Pages

środa, 23 grudnia 2015

Zawieszam

Zawieszam do czasu, w którym odzyskam chęci. 
Dziękuję za wszystko i przepraszam.

niedziela, 29 listopada 2015

30.-I'm the only one.

      
Justin

        Przetarłem twarz dłonią, siadając na krawędzi łóżka. 
         -O Boże-jęknąłem, czując nasilający się ból głowy i próbowałem przyzwyczaić się chociaż trochę do stanu, w którym się znajdowałem. Podniosłem się z łóżka, podchodząc do drzwi i gdy już chciałem je otworzyć, zorientowałem się, że jestem kompletnie nagi. Zmarszczyłem brwi i otworzyłem szufladę z bielizną. Nie miałem pojęcia jak to się stało, więc zacząłem myśleć nad tym wszystkim co działo się tutaj wczoraj. Zastanawiałem się nad czym, czy Leila nadal tu jest, czy może jednak wróciła do domu, po tej naszej małej sprzeczce. Miałem nadzieję ze jednak została tu i teraz słodko sobie śpi, oddychając miarowo. Wciągnąłem na nogi niebieskie jeansy i wyszedłem z pokoju, kierując się schodami do kuchni. 
        Nalałem wodę do czajnika, klikając na przycisk, który rozpoczynał proces gotowania wody i oparłem się o na chwilę o szafkę, oddychając głęboko. 
***
        Wszystkie pokoje były puste, został tylko jeden i jeżeli znajdowała się w tym domu to musiała być właśnie tutaj. Powoli wszedłem do pomieszczenia, popychając przy tym ramieniem drzwi, jednocześnie uważając by nie być za głośno.
        -Kochanie...-szepnąłem delikatnie, ale wystarczyło tylko bym uniósł wzrok, a moje usta natychmiastowo rozchyliły się w szoku. Wszystkie kolory odpłynęły z mojej twarzy, a po chwili wstąpiła we mnie wściekłość. Tacka z filiżankami upadła na podłogę, roztrzaskując porcelanę na małe kawałeczki i zostawiając wielki kawowy ślad na kawałku białego dywanika, umieszczonego tuż obok łóżka. 
       -Ja mogłaś?!-wrzasnąłem, podchodząc do nich i zerwałem kołdrę, którą byli przykryci. Nie wierzyłem w to co widziałem i naprawdę marzyłem o tym, by był to jakiś głupi, nieudany żart. 
        -Jeszcze pięć minut-mruknęła kompletnie nieprzytomna, a ja po prostu uderzyłem ją otwartą dłonią w policzek, przez co od razu się obudziła, otwierając szeroko oczy. 
       -Kurwa, co ty robisz-przyłożyła dłoń do zaczerwienionego policzka, posyłając w moją stronę oskarżycielskie spojrzenie. Szczerze mówiąc, gówno obchodziło mnie to co teraz czuła, bo sama sprawiła, że czułem się oszukany i znieważony. 
        Leżący obok niej Luke, jakby nagle się ożywił, chyba zaczęło docierać do niego co się właśnie działo, dlatego szybko poderwał się z miejsca i za wszelką cenę chciał uniknąć mojego wzroku
        -I co, jak się bawiliście? Fajnie było?-spytałem, siadając obok niej na łożku.
        -Justin, ale...
        -Z nim się bzyknęłaś, a jeszcze wczoraj mówiłaś mi, przypominam, twojemu chłopakowi, że to jeszcze za wcześnie? Jesteś cholerną dziwką-warknąłem, kładąc dłonie na jej ramionach i popchnąłem ją lekko. 
        -O czym ty do cholery mówisz? Nie przespałam się z nim!
        -Tak? To dlaczego oboje jesteście kompletnie nadzy i leżeliście pod tą samą pierdoloną kołdrą, a wasze ubrania porozrzucane są po całym pokoju jakbyście napaleni nie mieli czasu ich poukładać? 
        -Justin, posłuchaj...
        -Nie kurwa, nie wierzę ci,głupia mała suko!-krzyknąłem, wplątując dłoń w jej włosy i pociągnąłem je do góry widziałem łzy w jej oczach i to jak zaciska zęby na wardzę, by ściszyć jęk, który i tak uciekł z jej ust. Odwróciłam się, zauważając jak Luke w pośpiechu się ubiera, podszedłem do niego i bez ostrzeżenia zadałem mu cios w brzuch i wykorzystując jego nieuwagę uderzyłam pięścią w jego nos, powodując krwawienie. 
       -Wypierdalaj z tego domu, wypierdalaj. Nie chcę cię tu więcej widzieć-zaakcentowałem każde słowo wyraźnie. A żeby upewnić się że mnie zrozumiał wypchnąłem kolano w jego stronę, uderzając go w żebra. Gdybym miał teraz czas z pewnością zrobiłbym coś, dzięki czemu on pożałowałby tego że w ogóle wstąpił do tego domu. Pożałowałby, że w ogóle śmiał dotknąć mojej dziewczyny. Blondyn nie sprzeciwiał mi się. Grzecznie opuścił dom.
        Włożyłem twarz w otwarte dłonie, próbując się uspokoić, ale żadne ze sposobów nas odstresowanie nie działało. Byłem coraz bardziej wkurwiony.
        Ponownie wszedłem do pokoju powolnym krokiem, ciągle zaciskając swoją szczękę i spojrzałem na dziewczynę skuloną w kącie. Miała już na sobie białą koszulkę oraz bokserki, zakrywające jej ciało. Ukucnąłem obok niej, palcami jeżdżąc po jej odkrytym kolanie.
       -I co ja mam teraz z tobą zrobić?-szepnęłam, a ona zaczęła się trząść. Podniosła na chwilę wzrok, a ja mogę zobaczyć łzy spływające po jej policzkach.-Nie mazgaj się, to ja powinienem raczej być zrozpaczony tym co zrobiłaś-prychnąłem pogardliwie, podnosząc ją do góry i kiedy chciała mi już uciec, szarpnąłem za jej koszulkę przeciągając Leilę do siebie i zacisnąłem dłonie na jej talii.
        -Pr-proszę, zostaw mnie, ni-nie zdradziłam cię, n-nie mogłabym. Dlaczego m-mi nie wierzysz?-wyjąkała, gorączkowo próbując wydostać się z mojego uścisku. Jej drobne rączki odpychały mnie od siebie, kilka razy zadając mi nawet lekki ból,  kiedy uderzała w moją klatkę piersiową. Z każdą chwilą jej dłonie trzęsły się jeszcze bardziej, a ona sama nie miała już siły, widać to było w jej niebieskich oczach.
       -Dziwka, pierdolona dziwka-warknąłem popychając się na ścianę i zaczęłam wędrować po pokoju w tą i we w tą, przyciskając pięść do ust. 
Mnie samemu łzy cisnęły się do oczu. Jeszcze nigdy się tak koszmarnie nie czułem. Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie poniżył. Nikt nigdy mnie tak nie potraktował. 
       Odwróciłam się w miejsce, w którym  nadal powinna być Leila, ale jakby wyparowała. Wybiegłem z pokoju, rozglądając się we wszystkie strony.
       -Gdzie jesteś, mała szmato?-syknąłem i  jak na znak usłyszałam ciche odgłosy za rogiem ściany. Szatynka stała tuż przy schodach, próbując jak najszybciej wsunąć na siebie spodnie, chciała mi uciec. 
Kiedy tylko zorientowała się że jestem już blisko, zaczęła zbiegać po schodach, ale i tal ją złapałem. Wyrywała się i po raz kolejny uderzała łokciami w moją klatkę piersiową. 
Zaczęliśmy się szamotać. 
       -Jesteś zwykłym idiotą-krzyknęła, uderzając mnie w policzek.
       -Ja chociaż nie pieprzę się z innymi kiedy jestem w związku-odpłaciłem jej się tym samym, moja dłoń też spotkała się z jej twarzą.
        -Nie spałam z nim, ile razy mam ci to jeszcze powtarzać?
         -Nie wierzę w ani jedno twoje słowo-już dawno straciłem kontrolowanie nad panowaniem swoimi czynami. Popchnąłem ją ona lekko, przez co zachwiała się lekko na stopniu, a zanim się obejrzałem, turlała się po schodach cicho pojękując, za każdym razem gdy jej głowa spotkała się z drewnianą powierzchnią.
Zbiegłem po schodach, zatrzymując się przy niej i złapałam za jej dłoń, by pomóc jej wstać ale ona posłała jedynie surowe spojrzenie w moją stronę i powoli się podnosiła rozmasowując przy tym swoją szyję.
        Podszedłem do lady w kuchni, chcąc napić się wody, ale mała karteczka przykuła moją uwagę. Zaczęłam śledzić wzrokiem słowa układające się zdania i zacisnąłem szczękę, analizując to wszystko. 

