niż poprzedni!

Byłyśmy dzisiaj z grupą na przeglądzie tanecznym ("Asteriada") no i w sumie nie było tak źle. Pomyliłam się raz. Dziewczyny też mówiły, że się pomyliły, ale pani i tak powiedziała, że jest z nas dumna. Spotkałam tam też mamę mojej przyjaciółki, z którą nie widziałam się już dwa lata. 
A więc dzień zaliczam do udanych, a co u Was?

wtorek, 10 marca 2015

08.- One fucking loop can change my life.

Leila


Gdy otworzyłam oczy zorientowałam się, że wciąż leżę na podłodze pełnej szkła. Spojrzałam na zegarek, który był pamiątką po moim ojcu. 07:24. 

Wstałam jak najwolniej potrafiłam choć i tak najdelikatniejszy ruch niemiłosiernie mnie bolał. Postawiłam jedną nogę na schodku i zorientowałam się, że w podeszwie jest szkło. Wyjęłam je ostrożnie, a następnie zdjęłam buty. 
Każdy kolejny krok bolał jeszcze bardziej, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. 

Wreszcie doczłapałam do pokoju i wyjęłam przypadkowe części garderoby, które chciałam dziś założyć. 

Powolnym krokiem ruszyłam w stronę łazienki, gdy stanęłam przed lustrem  zamarłam. Z rany na czole sączyła się krew, obok niej znajdywał się rozcięty łuk brwiowy. Całe oko okrążał wielki siniak, a na ustach widniało rozcięcie. 

Mój obraz dokładnie odzwierciedla to co czuję w środku. Ja umieram.. 

Odkręciłem kran aby oczyścić twarz. Wyglądałam jak siedem nieszczęść, a czułam się jeszcze gorzej.
Tyle razy byłam bliska proszeniu kogoś o pomoc, ale boję się, że rozdzielą mnie i moje rodzeństwo. A tak naprawdę oni są wszystkim co mam. Ponadto straciliśmy ojca. Nie chcę aby stracili też matkę. 

I mimo tych wszystkich krzywd, które mi wyrządziła byłam skłonna o nich zapomnieć gdyby tylko mnie przeprosiła i obiecała, prawdziwie obiecała, że już więcej mnie nie zrani. Chciałabym się do niej przytulić. Tak po prostu przytulić. Czy moje pragnienia są jakieś niemożliwe do spełnienia? Czy to naprawdę tak wiele? 

Zatopiłam ręce w wodzie i nabrałam na dłonie trochę substancji. Szybkim ruchem chlusnęłam cieczą na twarz orzeźwiając się. Przez moje ciało przeszedł dreszcz spowodowany odmiennymi temperaturami. 
Wzięłam ręcznik z szafki pod umywalką. Przyłożyłam materiał do głowy i poczułam zapach wstęchlizny. Zbytnio się tym nie przejęłam, bo nasze mieszkanie nie należy do zadbanych. Starałam się tu sprzątać jak najcześciej, ale szkoła, opieka nad rodzeństwem, no i jeszcze uczenie się do szkoły zajmuje mi zbyt wiele czasu. 
Dotknęłam skrawkiem ręcznika skroń, na której znajdowała się już zaschnięta krew.  Wargę oraz łuk brwiowy przetarłam wacikiem polanym spirytusem.
Zdjęłam szarą koszulkę, którą zostawił mi mój starszy brat-Cody zanim wyjechał. Rozpięłam rozporek i zsunęłam nogawki pozostając w bieliźnie. Zjechałam dłonią na brzuch. Momentalnie z moich oczu popłynęły łzy na przypomnienie sobie chłopaka, która przyczynił się do jego powstania. Ściągnęłam pozostałą część garderoby i weszłam pod prysznic. Wylałam jagodową substancje z butelki, którą kupiłam w jakimś najtańszym sklepie. Namydliłam ciało uważając na skrawki pokryte sińcami i rozcięciami. Spłukałam płyn ciepłą wodną i wyszłam na kafelki otulając się ręcznikiem. Ubrałam się szybko i ponownie stanęłam przed lustrem. 