Dziękuję za upojnie spędzona noc
Było wspaniale
L. xxx

Wydawało mi się, że mam stuprocentową rację i z tym kwitkiem poszedłem do niej. 
        -I co, jeszcze chcesz się wykręcać?-prychnąłem z niedowierzaniem, a ona chwyciła kawałek papieru w dłoń, zaczynając czytać króciutki liścik, jej usta zaczęły mocno drgać. Uśmiechnąłem się do niej, a jej oczy natychmiastowo wypełniło przerażenie.
       -J-ja naprawdę t-tego nie zrobiłam. Ni-e zdradziłabym cię-wyjąkała niespokojnie i próbowała mnie wyminąć, ale ja nie mogłem jej na to pozwolić.
       -Pytam po raz kolejny, dlaczego to zrobiłaś?-spytałem, doszukując się czegoś więcej w jej czynach. Nie mogłem zrozumieć w czym popełniłem błąd. 
       -A ja po raz kolejny mówię że nie zrobiłam tego, nie wiem co to jest, nie wiem skąd to się wzięło, ale... ale naprawdę nie zdradziłam cię-miałem już na serio dość tego że ciągle powtarzała to samo. Zdawałem sobie sprawę z tego że kłamie, wiedziałem, że ona nigdy by się nie przyznała do czegoś takiego. 
        -Skończ już kłamać i po prostu powiedz dlaczego, bo zaraz przestanę nad sobą panować-podszedłem bliżej niej, a ona zaczęła się cofać, aż w końcu uderzyła plecami o ścianę. Jej klatka piersiowa poruszała się w nierównych odstępach. Milczała. A z jej ust wydobywały się tylko niespokojne oddechy. Z każdą chwilą stawałem się coraz bardziej zniecierpliwiony.
        -Co on takiego ma czego mi brakuje, no co? Dlaczego ciągle mnie odtrącisz i nie pozwalasz mi się do siebie zbliżyć? No co, powiedz do kurwy nędzy co?!-wrzasnąłem, przez co ona prawie, że podskoczyła. Zacisnąłem palce na jej biodrach, bacznie przyglądając się jej twarzy, próbując choć trochę odczytać z mowy jej ciała, bo jak narazie nawet nie miała ochoty się tłumaczyć.
        -Nie zdradziłam cię, ale naprawdę mogłabym mieć ku temu ogromne powody! Ty w ogóle widzisz jak mnie traktujesz? Obrażasz mnie, kilka razy mnie uderzyłeś i nie mówię o tym ci jest teraz. Ty nawet w szkole potrafisz zmieszać mnie z błotem, tak po prostu, przy wszystkich, tylko dla tego, że powiedziałam coś co ci się nie spodobało. Naprawdę nie wiem co ja tu jeszcze robię. Uciekam z domu do ciebie, w oczekiwaniu na chwilę spokoju, a już sama nie wiem gdzie kto traktuje mnie gorzej. Zmieniłeś się, Justin. Luke zachowuje się dobrze względem mnie i prędzej zbliżyłabym się do niego niż do ciebie.
       -A więc gdybyś teraz miała wybierać między mną, a nim, to wybrałabyś Luke'a, tak?-zmrużyłem oczy, a ona zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Po chwili czekania na odpowiedź Leili jej usta otworzyły się, ale nie zdołała wydusić z siebie słowa, jedynie pokiwała głową, a ja czułem, że moja złość zaraz przekroczy wszelkie granice.

Leila

       Pokiwałam lekko głową, chociaż wiedzałam, że nie powinnam się do tego przyznawać. Wszystko co pokochałam w Justinie ulatywało z niego, tak po prostu, a ja nie mogłam powstrzymać tego procesu, nieważne jak bardzo bym chciała.
        -Nienawidzę cię-uciekło z moich ust, tuż po chwili poczułam pieczenie na policzku. -Jesteś okropny-dodałam, a jego dłoń znów spotkała się z moją twarzą.-Marzę o tym żebyś umarł-jęknęłam, czując jak jego stopa przygniata moją, testował mnie. 
        -Coś ty powiedziała?-spytał, łapiąc za moją szczękę i przekręcił ją tak, abym patrzyła wprost na niego. 
       -Słyszałeś-rzuciłam krótko.
       -Powtórz to, suko-rozkazał, kolejny raz nazywając mnie w ten sposób. 
       -Jesteś najgorszym co mnie w życiu spotkało. Żałuję, że w ogóle byłam z tobą w jakiejkolwiek relacji-powiedziałam cicho, unikając jego spojrzenia. Bałam się.
       -Zaraz będziesz żałować jeszcze bardziej-popchnął mnie, przez co upadłam na wykładzinę, wydobywając z siebie jęk, z chwilą, gdy uderzyłam głową w podłogę. Usiadł na mnie okrakiem, przez co nie mogłam normalnie się poruszać. -Przekonasz się kto tu rządzi-złapał za moje, układając je tuż nad moją głową i zaczął cholernie mocno ściskać me nadgarstki dłonią. Ciągle wiłam się pod nim, próbując znaleźć jakikolwiek sposób ucieczki, póki jeszcze miałam szanse. 
Kiedy podniósł się lekko, by po chwili chwycić za rąbek moich majtek, natychmiastowo zastygłam. Pociągnął je szybko w dół, a ja nawet nie miałam jak temu zapobiec. 
        Odpiął zwinnie pasek od spodni, a ja patrzyłam ze strachem na skórzany materiał, próbując przygotować się na myśl, że może mi się nim oberwać.
Próbowałam powstrzymać go od zdjęcia mojej koszulki, ale nie dałam rady. Miał nade mną znaczną przewagę. Spuścił spodnie jak i bokserki do kolan, przejeżdżając palcami po moim ciele. Był podniecony.
       -J-Justin, co ty robisz?-spytałam, chociaż i tak wiedziałam co zaraz się wydarzy. Leżałam pod nim kompletnie naga i z całych sił próbowałam zapanować nad łzami, które tak bardzo chciały wypłynąć na światło dzienne. Wiedziałam, że i tak dłużej nie dam rady. 
        -Justin, opanuj się, proszę... Wiem, że nie myślisz racjonalnie...-szepnęłam, patrząc w jego oczy, z których biła nienawiść.-Kochanie, p-proszę...-wyjąkałam, wiedząc, że to ostatnia szansa.
        -To ja jestem, kurwa, jedyną osobą, która może cię pieprzyć-warknął, w ogóle nie zwracając uwagi na moje słowa i zacisnął jedną dłoń na moim biodrze, a drugą wciąż trzymał moje nadgarstki. Nie zdążyłam nawet złapać oddechu, a on wszedł we mnie gwałtownie, bez żadnego ostrzeżenia, a ja zaczęłam krzyczeć, mając wrażenie, że to zaraz rozerwie mnie od środka. Kiedy zaczął się we mnie poruszać mimowolnie moje nogi uderzały w podłogę w nadziei, że to mi pomoże, ale było tylko gorzej. Podczas gdy on wypowiadał do mojego ucha jakieś okropne rzeczy, na przemian z jękami, ukazującymi w jakim błogim stanie się znajdywał, ja robiłam wszystko by przestać odczuwać ból. Nigdy w swoim całym życiu nie czułam się tak upokorzona. To w żadnym stopniu nie równało się z tym co w szkole robił mi Mike. W tym momencie byłam w piekle.
       -Proszę cię, przestań... ja już nie wytrzymam-jęczałam z bólu, ale on wcale się tym nie przejmował, wręcz przeciwnie, uśmiechnął się cwaniacko, a jego ruchy stały się szybsze. Zrozumiałam, że mój Justin już dawno zniknął. Normalnie widząc, że płaczę, płakałby razem ze mną, a teraz? Teraz śmiał się z tego i robił wszystko bym cierpiała jeszcze bardziej.
        Odwróciłam głowę w prawą stronę nie hamując już łez, strumieniami lały się po moich policzkach, zostawiając plamy na wykładzinie. 
        -Justin, błagam cię-załkałam, a po chwili poczułam jak uwalnia moje ręce z uścisku. Teraz już jego obie dłonie zaciśnięte były na moich biodrach. Wbijał paznokcie w moją skórę z każdym kolejnym pchnięciem. Nigdy nie pomyślałabym, że ktoś kogo obdarzyłam tak wielkim uczuciem byłby zdolny do zrobienia czegoś tak okrutnego względem mnie. Cały czas stękał nad moim uchem, co sprawiało, że byłam jeszcze bardziej zażenowana tym wszystkim. To było obrzydliwe, sprawiało mu to przyjemność podczas gdy ja wiłam się z bólu jaki mi zadawał.
Ściskałam w dłoniach materiał wykładziny, chciałam oddać komuś chociaż trochę mojego bólu. Pragnęłam o tym bym mogła zdołać zając swoje myśli czymś innym.
Kropelki potu pojawiły się na czole Justina, a jedna spłynęła na jego nos, by po chwili wylądować na mojej szyi. Szybko zmieszała się z moimi łzami, których przybywało coraz to więcej. 
Zacisnęłam mocno usta, widząc że jest już blisko szczytu. Cieszyłam się, że to piekło zaraz się skończy. 
Z lekko uchylonymi ustami szatyn wykonał dwa ostatnie i chyba najmocniejsze pchnięcia, po czym opadł na moje ciało, ciężko oddychając w moją szyję. 
Trzęsłam się przez dobre kilka minut i nawet nie zorientowałam się kiedy on tak po prostu wstał i zaczął się ubierać. Justin prychnął cicho, wyjmując wodę z lodówki. To wszystko wyglądało tak jakby szatyn wcale nie wiedział co zrobił kilka chwil temu. 
Podniosłam się powoli z podłogi, kolejny raz odczuwając przeszywający ból. Zebrałam swoje ubrania z ziemi, przy czym zauważyłam czerwoną plamę na wykładzinie, on nawet nie zwrócił na to uwagi. Nigdy nie pomyślałabym, że stracę dziewictwo w taki sposób. Zawsze wierzyłam, że to będzie moment, który zawsze będę wspominać z uśmiechem na twarzy, a tymczasem zrobiłabym wszystko bym mogła wymazać to z mojej pamięci.
Wsunęłam na siebie spodnie i po cichu zaczęłam wymykać się do przedpokoju. Bałam się, że coś jeszcze mi zrobi, po nim mogłam się spodziewać wszystkiego. 
Zauważyłam, że jedynymi moimi butami, które tu się znajdowały były szpilki od Justina. Przeklnęłam pod nosem i na boso wyszłam na zewnątrz, od razu zaczynając biec, co z każdym krokiem sprawiało mi coraz większy ból. 
        -Leila? Dziecko kochane...-usłyszałam, gdy duży samochód zatrzymał się obok mnie. Pattie uchyliła szybę, a jej wyraz twarzy był nieodgadniony.
        -Co się stało?-spytała Jazzy, która głaskała swój brzuch. 
        -Proszę się nie przejmować-machnęłam ręką.-Mała sprzeczka z Justinem-dodałam, a gdzieś w połowie zdania mój głos się załamał. Uśmiechnęłam się blado i pierwszy raz w życiu marzyłam o tym by znaleźć się jak najszybciej w domu.
***
Otworzyłam drzwi, wchodząc do środka, nie mówiłam nic, nie miałam siły by rozmawiać z rodzeństwem. Weszłam na górę, od razu kierując się do łazienki. Nie patrzyłam w lustro, bo bałam się tego w jakim stanie mogłabym się teraz znajdywać, po tym wszystkim co on mi zrobił. Weszłam pod prysznic, zaczynając głośno płakać. Miałam pewność, że nikt mnie tu nie usłyszy, a ja musiałam to z siebie jakoś wyrzucić. Chwyciłam za gąbkę, mocno szorując ciało, chciałam pozbyć się stąd jego dotyku, który był zupełnie wszędzie. Gdy tylko w mojej głowie pojawiały się obrazy z dzisiejszego dnia, zdawałam sobie sprawę, że z każdą minutą odczuwałam coraz większy wstręt do samej siebie.
Wyszłam z kabiny, wycierając się i owinęłam ręcznik wokół ciała, idąc do swojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy luźne ubrania i założyłam je na siebie. 
        -Leila, ktoś dzwoni do drzwi-poinformował mnie Bradley, a ja zmarszczyłam brwi, nie spodziewałam się żadnych gości. 
        Zeszłam na dół, oddychając głęboko. Myślałam, że ten dzień nie może być już gorszy. Nacisnęłam na klamkę i zamarłam. Myliłam się.
 