Musiałam zakryć jakoś te podbite oko. Wyjęłam tubkę z szafki i nałożyłam trochę kremu o kolorze zbliżonym do skóry na dłoń, a następnie przenosząc na sine miejsce. Rozklepałam lekko. Jakby przymknąć jedno oko. I drugie... To powiedzmy byłoby okej.
Podkład nawet w połowie nie zakrywał śladu po bolesnych spotkaniach z pięścią mojej matki. Czas na opcję awaryjną. Sięgnęłam po przyciemnione okulary z szafki i nałożyłam na nos. Uśmiechnęłam się ukazując szereg zębów i przybiłabym sobie mentalnie piątkę. Na dworze świeci słońce więc będę miała jakieś wytłumaczenie. Bo kto normalny nosi okulary przeciwsłoneczne w środku zimy? 

Wyszłam z łazienki zabierając rzeczy, które następnie schowałam do pokoju. Wstąpiłam na chwilę do pokoju rodzeństwa składając pocałunek na ich czołach. Przyglądałam się im przez chwilę. Klatki piersiowe unosiły się i opadały, a na twarzach gościł mału uśmiech. Cieszę się, że chociaż oni są szczęśliwi. Wyszłam z pokoju rzucają im ostatnie spojrzenie. 

Zbiegłam po schodach łapiąc torbę z książkami. Weszłam do kuchni z nadzieją, że znajdę coś co mogłabym zjeść, jednakże mogłam nacieszyć się jedynie sucharkiem. Schowałam go na później, ponieważ wiedziałam, że będę  bardziej głodna niż teraz. Wsunęłam na stopy moje rozcięte trampki uprzednio wyjmując z nich szkło. 
***
Na ziemi leżał śnieg przez co z każdym kolejnym krokiem moje stopy były coraz bardziej przesiąknięte.

Gdy doszłam do szkoły moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Miałam wrażenie, że zaraz odpadną. Założę się, że miały temperaturę ujemną. 
Odłożyłam niepotrzebne książki do szafki i powędrowałam do sali geograficznej. Otworzyłam drzwi nie trudząc się pukaniem, ani przeproszeniem za spóźnienie. Niedobrze mi się zrobiło gdy zorientowałam się z kim muszę siedzieć. Gdy stawiałam stopę na podłodze na powierzchni zostawał mokry ślad.  Czułam na sobie wzrok Justina, który nerwowo stukał stopą o podłogę.  Usiadłam na krześle, wyjmując książki. 

- Panno Simpson, proszę zdjąć okulary.- donośny głos nauczyciela orzeźwił mój umysł. Cholercia mogłam to przewidzieć.

-Uhm.. Przepraszam, ale to zalecenie lekarza.- wyjęczałam . Leila ty kłamiesz? Wow! 
Nauczyciel pokiwał głową i wrócił do prowadzenia lekcji. 

Justin
Wieczorem poszedłem do Chaza i wytłumaczyliśmy sobie co nieco. To znaczy ja mu wytłumaczyłem. Niech jeszcze raz jej dotknie przysięgam, że nie ręczę za siebie. Jazzy aktualnie się do mnie nie odzywa. Po prostu nie rozumie, że się o nią troszczę. Kiedyś mi za to podziękuje.

Przez cały ranek nie mogłem wyrzucić tej małej szatynki z głowy. Nawet w nocy mi się przyśniła 

     *Sen*
Leżeliśmy na trawie nie przejmując się niczym. Ciało szatynki mocno obejmowało moje. Trzymałem kosmyk jej jedwabnych włosów między palcami i obkręcałem. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i złożyła delikatny pocałunek na moich ustach. 
 *Koniec snu*


Potrząsnąłem głową na wyobrażenie sobie jej ust na moich. 
W drzwiach pojawiła się drobna sylwetka, a ja w duchu ucieszyłem się, że żyje. Zamknęła za sobą drzwi i powolnym krokiem ruszyła w stronę ławki. Jej buty były całkiem przesiàknięte. Podeszwa ledwo trzymała się reszty buta. Trampki w zimę to nie zbyt dobry pomysł. Jadnak to co zdziwiło mnie najbardziej to to, że na jej nosie widniały okulary przeciwsłoneczne. Usiadła obok mnie wyjumując książki z torby. 

-Panno Simpson, proszę zdjąć okulary.- polecił profesor. 

-Uhm.. Przepraszam, ale to zalecenie lekarza.

Jakiego lekarza? Czy coś się jej stało? Jest chora? A może kłamie? 

Próbowałem zwrócić na siebie uwagę szatynki, ale nic nie poskutkowało. W sumie.. Gdyby ktoś zrobił mi coś takiego jak ja jej zrobiłem to nieodzywałbym się do tej osoby do końca swoich dni, ale miałem nadzieję, że ona jest inna i mi wybaczy. 

*Godzinę później*

Dlaczego matematyka musi być tak nudna? Szturchnąłem swoim kolanem kolano Leili, ale ona zdawała się tym nie przejmować. W końcu się tym zdenerwowałem i wyrwałem kartkę z zeszytu.

Możemy porozmawiać po lekcji?
Proszę tylko mnie wysłuchaj
Tak/Nie <-- zaznacz
~Justin Idiota Bieber

Przesunąłem kartkę do dziewczyny. Przeniosła wzrok na kawałek papieru lekko się krzywiąc. 
Zaznaczyła coś od niechcenia i podała mi ją z powrotem. Jedna pętla może świadczyć o mojej relacji z nią.. Kurwa.
_____________________

Wiem, że rozdział jest strasznie nudny za co serdecznie Was przepraszam.
Jak myślicie jaką odpowiedź wybierze Leila?
Ask: http://ask.fm/loser890
Wattpad: http://www.wattpad.com/story/34168331-school-loser
Ile macie jutro lekcji? Ja na szczęście tylko siedem!
Pozdrawiam <3
 

niedziela, 8 marca 2015

07.- I want to be happy, nothing else.

Wow! Dziękuję za te 8 komentarzy pod ostatnim rozdziałem to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Miłego czytania ;*

Justin

Wsiadłem do mojego czarnego Range Rovera, zatrzaskując mocno drzwi. Oparłem łokcie o kierownicę, pociągając za końcówki włosów. Walnąłem kilka razy w klakson przez co słychać było charakterystyczny dźwięk.

-Spierdoliłeś po całej linii.- głos w mojej głowie nie dawał mi spokoju. Przecież ja to wszystko wiem!

-No to się wkopałeś.-znowu.

-Ona ci tego nie wybaczy. 

-Wiem kurwa, wiem! Nie musisz mi o tym przypominać- wydarłem się na siebie gdy zatrzymałem się na czerwonym świetle. Kilka osób posłało mi zdezorientowane spojrzenia. Wkurzonego człowieka nie widzieli?

Nie wiem czy bardziej przerażał mnie fakt, że gadam z samym sobą czy to, że ten głos ma rację. Co jeśli ona mi nie wybaczy? Co jeśli nigdy się do mnie nie odezwie? A co gorsza.. Co jeśli ona coś sobie zrobi?

Zanim się obejrzałem byłem tuż obok domu. Zaparkowałem samochód na podjeździe i podbiegłem do drzwi otwierając je.

-Synku to ty?- głos mamy dostał się do moich uszu. 

-Justin?- usłyszałem kroki dobiegające z kuchni aż w końcu pojawiły się w przed pokoju. 

Nie potrafiłem nic powiedzieć. Zdjąłem kurtkę i odwiesiłem ją na wieszak. Odwróciłem się spoglądając na wielkie ścienne lustro. Chwilę tak stałem aż spostrzegłem łzy w koncikach moich oczu.

Spojrzałem na mamę, która stała tam widocznie zdziwiona moim zachowaniem. Gdy zobaczyła łzę spływającą po moim policzku szybko znalazła się obok przytulając mnie. Schyliłem się abyśmy znajdowali się na tej samej wysokości i wtuliłem się w matkę zatapiając nos w jej włosach.

-Przepraszam. Tak cholernie cię przepraszam, że masz tak okropnego syna.-pociągnąłem nosem i wytarłem mokre policzki. 

-Justin, o czym ty mówisz?-zmarszczyłem brwi i odsunęła się. 

Nie ma mowy. Nie powiem co zrobiłem. Jest mi tak cholernie wstyd. 

-Przepraszam.- wyszeptałem po raz ostatni i wbiegłem po schodach do mojego pokoju. Zamknąłem drzwi i upadłem na łóżko wkładakąc słuchawki na uszy.

 Po chwili w moim umyśle rozbrzmiewała tylko głośne dźwięki. Każdy ma jakąś drogę ucieczki, prawda?
Muzyka to coś co uwalnia mój umysł i pozwala odciąć się od rzeczywistości.

Gdy tylko głos Eminema ucichł na odtwarzaczu pojawiła się inna piosenka o wiele cichsza i spokojniejsza.
Przywoływała tyle wspomnień. Caitlin. Moja kochana Caitlin.