  ___________________________________________________________________
No więc no

niedziela, 8 listopada 2015

29.-Red cups & sweaty bodies


      komentujesz=(może)zmotywujesz
Leila
        Chodziłam po pokoju w tą i z powrotem, zastanawiając się nad tym wszystkim, zastanawiając się nad nami. 
        -Leila, kochanie, otwórz-usłyszałam jego cichy głos, przenikający przez drewnianą powierzchnię drzwi. Co jakiś czas naciskał na klamkę, sprawdzając czy może się nie zlitowałam, ale ja nie chciałam dać za wygraną, chociaż stawałam sie coraz bardziej miękka przez jego słowa.
        -Skarbie, nie chciałem, przecież wiesz-szepnął, a potem usłyszałam jedynie pociągnięcie nosem. Płakał? Nie chciałam by było mu przykro przeze mnie.-Kocham cię-powiedział i powrócił do uderzania pięścią w drewnianą powierzchnię. 
         -Możesz przestać walić w te drzwi? Głowa mnie już przez to boli, uspokój się wreszcie-wysiliłam się na trochę głośniejszy ton głosu, mając nadzieję, że chociaż raz w życiu mi ustąpi, ale niestety przeliczyłam się.
         -Nie przestanę dopóki mnie nie wpuścisz, czego ty do cholery nie rozumiesz, co?-warknął. Jego nastrój zmieniał się tak szybko, to było przerażajace. 
        -Możesz przestać sie tak zachowywać? Naprawdę mam dość twoich wiecznych wyrzutów, które w ogóle nie pokrywają się z rzeczywistością-w tamtym momencie było mi po prostu przykro przez to w jaki sposób się do mnie odzywał. Niczym nie zasłużyłam sobie na takie traktowanie. 
        -Nie musiałbym być niemiły gdybyś słuchała się mnie!
        -Kim ty do cholery myślisz, że jesteś, żeby móc mi rozkazywać? Nie wiem czy się orientujesz, ale ja jestem twoją dziewczyną, a nie jakąś pierdoloną zabawką, z którą możesz robić co chcesz! Jesteś okropny-odpyskowałam i w tamtym momencie cieszyłam się, że dzieli nas ściana, bo byłam przekonana, że ostro się wkurzył.
        -Nie denerwuj mnie, bo jeszcze...-zaczął. 
        -Czy ty naprawdę chcesz to robić w moje urodziny? Chcesz się kłócić i mi odgrażać? Szczerze mówiąc to ostatnie co bym chciała robić w taki dzień, a tobie się to podoba?-spytałam z rozczarowaniem. Ten dzień zapowiadał się tak dobrze, ale jednak wszystko zniszczyłam. -Myślałam, że chcesz miło spędzić ze mną ten czas, a jak narazie nie zgadzamy się ze sobą na każdym kroku. Ja... ja naprawdę cię kocham, ale to jest zdecydowanie za wcześnie na taki... na taki krok. Wyzwierzasz się na rok młodszą ode mnie siostrę, dlatego bo współżyje seksualnie z kimś, a ty sam chcesz zrobić ze mną dokładnie to samo, nie rozumiem cię.
         -Przecież cię przeprosiłem. Chcę z tobą porozmawiać, ale nie mam zamiaru tego robić przez te cholerne drzwi-powiedział, kilkukrotnie naciskakąc na klamkę, a ja podeszłam do drzwi i złapałam za klucz, przekręcając go w zamku i powoli je otworzyłam. Spojrzałam na Justina spode łba, bojąc się tego, w jakim stanie się znajdywał teraz. Przypatrywał mi się przez dłuższą chwilę, a jego szczęka była wciąż mocno zaciśnięta, moje serce biło z ogromnie szybką prędkością.
        -Spójrz na mnie-polecił, a ja niepewnie podniosłam głowę. Uśmiechnął się do mnie po czym pocałował mnie w policzek, a ja mimo tego, że chciałam go od siebie odepchnąć za to co chciał zrobić mi wcześniej, to ucieszyłam się, że ochłonął. 
       -Gniewasz się na mnie?-spytał, zajmując miejsce na łóżku i położył dłonie na kark, unosząc brwi do góry. Dobre pytanie.
        -Nie, nie gniewam się, Justin. Znaczy na początku byłam na ciebie zła, ale teraz, ja po po prostu... Okropnie martwi mnie twoje zachowanie. Szybko się denerwujesz, za szybko. Jesteś o wszystko zazdrosny. To że ktoś spojrzy na mnie na ulicy nie znaczy, że od razu chce się do mnie dobrać, wiesz? Ty też czasami patrzysz na inne dziewczyny, ale to jest zupełnie normalne. Wiem, że to dla ciebie bez znaczenia, wiem, że mnie kochasz i ty też powinieneś być o tym przekonany. Czasami po prostu przechodzę obok innych i porównuje ich z tobą i wiesz co? Jesteś najlepszy i jestem dumna z tego, że to ja ciebie mam. Tylko, że ty wszystko co robię uważasz za złe zachowanie, nie powinno tak być i po prostu... Martwię się o ciebie-szepnęłam i przyłożyłam palce do policzków, wycierając łzy, które wypłynęły z moich oczu. -Czy coś się dzieje, Justin? Powiedz mi, proszę... Przecież jesteśmy razem, jesteśmy rownież przyjaciółmi, którzy powinni sobie ufać, ja tobie ufam, a ty? Zawsze możesz liczyć na moją pomoc. Kocham cię, wiesz o tym, prawda?
Justin
        Kocham cię, wiesz o tym, prawda?usłyszałem jakby przez mgłę. Moje myśli krążyły wokół tego wszystkiego co powiedziała, a coś w środku mojej głowy nie przyjmowało tego wszystkiego do wiadomości. 
        -Justin, masz zamiar coś powiedzieć?-spytała, a ja z całych sił próbowałem się powstrzymać od obraźliwego komentarza w jej stronę.
        -Czy ty możesz się po prostu zamknąć? Naprawdę mam już dość tego twojego ciągłego gadania, to wkurwiające-syknąłem, wywołując u niej jakby smutek?
        -Wiesz co? Jesteś okropny. Mówiłeś, że chcesz ze mną rozmawiać, a teraz zgrywasz wielce zranionego! Ja zwierzyłam ci się z tego co tak naprawdę czuję i myślę, a ty nawet nie masz odwagi mi odpowiedzieć, to nie jest sprawiedliwe. Masz pierdolone dziewiętnaście lat, myślałam, że osoby w twoim wieku są dojrzalsi i rozumieją pewne rzeczy. Jednak widzę, że się myliłam. Jesteś pieprzonym, aroganckim dupkiem. Przez moment myślałam, że to ja zawiniłam, ale teraz widzę, że ty chcesz po prostu wzbudzić we mnie poczucie winy. Sprawia ci to przyjemność, czy jak? Ty specjalnie robiłeś wrażenie takiego dobrego człowieka, by teraz pokazać jaka okropna jestem? Gratuluję, naprawdę. Dziękuję za zniszczenie mojego dnia. Jak będziesz chciał na poważnie ze mną porozmawiać to... nie wiem... W poniedziałek jest przecież szkoła, więc mam nadzieję, że do tego czasu to wszystko przemyślisz. Cześć, Justin-powiedziała, biorąc stos przypadkowych ubrań z biórka, a ja trwałem w jakimś amoku jeszcze przez kilka dobrych minut, ale w końcu potrząsnąłem głową, orientując się to co przed chwilą się stało, więc poderwałam się z łóżka i pokierowałem się w stronę schodów. Zbiegałem w pośpiechu po drewnianych stopniach, opuszkami palców jeżdżąc po poręczy. 
        -Leila, poczekaj!-krzyknąłem, widząc jak naciska klamkę. Odwróciła się w moją stronę, wciągając powietrze do ust. Przymknęła powieki, a po sekundzie z jej oczu wypłynęły łzy, które szybko otarła. 
        -Słucham...-powiedziała cicho i spowrotem zamknęła drzwi. Podszedłem do niej i stanąłem naprzeciw jej ciała, zastanawiając się co powiedzieć, by chociaż trochę opanować tę całą sytuację. 
         -Przepraszam-w końcu coś wydobyło się z moich ust, choć wiedziałem, że nie to chciała ode mnie usłyszeć. Nie myśląc ani chwili dłużej, po prostu objąłem ją w talii, kładąc głowę na jej ramieniu i tylko czekałem aż ona zrobi to samo, chociaż prędzej spodziewałbym się, że mnie odepchnie. 
        -Justin, nie o to chodzi, przecież doskonale o tym wiesz-powiedziała, podczas gdy jej ręka gładziła moje plecy.
        -Czasami po prostu cię potrzebuję w ten inny sposób, naprawdę nie chciałem, przepraszam. Przecież wiesz, że cię kocham-mruknąłem cicho i złożyłem pocałunek na jej obojczyku. 
        -Ale nie możesz robić takich rzeczy-pokręciła głową, by zaakcentować to co powiedziała i ona rownież mnie objęła, przez co na mojej twarzy zagościł uśmiech. Ułożyłem ręce na jej udach, podnosząc ją do góry przez co usłyszałem dźwięczny śmiech z jej strony. Kręciliśmy się wokół własnej osi, a jej włosy unosiły się nad jej twarzyczką. Jej uśmiech sprawiał, że kompletnie odpływałem, a moją głowę ogarniały głębokie marzenia związane z nami. Gwałtownie się zatrzymałem, sprawiając, że ona złapała mocno moich rąk i zaśmiała się cicho, poprawiając swoje włosy, które były w kompletnym nieładzie. Oblizałem swoje usta, przyciągając ją do siebie. A nasze usta zetknęły się ze sobą. 
***
        Justin, a co z moim rodzeństwem?-spytała, kiedy jedliśmy pizzę. Przęłknąłem jedzenie i wytarłem palcami kąciki ust. 
        -Nie martw się o nich. Dałem Bradowi telefon. Obiecał, że jakby coś się wydarzyło to zadzwoni do mnie. A twojej mamy nie było w domu, pewnie teraz też jest gdzie indziej.
        -Dziękuję-uśmiechnęła się, a kawałek pomidora wylądował na jej spodniach, a raczej tych które ode mnie pożyczyła. Spojrzała sie na mnie ukradkiem. -Przepraszam, przepraszam, przepraszam cię, Justin, ja to wypiorę, przepraszam-uniosłem brwi do góry, widząc jak próbuje chociaż trochę oczyścić materiały podczas gdy jej dłonie się trzęsły. 