Baby you're all that I want/Kochanie jesteś wszystkim czego pragnę.
When you're lyin' here in my arms/Kiedy leżysz w moich ramionach.
I'm findin' it hard to believe/Wciąż trudno mi w to uwierzyć.
We're in heaven/Jesteśmy w niebie.
And love is all that I need/ Miłość to wszystko czego potrzebuję
And I found it there in your heart/I znalazłem ją tam, w Twoim sercu
It isn't too hard to see/Trudno tego nie zauważyć
We're in heaven/Jesteśmy w niebie

Oh, once in your life you find someone/Raz w swoim życiu znajdujesz kogoś
Who will turn your world around/ Kto zmienia twój cały świat dookoła
Bring you up when you're feelin' down/Podnosi cię kiedy upadasz
Yeah, nothin' could change what you mean to me/Nic nie może zmienić tego ile dla mnie znaczysz
Oh, there's lots that I could say/Jest tyle rzeczy, które mogę powiedzieć
But just hold me now/Ale teraz mnie przytul
Cause our love will light the way/Ponieważ nasza miłość oświetli drogę*

Do moich oczu znów napłynęły łzy, które swobodnie puściłem. Czy to normalne, że płaczę? Ta piosenka to była taka nasza piosenka. Ale ona odeszła. Zostawiła mnie na zawsze. Chociaż obiecała. Obiecała, że nigdy mnie nie opuści. 

Tak bardzo chciałbym dotknąć jej cudownych kasztanowych włosów, zobaczyć jak rumieńce oblewają jej bladą twarz, usłyszeć jej cudowny śmiech. Przytulić ją i nigdy nie puszczać. 

Ona teraz zapewne patrzy na mnie z góry i gardzi mną po tym co zrobiłem.

Wtem usłyszałem pukanie do drzwi. Z za drzwi wyłoniła się drobna blondynka ubrana w błękitną sukienkę. 
Otarłem szybko łzy i się podniosłem.

-Hej Justin, ty płakałeś?-Podeszła bliżej spoglądając na moje oczy. Jestem jej starszym bratem. Mam się nią opiekować i ją chronić, a nie rozkleiać się przed nią.

-Nie-odpowiedziałem stanowczo. 
Podszedłem bliżej całując ją w czoło. Poczułem dziwny zapach więc odsunąłem się lekko.

-Paliłaś?-spojrzałem na nią, a ona tylko zaczęła bawić się bransoletkę na nadgarstku, którą podarowałem jej na urodziny.

-Pytałem czy paliłaś? Odpowiedz.- wycedziłem przez zęby. Co ona sobie wyobraża? Ma piętnaście lat!

-Justin.. Ja- nie zdążyła dokończyć, bo odsłoniłem włosy, które jeszcze przed chwilą nieudolnie przysłaniały szyje dziewczyny. Na skrawku ciała zobaczyłem siny ślad. Przełknąłem śilnę przenosząc wzrok na na niebieskie tęczówki. 

-Co to jest?-tak brawo zadawaj pytania, na które znasz odpowiedź.

-Uhm ja.. no wiesz prostowałam dzisiaj włosy, zagapiłam się i sparzyłam się prostownicą. -przez cały czas gdy do mnie mówiła nie utrzymywała kontaktu wzrokowego i gestykulowała dłońmi.

-Nie kłam mnie! Masz idealnie proste włosy od dziecka! Który to?-widać chyba, że się wkurzyłem nie? Ona też to zauważyła, bo kurczowo zacisnęła piąstki na materiale okrywającym jej ciało. 

-No kto?!-wzdrygnęła się, a ja czułem jak moje ciało ogarnia złość. 

-Ch-Cha-Chad-wyjąkała i szukała czegoś na czym mogłaby zatrzymać wzrok. 

Że co kurwa proszę? Mój najlepszy przyjaciel przystawia się do Jazmyn?
Nie wiecie jak trudno dopuścić do świadomości, że jakiś koleś dotyka waszą młodszą siostrę w TEN sposób. 

Momentalnie moja szczęka zacisnęła się, a pięść uderzyła w ścianę.

-Zabiję gnoja, zabiję

-Justin proszę uspokój się.-głos blondynki był niemal błagalny.

-Zawiodłem się na tobie Jazzy. -wyszeptałem zgodnie z prawdą i opuściłem pokój. 

 Leila


Wciąż nie mogę uwierzyć, że on to zrobił.
Jeszcze niedawno mogłabym powiedzieć, że mu ufam, że jest moim przyjacielem. A teraz? Marzę o tym aby zniknął. A może to ja zniknę? Będzie łatwiej dla wszystkich. Dla Mike'a, Justina, mamy i mnie. 

Wiecie co jest gorsze od bólu psychicznego? Nic nie jest gorsze. Ból fizyczny w porównaniu do psychicznego to nic. Naprawdę nic. 

Jedyne co mnie boli to serce. Zranił mnie.  Po co mnie w ogóle wtedy ratował? Po co? Chciał mojej męki? 

Otworzyłam drzwi wchodząc do mieszkania i cicho je zamknęłam. 
Zdjęłam kurtkę rzucając ją w kąt. Po podłodze walały się porozbijane butelki z niektórych wciąż lała się złota ciecz. Weszłam do pokoju gdzie zastałam rodzicielkę, która przez wysoką ilość alkoholu we krwi swoimi ciosami ledwo trafiała w worek treningowy. Wspomniałam, że trenuje boks? Nie? To już wiecie. 

Gdy matka mnie zauważyła jej oczy od razu pociemniały. Cofnęłam się o krok następując na kawałek szkła, który wbił się w moje trampki. Na moją twarz wpełzł grymas, ponieważ szkiełko przeszło przez podeszwę i wbiło się w moją stopę.

Zanim się obejrzałam kobieta stała tuż przy mnie, a jej ręka wylądowała na moim policzku. 

-Gdzie ty byłaś?! Przez ciebie musiałam odwołać spotkanie z James'em!-wydarła się przez bełkot. Lekko się zachwiała, a potem jej dłoń znów spotkała się z moim policzkiem. Nie bolało mnie to. Zdąrzyłam się przyzwyczaić, ale było mi zwyczajnie przykro. Inne dziewczyny mają mamę oraz przyjaciółkę w jednym. Chodzą razem na zakupy, śmieją się, rozmawiają, a ja? To niesprawiedliwe.

James to nowy facet mamy. Raz już u nas był. Wydawał się być w porządku. Nie mam pojęcia dlaczego taki fajny facet umawia się z moją matką-uosobieniem zła. 

Wplątała rękę w moje włosy i mocno szarpnęła przez co upadłam na podłogę. Kawałki szkła wbiły się w moje ciało przez co skóra niemiłosiernie piekła. 

-Prze-przepraszam m-mamo-wyjąkałam zakładając kosmyk włosów za ucho.

Rodzicielka schyliła się i zadała jeszcze kilka ciosów w mój brzuch oraz głowę. Już od początku z moich oczu leciały łzy. Czym ja sobie zasłużyłam na takie życie? No czym!? Jestem zwykłą dziewczyną, która chce być szczęśliwa.

Gdy po raz ostatni ciało kobiety spotkało się z moim poczułam, że zasypiam. 
_____________
*kawałek piosenki 'Heaven' Bryan'a Adams'a. 
Tłumaczyłam sama więc przepraszam jeśli jest coś źle.
Trochę dowiadujemy się tu o życiu Justina.
Jutro poniedziałek ;* ;D




środa, 4 marca 2015

06.-Best friend.