        -Hej, spokojnie. To nic takiego. Wszystko jest w porządku-położyłem dłonie na jej telepiących się rękach. Dlaczego coś takiego wzbudziło w niej panikę? 
        -P-przepraszam, n-nie chciałam-wyjąkała, złączając usta w cieką linię. Bała się?
         -Nic się nie stało-uśmiechnąłem się lekko, składając pocałunek na jej skroni i chwyciłem za pilot od telewizora, odpalając Netflix. 
         Serial, na który zdecydowała się Li był tak okropnie nudny, że przysnąłem kilka razy, ale nie chciałem odbierać jej przyjemności z oglądania tego, więc postanowiłem nie interweniować w tej sprawie. 
         -Ej, co ty na to bym zaprosił tu kilku znajomych i urządzilibyśmy tu sobie imprezę?-spytałem, podnosząc się do pozycji siedzącej. 
         -No nie wiem, Justin... Ja nikogo nie będę znała. Będę czuła się dziwnie-powiedziała, zatrzymując program i odwróciła się do mnie. 
        -Ale ja tu będę, nie zostawię cię przecież samej. Poza tym, oni są naprawdę w porządku, nie masz się czego obawiać-przekonywałem ją, tworząc palcem wzorki na jej spodniach 
        -No dobra...-powiedziała niepewnie po paru sekundach. Uśmiechnąłem się zwycięsko, wyciągając telefon z kieszeni i napisałem wiadomości do listy moich znajomych
***
         Impreza wywinęła się spod mojej kontroli, a do domu schodzili się ludzie, których twarzy nigdy nawet nie widziałem, mimo to drzwi ciągle stały otworem. Czerwone kubeczki walały się po podłodze, a ręce nastolatków były w górze, ruszając się zgodnie z rytmem muzyki. Nawet znalazł tu się jakiś dzieciak, który z chęcią zarządzał dźwiękiem, za free.  
        Stwierdziłem, że wyjdę na zewnątrz, ponieważ nigdzie nie mogłem znaleźć Leili, wciąż była poza zasięgiem mojego wzroku i nie było jej w żadnym pomieszczeniu tego domu, bo wszystko przeszukałem, chyba że specjalnie się przede mną ukrywała. 
        -Od kiedy ty palisz?-spytałem, zauważając ją z papierosem umieszczonym niechlujnie między jej dwoma palcami. Siedziała na trawie, a wokół niej walało się kilka kubeczków po alkoholu.
        -Od dzisiaj-wzruszyła ramionami, śmiejąc się głośno, a po chwili po raz kolejny wypuściła dym ze swoich ust. Dopiero gdy usłyszałem śmiech kogoś o głębszym głosie zorientowałem się, że nie jest tu sama. Na ławce za nią siedziało dwóch facetów w wieku trzydziestu lat, to pewnie oni zachęcili ją do palenia. 
        -I jak, maleńka? Przemyślałaś już naszą propozycję?-spytał jeden z nich, a we mnie od razu się zawrzało. Nawet jeżeli nie wiedziałem dokładnie o co chodzi, to mogłem się łatwo domyślić, po ich obrzydliwych uśmieszkach w jej stronę. 
        -O czym ty do cholery mówisz?!-wrzasnąłem, podchodząc do niego i szarpnąłem za jego koszulkę. Mimo, że byli starsi o dobre dziesięć lat to i tak czułem nad nimi przewagę. -Hmm, a teraz miliczycz? No słucham co masz mi do powiedzenia, no dalej-mówiłem z kpiącym uśmieszkiem na moich ustach,  podczas gdy moja dłoń zaciskała się na jego szyi. 
        -Gościu, uspokój się, on sobie tylko żartował-odezwał się drugi. 
        -Żartował? W taki sposób nie żartuje się o kurwa, mojej dziewczynie-warknąłem, odpychając go od siebie i chwyciłem Leilę za rękę. -Wracamy do domu-powiedziałem w jej stronę, a ona robiła wszystko by nie udało mi się jej podnieść z podłoża. 
        -Zostaw mnie, kretynie. Jak będę chciała to pójdę-jęknęła, wyswobodzając się z mojego objęcia. Byłem pewny, że to przez alkohol się tak zachowywała. Na trzeźwo nie powiedziałaby czegoś takiego. 
        -Nie rób scen, tylko podnieś ten tyłek i chodź-warknąłem, zirytowany jej zachowaniem. Z dnia na dzień była coraz bardziej nieznośna. 
        -Chłopie, dziewczyna mówi ci, że nie chce to nie, ogarnij się, korona ci z głowy nie spadnie jak raz nie pójdzie po twojej myśli-odezwał się jeden z nich i chociaż miałem ogromną ochotę rzucić się na niego z pięściami, to po prostu zignorowałem to i odwróciłem się, kierując się w stronę domu.
        Usiadłem na kanapie, obserwując ludzi, którzy pałętali się po salonie, już nawet nie pamiętając gdzie się znajdują. A z chwilą gdy chwyciłem za butelkę whiskey, obok mnie usiadły 
trzy śliczne dziewczyny, dosyć skąpo ubrane. Jedna z nich przesunęła się do mnie i posłała w moją stronę zalotny uśmiech. 
        -Podoba wam się impreza?-spytałem ciekawy ich odpowiedzi. 
        -Tak, ale impreza nie jest jedynym, co mi się tutaj podoba-powiedziała pewna blondynka, a ja zaśmiałem się cicho na jej próbę podrywu.
Gdybym był w normalnym nastroju to nawet nie zwróciłbym na nie uwagi, ale alkohol w mojej krwi, jak i złość na szatynkę spowodowała, że chciałem się odegrać i sprawić, żeby poczuła się tak jak ja, odtrącona. Blondynka przesunęła się jeszcze bliżej mnie, a nasze ciała stykały się już bokiem. Trąciłem jej kolano moim, uśmiechając się lekko i oblizałem usta. Przerzuciła włosy na prawą stronę, odsłaniając kawałek swojego opalonego ciała i założyła nogę na nogę. Była naprawdę piękna kobietą, a jej długie, smukłe nogi stanowiły błogosławieństwo dla oczu każdego faceta, bez wyjątku. 
        -Jak ci na imię, kochanie?-spytałem, skanując jej ciało, a mój wzrok zawiesił się trochę dłużej na jej kształtnych piersiach. Nie mogłem nic poradzić na to, że skupiałem uwagę na takich rzeczach. 
        -Lindy, a ty?-odpowiedziała, a jej usta ozdobił perlisty uśmiech. 
        -Jestem Justin, miło mi cię poznać-powiedziałem, chwytając za jej aksamitną dłoń, na której po chwili złożyłem krótki pocałunek. Ona speszyła się lekko, co nie ukrywam, było moim ulubionym zachowaniem u dziewczyn. To pokazywało jak bardzo ja na nie oddziaływuję. Z pewnością dlatego tak bardzo spodobała mi się Leila. 
        -Masz ochotę zatańczyć?-zaproponowałem.
         -Jasne-podniosłem się z miejsca, łapiąc Lindy za rękę i pociągnąłem ją w stronę gromady tańczących ludzi. Nie powstrzymałem się od spoglądania na jej tyłek, przykry jedynie cięką warstwą różowej sukienki, a mój przyjaciel dał się we znaki. Nie sądziłem, że tylko tyle wystarczy, bym się podniecił. 
        To zadziwiające, że akurat w tym momencie zaczęła lecieć wolna piosenka. Widziałem jak zakłada kosmyk za ucho w zdenerwowaniu, dlatego ja powoli położyłem dłonie na jej talii, uśmiechając się i przyciągnąłem ją do siebie, a ona zawiesiła ręce na mojej szyi, delikatnie kołysząc swoim ciałem. Moje dłonie szybko przeszły na tył jej ciała i zaczęły zjeżdżać w dół, odnajdując idealne miejsce na jej tyłku. Ścisnąłem jej pośladki, z chwilą, gdy jej usta zetknęły się z linią mojej szczęki.
Spojrzałem na jej twarz, po czym bez zawahania zamknąłem oczy, zbliżając swoje wargi do jej, a już po chwili zachłannie się całowaliśmy. Mimo, że to wszystko było strasznie chaotyczne to uczucie budzące się w tym momencie w naszych ciałach było niesamowite. Zapomniałem zupełnie o otaczającym nas świecie, o tych wszystkich nierozwiązanych sprawach, które miałem do wykonania i skupiłem się tylko na Lindy i jej idealnych ustach. Chcąc, nie chcąc, odsunęliśmy się od siebie, by zaczerpnąć powietrza. Wychyliłem głową, patrząc na drzwi, przez które po chwili wszedł i tak już schlany, nie kto inny jak Luke Hemmings. Tak bardzo chciałem pójść do niego i wypierdolić go tam, skąd przyszedł, bo wiedziałem, że zaraz zacznie dobierać się do mojej dziewczyny, ale delikatna dłoń Lindy kazała mi kierować się za nią, schodami na górę. 
Moje nogi plątały się, wywołując u niej jak i zarówno u mnie nieopanowany śmiech. Weszliśmy do mojego pokoju, a ja chwyciłem za butelkę wódki i przelałem trochę do małego kieliszka, stojącego na szafeczce nocnej. Widocznie ktoś był tu przed nami. 
Usiadłem na łóżku, opierając się o jego ramę, a Lindy usiadła okrakiem na mnie i zdjęła powoli moją koszulkę, po czym wzięła się za odpinanie guzików w moich spodniach. 
        -Co ty robisz, to łaskocze-zaśmiałem się cicho, a ona jedynie chwyciła za kieliszek i pomogła mi pochłonąć jego zawartość. 
Jej usta, jej ciało, jej śmiech, jej słowa. Wszystko zaczęło tracić wymiar rzeczywisty, a ja słyszałem tylko śmiech dobrej zabawy i nic więcej.
__________________________
Zarys kolejnego rozdziału 
niesamowicie mi się podoba i mam nadzieję, 
że Wam też będzie ;D

POLECAM: http://better-left-unsaid-ag-jb.blogspot.com/


 

sobota, 10 października 2015

28.-Happy birthday!

Justin

        Dzisiaj moja Li obchodziła swoje siedemnaste urodziny, więc jako dobry chłopak chciałem zadbać o to, by dobrze się dzisiaj bawiła. Mama, razem z Jazzy miały zaraz jechać do dziadków, dlatego zniosłem ich torby na dół, po czym wyszedłem z nimi na dwór i schowałem je do bagażnika czarnego suv'a. Mama wyszła z domu, trzymając w dłoni siatkę z prowiantem na drogę, a tuż za nią podążała Jazzy, rozmawiająca z kimś przez telefon. Była dopiero w trzecim miesiącu ciąży, ale i tak cały czas nosiła luźne bluzy, by nasza rodzicielka nie zorientowała się, że coś tam się dzieje. Tyle razy namawiałem ją, by wreszcie jej o tym powiedziała, bo i tak prawda wyjdzie na jaw, ale ona wciąż powtarzała, że zrobi to następnym razem.
       -Do zobaczenia, synku. Bawcie się dobrze i przekaż Leili życzenia ode mnie-powiedziała mam, przytulając się do mnie, a ja pocałowałem ją delikatnie w czoło, życząc jej udanej drogi. Podszedłem do Jazmyn, stukając ją lekko w ramię, a ona odwróciła się do mnie. Pokazałem jej gestem dłoni by zakończyła rozmowę.
       -Mike... Muszę już kończyć... Tak, zadzwonię do ciebie, jak będziemy na miejscu... hej-nacisnęła na czerwoną słuchawkę, a na jej twarzy pojawił się drobny uśmiech.
       -Z kim rozmawiałaś?-spytałem, chcąc zabrać jej telefon z rąk, ale ona szybko schowała go do kieszeni.
       -Nie twoja sprawa, Justin-powiedziała, wywracając oczami z zirytowaniem.
       -Kolejny chłopak? Jaz, nie dość ci po ostatnim? Myślałem, że chociaż trochę myślisz.
       -Ale on jest inny.
       -Z pewnością. Wykorzysta twoją nastoletnią naiwność i zrani ci dla własnej satysfakcji. Wiem jacy są faceci, przecież nim jestem. Więc daję ci dobrą radę.
       -Ty jakoś jesteś z Leilą i nikt nie robi ci, ani jej problemu. Nie rozumiem dlaczego zawsze mi się obrywa. Po co mi taki brat jak ty, skoro nawet nie potrafisz się cieszyć moim szczęściem. Mike jest naprawdę kochany, a ty oceniasz wszystkich z góry, nie dając nikomu nawet szansy. Wiem, że tak naprawdę zniszczyłam sobie życie przez to dziecko, ale to nie znaczy, że nie mogę być przez kilka chwil szczęśliwa-to co powiedziała wcale nie sprawiło, że zrobiło mi się głupio. Ona po prostu świetnie grała.
       -A ten twój Mike wie, że się puściłaś i za kilka miesięcy będziesz miała bachora, którego będziesz musiała przewijać, karmić, opiekować się nim? Założę się, że nie. Nie zaczynaj związku od kłamstw-warknąłem.
       -Odezwał się jakże szczery chłoptaś. Nie zapominaj, że ty też pominąłeś kilka istotnych spraw, podczas rozmów ze swoją dziewczyną. Nie masz prawa mówić tak do mnie, bo sam nie stosujesz się tego co mówisz.
       -Tylko, że ja nie ukrywam przed nikim dziecka, do cholery!-krzyknąłem, wyrzucając ręce w powietrze. wkurzało mnie jej szczeniackie zachowanie.
       -Zamknij ryj, idioto. Zaraz mama to usłyszy.
       -To chyba najwyższy czas, by się o tym dowiedziała. Mamo! Mamo!-zacząłem nawoływać kobietę, śmiejąc się głupkowato.
       -Nie, Justin, nie! Nie możesz jej tego powiedzieć! Ja to zrobię, ale nie teraz-piszczała, chcąc zasłonić moją buzię dłonią, a mnie to okropnie bawiło.
       -Zlituję się teraz, ale masz tydzień na powiedzenie jej o tym, inaczej ja to zrobię. Nie chce mi się już tłumaczyć mamie twojego złego samopoczucia, czy wymiotów. Baw się dobrze-powiedziałem i pocałowałem ją w policzek na pożegnanie, śmiejąc się z jej miny, która wyrażała jak bardzo chciała mi przypierdolić.
       Pomachałem im, a po chwili samochód zniknął z zasięgu mojego wzroku. Wszedłem do domu i zacząłem ogarniać bałagan, znajdujący się tutaj. Nawet wziąłem się za pastowanie podłogi, dzięki czemu parkiet niemalże lśnił.
       Wszedłem do swojego pokoju i od razu otworzyłem małą, białą szafeczkę, wyciągając z niej karton, obklejony drobnymi serduszkami. W tym pudełku dostałem kiedyś prezent od Caitlin na urodziny. Otworzyłem je, wyciągając ze środka czarny stanik i przystawiłem go do nosa, zaciągając się zapachem materiału, który nadal przesiąknięty był perfumami, których używała. Miała go na sobie w dniu, w którym pierwszy raz się kochaliśmy. Zostawiła go u mnie, a ja nie mogłem się powstrzymać od zatrzymania go. Zacząłem przeglądać te wszystkie przedmioty w kartonie, przypominające mi o tych pięknych chwilach, które razem przeżyliśmy. Wstałem z podłogi i podszedłem do korkowej tablicy, z której zacząłem zdejmować nasze wspólne zdjęcia. Ja całujący jej policzek, my jako król i królowa balu zimowego, Kłódka z naszymi inicjałami, zawieszona na moście zakochanych i w końcu moja, mała Caitlin, oddająca włosy na peruki dla dzieci z rakiem, my spacerujący po szpitalnym ogródku i nasze ostatnie zdjęcie... zrobione, gdy tuliłem jej wychudzone ciało, leżąc z nią na szpitalnym łóżku. W moich oczach pojawiły się łzy, ale nie chciałem, żeby zmoczyły one moje policzki. Ten dzień miał być szczęśliwy.
       Wepchnąłem wszystkie przedmioty z powrotem do pudła i włożyłem je do szafki, zakluczając ją. Mój pokój stał się bardzo przejrzysty, po tym jak go wysprzątałem i wyglądał naprawdę elegancko, teraz musiałem zmienić tu tylko nastrój. Zasłony z granatowych, zmieniłem na pikantną czerwień, a niebieską pościel, zastąpiłem aksamitną bielą. Chwyciłem siatkę, w którą wcześniej zapakowałem zakupy i wyjąłem całą jej zawartość. Najpierw rozstawiłem świece na obu szafeczkach nocnych, a potem zacząłem odrywać z róż ich płatki, układając z nich kształt serca na białej narzucie, a kilkanaście z nich wylądowało na podłodze. Uśmiechnąłem się lekko do siebie i wyciągnąłem z szafy, przygotowany wcześniej strój, ruszając do łazienki, by się odświeżyć.