KRÓTKA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!    CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ   
              Leila
-Nie! Nie!- obudził mnie głośny krzyk z pokoju obok. Najpierw to zignorowałam, bo byłam śpiąca lecz gdy krzyk się powtórzył szybko poderwałam się z łóżka i biegiem dotarłam do pokoju rodzeństwa. Uspokoiłam się gdy zobaczyłam Bradleya i Lily siedzących na łóżku.
-C-co się stało?- spytałam zniepokojem w stronę dziewczynki. 
-Lily miała koszmar, ale już wszystko wporządku- posłał mi uśmiech i przytulił małą kruszynkę. 
-Cichutko, już wszystko dobrze, spokojnie- usiadłam na łóżko i posadziłam płaczącą Lily na swoje kolana. 
Po kilku minutach było słychać tylko cichy, spokojny oddech. 
Wstałam powoli przykrywając ją kołdrą. 
-Ja już muszę iść. Poradzicie sobie?-byłam pewna, że sobie poradzą, bo są dzielni, a ta cecha im nie zniknie.
-Jasne. Będę się nią opiekował
Pochyliłam się i złożyłam całusa na czole Brada oraz Lily. 
-Kocham was- powiedziałam cicho znikając za drzwiami.
***
Dzisiejszy dzień zapowiadał się słonecznie. Gdy szlam do szkoły musiałam zdjąć kurtkę, bo słońce niemalże paliło moją skórę.
Nieźle jak na luty.
Zegar na ścianie wskazywał już 10:50 co oznacza, że czwarta lekcja się rozpoczęła. Postanowiłam, że nie pójdę już do szafki. Na szczęście pierwszą lekcję jaką dziś mam to chemia, a ją mam akurat wpakowaną do torby. 
Szybkim krokiem weszłam na drugie piętro i stanęłam przed klasą biorąc głęboki oddech. Zapukałam delikatnie i otworzyłam drzwi. Oczy wszystkich uczniów w klasie skierowane były w moją stronę. Wszystkie. Oprócz Justina.
-J-Ja przep-przepraszam za spóźnienie- wyjąkałam. Tak na prawdę nie przepraszam, ale tak już się przyjęło. 
-Siadaj na miejsce- wykrzyczała pani Green na co lekko się wzdrygnęłam.
Poszłam na koniec sali i usiadłam obok Justina. Spojrzałam na niego. Wydawał się bardzo skupiony nad ćwiczeniami, które zadała Green. Odwróciłam się i zaczęłam pisać tym razem poczułam jak Justin wypala wzrokiem siną skórę na moim policzku. Zacisnął szczękę, a ja powoli odwróciłam się w jego stronę na co on spuścił głowę znów wgapiając się w zeszyt. Okej to jest dziwne. Dlaczego on unika mojego wzroku? Czy to nie ja jestem ta nieśmiała? 

Lekcja skończyła się tak szybko jak się zaczęła. Żadne z nas się nie odezwało. Kilka razy próbowałam, ale szybko rezygnowałem. Zeszłam po schodach i podeszłam do mojej szafki wpisując kod. Odłożyłam kurtkę i zbędne książki zabierając te potrzebne i zatrzasnęłam szafkę. Zorientowałam się, że jest pora lunch'u więc wyjęłam jeszcze dwa dolary z tylnej kieszeni spodni. Poszłam na stołówkę i wzięłam herbatę. Niestety na nic innego mi nie starczy. Chciałam już iść gdy poczułam, że ktoś szturchnął mnie w plecy. Odwróciłam się i zobaczyłam Mike'a wraz z Justinem.
                        Justin
Wraz z tym Mike'iem Dupkiem Johnsonem udałem się w stronę stołówki gdzie znajdowała się szatynka. Muszę to zrobić inaczej się tam nie dostanę, a to jedyna szansa na spełnienie marzeń. Nie zrozumcie mnie źle ja naprawdę nie chcę jej krzywdzić, ale stęskniłem się za tym. Przez trzy lata nie mogłem uprawiać żadnych sportów ze względu na zdrowie. A to tak jakbyś miał tlen, ale nie mógł nim oddychać.