Leila

       Usłyszałam cichy głos tuż obok mojego ucha, więc mój mózg kazał mi wydostać się już z fazy snu. Otworzyłam powoli oczy i pierwsze co zobaczyłam to brązowe loczki Brada.
       -Co jest?-spytałam, podnosząc się do pozycji siedzącej.
       -Justin do ciebie przyszedł, mogę go tu wpuścić? Czeka przed drzwiami-wyjaśnij cichutko, a ja pokiwałam głową.
       Justin wszedł do pomieszczenia uśmiechając się lekko, a ja zlustrowałam go wzrokiem. Był ubrany wyjątkowo wyjściowo.
       -Hej, kochanie-powiedział, zwilżając usta językiem, a ja dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem jedynie w bieliźnie, a osłania mnie tylko cienki materiał prześcieradła.
       -Cześć, skarbie. Czemu jesteś tak ubrany?-spytałam, a on się zaśmiał, jakbym właśnie opowiedziała jakiś wyjątkowo zabawny żart.
       -Wszystkiego najlepszego, księżniczko-rzekł i zza pleców wyciągnął bukiet czerwonych róż, a ja zmarszczyłam brwi, co nie uciekło jego uwadze.-Kochanie, masz dziś urodziny, nie pamiętasz?-spojrzałam na kalendarz, dostrzegając, że faktycznie jest już piętnasty czerwca.
       -Kompletnie wyleciało mi to z głowy. Dziękuję, to miłe, że pamiętałeś-powiedziałam, wstając z łóżka i zawiesiłam ręce na jego szyję, prześcieradło opadło na podłogę, a moja twarz przybrała kolor dorodnego buraka, ale on nie mógł tego ujrzeć. Jego dłoń zaczęła gładzić moje odkryte  plecy, by po chwili spotkać się z materiałem moich majtek. Złączyłam nogi razem, ponieważ zdenerwowanie zapanowało nad moim ciałem. Nie czułam się pewnie, gdy mnie dotykał w ten sposób. To nie była kwestia zaufania, bo ufałam mu, jak nikomu innemu, po prostu to było dla mnie obce. Wbiłam zęby w swoją dolną wargę, a mój podbródek oparłam o jego ramię. Chciałam mu powiedzieć, żeby przestał, ale wstydziłam się nawet tego.
       -Kochanie, ubierz się w to, zabieram cię gdzieś-powiedział, gdy już zostawił moje ciało w spokoju i wręczył mi ładnie zapakowane pudełko. Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę i z powrotem usiadłam na łóżku, kładąc prezent na kolanach i powoli zaczęłam go otwierać. Podniosłam białe wieczko, a moim oczom ukazał się czarny, równo złożony materiał, na którym leżało kilka naszych wspólnych zdjęć oraz te, które zrobił mi Justin, kiedy przymierzałam okulary, na wszystkich wyszłam równie niekorzystnie. Materiałem okazała się piękna rozkloszowana sukienka. Moje oczy lśniły teraz zapewne jak diamenty, ale nie mogłam nic na to poradzić, te pozornie zwykłe rzeczy, sprawiały, że byłam naprawdę szczęśliwa.
       -Sprawdź co jest głębiej-powiedział, dosiadając się do mnie. Podniosłam tekturkę, której wcześniej nie zauważyłam i zauważając prezent na dnie pudełka, moją twarz rozświetlił jeszcze większy uśmiech. Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami, a on tylko wzruszył ramionami, a jego kąciki ust trwale uniesione były ku górze. Odstawiłam dwie pary butów delikatnie na podłogę i przytuliłam się do niego, głaszcząc jego policzek.
         -Justin, dasz mi się teraz przebrać?-zaśmiałam się lekko, a on mnie puścił lecz nadal siedział na łóżku. -Uhm... chodziło mi o to żebyś wyszedł-wyjaśniłam, a on zmrużył oczy, a po chwili z jego ust wydobyło się tylko krótkie słowo ''okej'' i zniknął za drzwiami. Zaczęłam zdejmować stanik, by założyć ten bez ramiączek, bo inny nie pasowałby mi do sukienki. Odwróciłam się i chciałam podejść do szuflady, ale w tym samym momencie usłyszałam skrzypnięcie drzwiami.
         -Justin!-krzyknęłam, zauważając jego twarz między drzwiami, a ich framugą i zakryłam swoje piersi rękami.
         -Ups, przepraszam. Chciałem tylko...-zaczął, ale ja podbiegłam do niego i wypchnęłam go za drzwi. Westchnęłam głośno i zakryłam moją zaczerwienioną twarz dłońmi, chociaż zdawałam sobie sprawę, że nikt nawet tego nie widział.
***
Weszliśmy do restauracji, a ja zaczęłam rozglądać się po jej bogatym wnętrzu. Zdecydowanie dominował tu złoty.
       -Będzie pani uprzejma-powiedział szatyn, odsuwając krzesło, bym mogła usiąść, po czym delikatnie przysunął mnie w stronę blatu. Justin zarezerwował bilety, dlatego z łatwością udało nam się zając stolik obok, grającego muzykę jazz, zespołu. Justin podał mi kartę menu, a ja już otwierając ją spostrzegłam jaka ta restauracja musiała być droga, przeraziłam się wysokością cen.
       -Dzień dobry, czy są państwo gotowi by złożyć zamówienie?-usłyszałam i spojrzałam na Justina, który lustrował wzrokiem zapisane dania, po czym zamknął kartę, odkładając ją na stolik. 
       -Proszę dać nam jeszcze chwilę-powiedziałam w stronę kelnera, a on posłał nam łagodny uśmiech i odszedł.
       -Doradzić ci?-spytał chłopak, a ja pokręciłam głową. 
       -Justin...-powiedziałam niepewnie.
       -Coś się stało?-spytał, przeczesując włosy palcami. 
       -Nie, po prostu... Myślę, że... Po prostu ta restauracja do mnie nie pasuje nie czuję się tu dobrze, tu jest tak drogo, ja nie chcę, żebyś tyle wydawał. Naprawdę dziękuję ci za to, że się tak postarałeś, ale to chyba nie moja bajka-powiedziałam szybko, bo było mi okropnie głupio, że to wszystko niszczę. 
       -Rozumiem i przepraszam, że nie spytałem się ciebie jak chcesz spędzić ten dzień, w końcu to twoje urodziny, nie moje-powiedział, a na jego czole pojawiły się te urocze zmarszczki, które ukazywały się zawsze, gdy był skołowany. 
       -Przepraszam, że to zepsułam. Postarałeś się dla mnie, a ja jak zwykle wybrzydzam-westchnęłam, bawiąc się czerwoną serwetką, znajdującą się po lewej stronie stołu. 


         -Nie, słuchaj... Cieszę się, że mi to powiedziałaś, męczyłabyś się tylko tutaj. Już znam jeden więcej fakt o tobie-uśmiechnął się do mnie lekko.-W takim razie, gdzie masz ochotę pójść?
***
         Nie wierzę, że to zrobiłeś, miałeś tyle nie wydawać-zaśmiałam się, kiedy wychodziliśmy z sali kinowej. Justin zapłacił za to, by repertuar był tylko dla nas i nikt nie mógł wejść do pomieszczenia.
         -Chciałem ten dzień spędzić z tobą, a nie z setką innych osób, wpieprzających łapczywie popcorn-wyjaśnił i przyciągnął mnie do siebie, składając czuły pocałunek na moim policzku. 
         -Justin, możemy już wrócić do domu? Nogi mnie bolą od tych butów. Chyba nie jestem stworzona by chodzić w szpilkach-powiedziałam, a Justin skinął jedynie głową. 
         -Za to wyglądasz w nich jeszcze bardziej zjawiskowo-skomplementował mnie, a moja twarz kolejny raz tego dnia oblała się rumieńcem. 
         Wsiedliśmy do samochodu w kompletnej ciszy, a ja od razu wyczułam jego zdenerwowanie objawiające się w płytkich oddechach, które wydobywały się z jego lekko rozchylonych warg. Zacisnął mocno dłonie na kierownicy i ruszył, a ja tylko przyglądałam się jego wyraźnie zarysowanym kościom policzkowym. Nie wiedziałam co było przyczyną jego niespokoju, zrobiłam coś źle? Przecież jeszcze przed chwilą wszystko było w porządku. Jego dłoń bez zawahania wyładowała tuż nad moim kolanem, a po chwili zaczął wsuwać rękę pod moją sukienkę, gładząc wewnętrzną stronę mojego odkrytego uda. Spojrzałam na niego, ale on nawet nie zwrócił na to uwagi. Nie wiem czy przez dotykanie mnie, rozładowywał złość, ale to było trochę niepokojące, bo ostatnio stawał się wyjątkowo nerwowy i łatwo było wyprowadzić go z równowagi.  Nie pytałam go o to, czy coś kluczowego się wydarzyło, bo nie chciałam go bardziej wzburzać lecz okropnie się martwiłam.
***
       Rozejrzałam się po łazience, ale mój wzrok nie napotkał ani jednej części garderoby, w którą mogłabym się ubrać. Moje ciało pokrywała gęsia skórka, dlatego jak najszybciej odkryłam się ręcznikiem. Podeszłam do drzwi i powoli nacisnęłam na klamkę.
       -Justin-krzyknęłam niepewnie i poprawiłam ręcznik, który co chwila zsuwał się z mojego ciała. 
       -Tak, kochanie?-usłyszałam na co od razu na mojej twarzy pojawił się drobny uśmiech. 
       -Mógłbyś pożyczyć mi coś do ubrania?-spytałam. 
       -Jasne, poczekaj chwilę-odpowiedział. Podeszłam do dużego lustra nad umywalką i zaczęłam przyglądać się już prawie niewidocznym skaleczeniom na mojej twarzy. Odkręciłam wodę w kranie i pochyliłam się, by dokładniej oczyścić swoją twarz, a wtem poczułam łagodne muśnięcie na karku, więc szybko odwróciłam się w jego stronę. Podniosłam głowę i zaczęłam wpatrywać się w jego oczy, które zabłyszczały się lekko. Czułam na swojej skórze jego płytki oddech. Przybliżył się do mnie i położył dłonie po obu stronach blatu, o który się opierałam. Było tak cicho, że mogłam usłyszeć nawet bicie własnego serca. Oparł swoje czoło o moje, a po chwili jego ust napotkały moje. Zamknęłam oczy, z chwilą, w której pogładził mnie po policzku. Oddałam mu krótko pocałunek, wysilając się na trochę więcej uczucia w tym, ale byłam pewna, że zauważył, że coś jest nie tak. Podniósł mnie, usadzając na drewnianej powierzchni blatu i zaczął sunąć swoją dłonią po moim udzie. 
         -Jesteś taka piękna-powiedział i ponownie mnie pocałował, tym razem bardziej namiętne. Jego palce znalazły się na samej górze wewnętrznej strony mojego uda, przez co zacisnęłam je mocno, wiedząc, że jest już tak blisko. Nie chciałam do tego dopuścić. 
         -J-Justin, gdzie s-są ubrania?-wyjąkałam, zatrzymując jego dłoń. 
         -One nie będą ci teraz potrzebne-szepnął, schodząc pocałunkami z mojej szczęki na moją szyję i zaczął przygryzać oraz lizać skrawek mojej skóry. Ogromna guła pojawiła się w moim gardle, a ja nie mogłam jej w żaden sposób zniwelować. Moja klatka piersiowa zaczęła poruszać się zdecydowanie szybciej, a dłonie zaczęły lekko podrygiwać. Justin podniósł mnie i wskazał gestem, bym oplotła nogami jego ciało. Zrobiłam to, a moja kobiecość otarła się o jego koszulkę, przez co gwałtownie wciągnęłam powietrze. Zacisnęłam dłonie na jego ramionach, podczas gdy on ciągle składał niechlujne pocałunki na moim ciele.
          Weszliśmy do jego pokoju, ale on nadal niósł mnie na swoich rękach, po prostu teraz trzymał mnie jak pannę młodą. Cały czas skanowałam jego twarz i zauważyłam, że przeniósł swój wzrok na coś przed sobą, więc ja też odwróciłam głowę w tamtym kierunku. Moje serce jakby na chwilkę stanęło, gdy ujrzałam to całe ozdobione płatkami róż łóżko i miłosny nastrój panujący wokół niego. Postarał się i to bardzo, ale nie myślałam, że tak to będzie wyglądało. 
Położył mnie na łóżku, będąc jakby w jakimś transie i ponownie zaczął obcałowywać moją twarz. Nawet nie zauważyłam, kiedy jego spodnie opadły na podłogę. 
        -Justin, co ty robisz?-spytałam w strachu i próbowałam się od niego odsunąć, ale on trzymał mnie przy sobie stanowczo. 
         -Jak to co-zaśmiał się krótko-chcę ci pokazać, jak bardzo cię kocham-wyjaśnił, górując nade mną i otarł swoim przyrodzeniem, uwięzionym jedynie pod cienkim materiałem bokserek o moje udo. Wsunął dłoń między moje nogi i delikatnie dotknął mnie w tamtym miejscu, a ja zupełnie nie wiedziałam co mam zrobić. Pocałował mnie krótko w usta, a jego palce znów otarły się o moje wargi sromowe. 
        -A-ale nie musisz mi niczego udowadniać. Wie-wiem, że mnie kochasz, ja też kocham ciebie
        -Kochanie, jesteś taka seksowna-mruknął, nawet nie przejmując się tym co powiedziałam.
        -Justin, przestań-powiedziałam, kiedy szatyn zdejmował koszulkę, ale on dalej kontynuował. Chwycił za kącik ręcznika, którym byłam owinięta, chcąc go ze mnie zdjąć, ale ja mocno trzymałam go przy swoim ciele, nie mając zamiaru się obnażyć. 
         -No dalej, kochanie-powiedział z irytacją w głosie.-Bądź grzeczną dziewczynką i słuchaj się mnie-dodał dosyć nie przyjaźnie, nawet mogłam zauważyć to zdenerwowanie na jego twarzy. 
         -Zostaw mnie w spokoju!-krzyknęłam, próbując się podnieść, ale on złapał moje nadgarstki i docisnął mnie do materaca. 
         -O co ci do cholery chodzi? Zrobiłem to wszystko dla ciebie, a ty się tak odwdzięczasz? Chciałem spędzić z tobą miło czas, a ty ciągle jesteś na nie!-nie wiem czy chciał wzbudzić tym u mnie poczucie winy, ale coraz bardziej się go obawiałam. 
         -Jeśli nie chciałeś, nie musiałeś nic robić. Sama świetnie spędziłabym swoje urodziny i nie musiałabym się martwić o to jak będziesz się zachowywał. Powtarzam, to są moje urodziny, nie twoje. Jak będziesz chciał kogoś bzyknąć w swoje własne święto, to proszę bardzo, droga wolna. Ale nie możesz czegoś takiego ode mnie wymagać-nagły przypływ odwagi pomógł mi to wszystko powiedzieć, inaczej nie dałabym rady.
        -Jesteś moją dziewczyną, do kurwy nędzy. To chyba normalne, że chcę się z tobą kochać-warknął, wyrzucając ręce w powietrze, dzięki czemu mogłam wreszcie poderwać się z tego łóżka i uwolnić od niego. 
         -A pomyślałeś, że ja nie chcę? Mam wątpliwości co do tego, kim ty w ogóle jesteś. Co jest z tobą nie tak? Nie dziwię się, że Jazzy nie chciała z tobą rozmawiać-rzuciłam i wyszłam z pokoju, po czym weszłam do innego pomieszczenia i zamknęłam się w nim na klucz. Nie rozumiałam co z nim się działo. Zanim staliśmy się parą wszystko było w porządku.
_______________________________________________
__________________________________
Coraz bliżej, coraz bliżej...
moje drugie opowiadanie
ask
wszystko, wszystko psuję, sialala

sobota, 26 września 2015

27.-It will never happen again, I promise.

(NIESPRAWDZONY)

 Leila

       Odetchnęłam głośno, a po chwili zaczęłam kaszleć. Oparłam swoje dłonie o kolana, a moja sylwetka mimowolnie pochyliła się nad ziemią. Nie wiedziałam już nawet ile biegłam ani gdzie podążałam, po prostu moje nogi same wyrywały się do poszukiwań. Moje gardło było już zdarte od ciągłego nawoływania mojego brata, a z moich oczu wypływały coraz to większej ilości łez. Wiedziałam że powinnam się ogarnąć i zacząć myśleć racjonalnie ale po prostu ostatnio to wszystko mnie przerastało i nie dawałam sobie rady z zupełnie niczym. 
       -Bradley!-krzyknęłam ponownie i zaczęłam biec dalej. Marzyłam o tym, aby był tylko głupi sen. Tak bardzo chciałam obudzić się w tym momencie z krzykiem i uświadomić sobie że to był tylko kolejny koszmar, ale niestety to wszystko działo się naprawdę. 
       -Bradley-łkałam żałośnie, podczas gdy moje ciało spotkało się z betonowym chodnikiem. Chciałam wstać, ale nie potrafiłam nawet oprzeć się łokciami o podłoże, czułam się tak beznadziejnie. Podniosłam głowę, próbując przeczytać nazwę ulicy, zapisanej na jakimś ogrodzeniu, ale łzy w oczach mi to nie uniemożliwiały.
       -Leila?-usłyszałam, a dosłownie sekundę po tym, moje ciało zostało podniesione. Odwróciłam się i pierwsze co napotkały moje oczy to jego charakterystyczny kolczyk w wardze. 
       -O mój Boże, Luke-szepnęłam i wtuliłam się w jego klatkę piersiową, okrytą czarną bluzą, z której wydobywał się dobrze mi znany zapach alkoholu. Tak bardzo się cieszyłam że na niego wpadłam, bo w końcu ktoś mógł mi pomóc.
       -Co ty tu robisz, mała?-spytał, chwytając mnie pod ramię, bym nie upadła, bo chyba zauważył, że byłam o krok od zemdlenia. 
       -Zgubiłam brata-powiedziałam cicho, bo było mi wstyd za to, że byłam tak cholernie beznadziejną siostrą. Chłopak spojrzał na mnie, po czym zaczął się głośno śmiać. Wiedziałam, że to mogło brzmieć dosyć idiotycznie, dlatego nie zdziwiłam się jego reakcją. 
       -Luke, ale ja mówię poważnie. Nie wrócił do domu-szepnęłam, bo wiedziałam, że gdybym powiedziała to głośno, to kolejny raz tego dnia bym się rozpłakała. 
       -Cholera-tylko to słowo wydobyło się z jego ust i przeczesał palcami swoje blond włosy, które przemoczone były przez deszcz, skapujący z nieba. Tak, właśnie, wszystko się na mnie uwzięło i nawet pogoda się zepsuła, akurat w momencie, w którym wyszłam z domu.
       -W ogóle to możesz mi powiedzieć, gdzie jesteśmy?-spytałam, bo totalnie straciłam orientację w terenie.
       -Uhm, to jest Judes Street-powiedział, a ja zasłoniłam dłonią usta. O mój Boże, to aż dwanaście kilometrów od mojego miejsca zamieszkania.
       Zakasłałam, a po chwili poczułam jak jedzenie, które jakimś cudem było jeszcze w moim żołądku, podchodzi mi do gardła. Odepchnęłam od siebie chłopaka i oparłam się o najbliższe ogrodzenie, a z moich ust wyleciała praktycznie sama żółć, pozostawiająca palące uczucie w całym moim gardle.
       -Już wszystko okej?-spytał Hemmings, odgarniając mój kucyk na plecy. Pokiwałam głową w dół, ale po niecałej sekundzie nadeszła kolejna fala wymiotów, a ja zaczęłam się krztusić. Luke zaczął klepać otwartą dłonią w moje plecy, co miałam wrażenie, że nie przynosiło dobrych efektów, a jedynie sprawiało mi jeszcze większy ból.
       -Masz coś do picia?-spytałam z nadzieją, po tym jak zwróciłam już zupełnie wszystko. Czułam się jak gówno, a mój oddech zapewne nie był lepszy.
        -Mam tylko to-powiedział, a w jego dłoni ukazała się puszka piwa, którą wyjął z kieszeni dresów. Rzucił ją w moją stronę, a ja ją zręcznie złapałam.
Obiecywałam Justinowi, że nie będę więcej pić po tym jak ostatnim razem nie skończyło się to zbyt dobrze, ale teraz nie myślałam o tym jak o rozrywce, a jedynie jak o rozwiązaniu problemu mojego odrażającego smaku w ustach. 
       Chwyciłam za napój i zaczęłam wlewać go wprost do mojego gardła, czując przy tym niemałą ulgę. W gruncie rzeczy nienawidziłam tego, bo zbyt kojarzyło mi się z domem, który budził we mnie strach, za każdym razem gdy do niego wstąpiłam lub chociaż moje myśli skierowały się w jego stronę.
       -Słuchaj, Leila... A może pójdziemy z tym na policję? Wiesz, środek nocy to nie jest dobra pora na szlajanie się po ulicach nastolatka, szczególnie w tej okolicy-powiedział Luke, zauważając komisariat naprzeciw nas, a przez moje ciało po raz kolejny przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Bałam się tych wszystkich instytucji, a na samą myśl o lekarzach, policjantach, prawnikach czy  po prostu ratownikach robiło mi się słabo. Spojrzałam na niego sceptycznie i zastanawiałam się co powiedzieć, aby nie zabrzmieć jak jakaś wariatka.
       -J-ja-zaczęłam, układając sobie całą formułkę w głowie, ale poczucie winy kazało mi przestać. Przecież to była moja wina, że nie wrócił do domu. Musiałam go teraz znaleźć i to jak najszybciej, a wiedziałam, że sama nie dam rady. Policja mogła mi w tym tylko pomóc.
       -No dobrze-powiedziałam po chwili zastanowienia i kontynuowaliśmy drogę w tamtym kierunku. 
       Każdy kolejny stawiany przeze mnie krok, wywoływał u mnie okropne uczucie zimna. Moje trampki rozpadały się coraz bardziej  i jedyne co mogłam powiedzieć w tamtym momencie o moim wyglądzie to to że nie zasługiwałam nawet na miano człowieka. 
       Kiedy znaleźliśmy się już blisko budynku, zaczęłam denerwować się jeszcze bardziej. Hemmings otworzył drzwi i przepuścił mnie, po tym jak odstawił puszkę z piwem na chodnik.
       -Dobry wieczór-rzekł Luke, widząc, że sama nie mogłam z siebie wydusić ani słowa.
       -W czym mogę pomóc?-spytała kobieta, odziana w mundur. Wyglądała jak te wszystkie znane policjantki z filmów, nawet jej usta zdobiła czerwona szminka.
       -Mój brat nie wrócił do domu-odpowiedziałam, pocierając palcami prawej reki o lewą dłoń, ze zdenerwowania. Przebiegłam wzrokiem po całym pomieszczeniu i zaobserwowałam, że zdecydowana większość przedmiotów tutaj, utrzymuje się w odcieniach szarości. 
        -Mark!-krzyknęła, poprawiając swoją marynarkę, a ja lekko się skrzywiłam przez jej wyjątkowo wysoki głos. Chwilę później obok niej pojawił się wysoki, czarnoskóry mężczyzna. Zaczęli szeptać coś między sobą lecz my nie mieliśmy możliwości usłyszenia ani jednego słowa z ich rozmowy.
       -Proszę, chodźcie za mną-polecił policjant. Spojrzałam nerwowo na blondyna, a on posłał mi jedynie przyjazny uśmiech. Od razu zaczęłam myśleć nad tym, dlaczego mieliśmy z nim iść. Nie wiedziałem czy mogą zrobić mi coś za niedopilnowanie brata. Czułam się za niego odpowiedzialna i rzeczywiście tak było. 