Przetarłem dłońmi twarz przetwarzajàc wszystko po raz kolejny. 
Podszedłem do Leili popychając ją na jedną ze ścian. Uderzyła plecami w powierzchnie, a ciecz w kubku, którą trzymała w ręku rozlała się na jej ubrania oraz książki, które po chwili leżały na podłodze. Nadepnąłem na jej stopę, a ona chwilę potem zgięła noga w kolanie jakby to miało uśmierzyć ból. Przybliżyłem twarz do jej ucha i szepnąłem cicho aby nikt oprócz niej nie mógł tego usłyszeć.
-Przepraszam.- wiedziałem, że to nic nie pomoże, ale musiałem. Złapałem za jej nadgarstki i przyparłem do ściany po obu stronach jej głowy. Ugiąłem nogę w kolanie i wypchnąłem w stronę dziewczyny uderzając ją w brzuch. Choć zrobiłem to jak najdelikatniej mogłem byłem pewny, że ją to boli, ponieważ zacisnęła powieki. Dzwonek zadzwonił. Moje wybawienie. Odsunąłem się od szatynki, a po chwili uświadomiłem sobie co zrobiłem. Siedziała skulona od ścianą, a jej ciało się trzęsło. Uniosła wzrok by upewnić się, że nikogo nie ma, ale gdy zobaczyła mnie szybko poderwała się z miejsca i wybiegła z pomieszczenia. Jej oczy były całe we łzach, a ja poczułem ukłucie w sercu. Wybiegłem chwilę po niej, ale nigdzie jej nie widziałem. Czy to jakieś pieprzone dèjà vu?! Wbiegłem po schodach w stronę pokoju 301 jednak drzwi były zamknięte. 
Chciałem już iść na dół, ale coś, a raczej ktoś rzucił mi się w oczy. Dziewczyna siedziała na parapecie przwieszając nogi przez ramę okna. Machała nogami jak mała dziewczynka. Zsunęła się trochę. 
-Nie!-krzyknąłem tak aby mnie usłyszała i zacząłem biec w jej stronę. 
-Nie rób tego- wysapałem stojąc przy niej.
-Dlaczego mam tego nie robić? Nie będziesz miał kogo upokarzać? Masz rację nie ma innej tak beznadziejnej osoby jak ja.
-Leila ja..-nie dane było mi dokończyć, ponieważ znajomy głos mi to przerwał.
-Nic już nie mów. Wiem, że jestem największą ofiarą tego świata i nie musisz mi przypominać. Idź już do swojego nowego kolegi i ponabijaj się ze mnie jaka to jestem naiwna.
-On nie jest moim kolegą, a ty nie jesteś naiwna.
-Nie jestem? Myślałam, że chociaż ty mnie lubisz. Wierzyłam w to, że będę miała z kim porozmawiać. A ty tak po prostu zmieszałeś mnie z błotem. - wyszeptała na jednym oddechu przymykając powieki. 
-Ja nie chciałem. Naprawdę.-teraz wszystkiego żałuje. Wtedy też tak było, ale teraz to uderzyło ze zdwojoną siłą. 
-Ale to zrobiłeś, Justin. Zrobiłeś to. A ja ci ufałam, wiesz? Ufałam ci, myślałam, że jesteś moim przyjacielem, ale jednak bardzo się myliłam. Nie wiem co on ci powiedział po prostu nie wiem, ale przyjaciele tak nie robią.- w jej oczach było widać smutek. Ona się na mnie zawiodła. Ufała mi. Byłem dla niej przyjacielem, ale ja to wszystko zepsułem.
Szatynka zeskoczyła z parapetu na podłogę przez chwilę się chwiejąc. Podszedłem do niej i założyłem jeden kosmyk włosów za jej ucho. Lekko się spięła. Postanowiłem coś sprawdzić. Stanąłem na przeciwko i ją obiąłem. Dziewczyna skuliła się zaciskając powieki. 
-Z-zostaw- jęknęła cichutko złączając razem nogi. 
-Ty.. się mnie boisz?- spytałem odsuwając się od niej. Jej wyraz twarzy mówił wszystko. 
-Boisz się mnie.-wyszeptałem. Kurwa mać! To nie miało tak wyglądać! Wszystko zepsułem. Wszyściuteńko. 
Leila uniosła kawałek koszulki w górę. Po za bardzo widocznymi, wystającymi żebrami  na jej brzuchu było widać duży fioletowy siniak. Przełknąłem ślinę. Niemożliwe, że to ja jej to zrobiłem. 
-T-to ja?- zapytałem mając nadzieję, że odpowie 'nie'.
-Nie w całości, ale masz w to duży wkład. - uśmiechnęła się szeroko po czym opuściła materiał i zaczęła iść.
Odwróciła głowę w moją stronę i wypowiedziała kilka słów
-To bolało, mój najlepszy przyjacielu.- walnąłem ręką o betonową ścianę poczułem ból jednak nie przestałem. Ona cierpi przeze mnie. To ja zadałem jej ból. Ja. Nikt inny. A przecież niedawno obiecałem sobie, że nikt jej już nie skrzywdzi.
__________________________________________________
Hej, mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Spodziewaliście się tego? Bo ja nie!
Chciałabym, aby KAŻDY kto przeczytał ten rozdział go skomentował!
Rozdział miał być dodany wcześniej, ale jestem chora i nie miałam siły.

WAŻNA lub nieważna informacja.
Od teraz to opowiadanie publikuję również na wattpadzie :)
Więc jeżeli wolicie czytać tam, to zapraszam
http://www.wattpad.com/story/34168331-school-loser