Kolejny raz tego dnia moje dłonie zaczęły się trząść, a ja nie wiedziałam jak temu zaradzić, to było okropnie uciążliwe. Nie chciałam się tak czuć, przecież służby tego typu powinny sprawiać, że czuję się bezpiecznie, a nie powodować, że moje serce zaczyna bić szybciej na wspomnienie słowa "policja".
       -Zostańcie tu na moment-poprosił mężczyzna i zniknął za drzwiami jakiegoś oddzielnego stanowiska. Zastanawiałam się dlaczego Bradley postanowił nie wracać do domu, musiał mieć jakiś powód. Najbardziej prawdopodobne było to, że to mama mu coś zrobiła i po prostu bał się, że to się powtórzy, więc wolał spędzić noc na ulicy. Przyrzekałam sobie, że nie pozwolę, aby rodzicielka skrzywdziła kogokolwiek z mojego młodszego rodzeństwa, ale moje obietnice jak zwykle poszły się jebać.
       -Myślisz, że mogą mi coś robić za to, że pozostawiłam Brada bez opieki?-szepnęłam, patrząc na Luke'a, który praktycznie zasypiał na stojąco.
       -Nie, przecież nie jesteś nawet jego prawnym opiekunem, nie masz obowiązku niańczenia go. Ja powinienem się bardziej obawiać, że przetrzymają mnie na testy i wyjdzie, że jestem ćpunem, którym oczywiście jestem-zaśmiał się, a ja zaczęłam martwić się dodatkowo o niego. Przyszedł tu ze mną, mimo to, że znał konsekwencje. Zaryzykował dla mnie. 
      -Poproszę panią do środka-usłyszałam i pośpiesznie weszłam do wskazanego przez policjanta pokoju. Rozejrzałam się po pomieszczeniu o kolorowych ścianach, a na moją twarz wkradł się mały uśmiech. Ten pokój wyglądał jak plac zabaw, a to wszystko kojarzyło mi się z dzieciństwem i z tatą.
      -Czy to twoja mała zguba?-odezwał się kobieta o przyjaznym głosie. Odwróciłam się w jej stronę i przeniosłam wzrok niżej, zauważając, że trzyma kogoś za rękę. Uchyliłam lekko usta, zauważając Bradleya, chowającego się sylwetką drobnej dziewczyny. Mimo małej odległości między nami, podbiegłam do niego i gdy już chciałam objąć jego ciało, zostałam od niego odciągnięta.
      -Nie tak szybko-powiedział czarnoskóry policjant, prowadząc mnie w stronę stolika, obok którego umieszczonych było kilka krzeseł. Usiadłam na jednym z nich, przejeżdżając paznokciami, bo plastikowym materiale blatu. Spojrzałam na Bradleya, który wydawał być się tym wszystkim zawstydzony i próbowałam odszukać na jego ciele, jakichkolwiek śladów, które mogłyby być dowodem na to, że to wina naszej mamy.
       -Dlaczego nie mogę nawet go przytulić?-spytałam, patrząc przez chwilę na Brada. To wszystko było dla mnie niejasne. 
       -A więc... Musimy najpierw sprawdzić, czy rzeczywiście jesteś osobą, za którą się podałaś. Sprawiasz wrażenie osoby uczciwej, ale zawsze pozory mogą mylić-wyjaśniła, a ja lekko pokiwałam głową.
       -Masz przy sobie dowód osobisty?-spytała, a ja pokręciłam przecząco głową. 
       -Ja jestem niepełnoletnia-dodałam cicho.
       -W takim razie będziemy musieli wezwać twoich rodziców-powiedziała, podnosząc słuchawkę od telefonu stacjonarnego. 
       -Nie!-krzyknęłam, a panika obudziła się w moim ciele, wyrywałam przedmiot z jej z rąk, po czym spojrzałam na jej twarz, odzwierciedlającą ogromne zdziwienie.-Ja przepraszam, po prostu rodziców nie ma w domu, oni wyjechali na... w delegację i prawdopodobnie mają teraz ważne spotkanie, nie można im przeszkadzać-skłamałam, a co najgorsze, wyjątkowo łatwo mi to przeszło. Nie mogłam pozwolić na to, by mama zorientowała się, że Bradley nie wrócił. Wiedziałam, że miałabym ostro przerąbane i prawdopodobnie nie przeżyłabym tego.
       -Uhm... w takim razie potrzebujemy tutaj jakiejś osoby pełnoletniej, by podpisała kilka zaświadczeń. Nie chcemy was tu zatrzymywać, ale potrzebujemy potwierdzenia, że ktoś dorosły przejmie nad nim teraz opiekę. Czy twój kolega jest pełnoletni?-dopowiedziała, a ja wzruszyłam tylko ramionami. Nigdy się go o to nie pytałam, jakoś nie było takiej okazji. Kobieta pokiwała głową i ruszyła w stronę drzwi, a jej czarne szpilki z gracją uderzały o drewnianą powierzchnię podłogi, wydając z siebie dosyć głośny stukot. Usłyszałam stłumioną rozmowę, której dźwięk zaczął się pogłaśniać z każdą sekundą.
        Luke wszedł do pomieszczenia, uśmiechając się do mnie szeroko, po czym zajął miejsce tuż obok mnie.
       -Jak się nazywasz?-spytała policjantka.
       -Luke Hemmings-odpowiedział, wciąż utrzymując idiotyczny wyraz twarzy. To pewnie alkohol we krwi wprawiał go w taki nastrój. Zdecydowanie wolałabym by moja mama zachowywała się tak jak on po wypiciu kilku piw.
       -Wyciągnij swój dowód osobisty-poprosiła, zasiadając przed nami.
       -Nie mam. Jestem niepełnoletni-odpowiedział, a odwracając się w moją stronę, mrugnął, co zapewne oznaczało, że ją okłamał.
       -Więc... musicie zadzwonić do kogoś, nie widzę innego rozwiązania-westchnęła, wskazując na telefon stacjonarny i wyszła z pokoju. Od razu podniosłam słuchawkę, próbując przypomnieć sobie numer telefonu Justina.
       -Zaczynało się na pięćset dwadzieścia? Nie-rozpoczęłam dyskusję z samą sobą, a kiedy już wydawało mi się, że przypomniałam to sobie, okazało się, że w ogóle nie ma takiego numeru.
       -Pieprzone gówno-warknęłam, na co blondyn się zaśmiał, a ja skarciłam go wzrokiem
       -Nie pasuje do ciebie takie słownictwo-po raz kolejny z jego ust wydobył się chichot, który niesamowicie mnie denerwował. 
       -Zamknij się, idioto i po prostu mi pomóż-powiedziałam.
       -Okej, okej. Uspokój się, bo ci żyłka pęknie-przysięgałam sobie, że jeszcze jedna taka odzywka tego wieczoru to porządnie zastanowię się nad zakneblowaniem go. -To co mam robić?-spytał, a tym razem jego głos nie był przesiąknięty ironią. 
-Uhm-westchnęłam cicho, próbując coś sensownego wymyślić. Byłam zmęczona tą całą sytuacją. Chciałam po prostu mieć już to wszystko z głowy i wrócić do domu, do Justina, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Kochałam kiedy jego ramiona owinięte były wokół mojego ciała. Czułam się wtedy bezpieczna, wiedziałam, że z nim nic mi nie grozi, przynajmniej chciałam w to wierzyć. 
      -Chwila! Justin mieszka blisko. To jest przecznicę dalej. Myślisz, że mogłabym po niego pójść?-spytałam.
       -Lepiej będzie jak ja po niego pójdę. Ty zostań ru z Bradem-odpowiedział, a ja wzruszyłam niewyraźnie ramionami. 
       -W takim to jest Avo-zaczęłam, ale ten mi przerwał. 
       -Wiem gdzie on mieszka-wtrącił się, a ja zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam, że się znają. 

Justin 

        Justin. Justin-usłyszałem cichy głos nad moim uchem i powoli otworzyłem powieki, chcąc ogarnąć co się dzieje. Jazzy stała tuż obok mojego łóżka, a jej ręka lekko szturchała materiał kołdry, pod którą leżałem. 
       -Co się do cholery dzieje? Jest pieprzony środek nocy-jęknąłem, przecierając twarz dłońmi i zapaliłem małą lampkę, postawioną na szafeczce nocnej. Mimo, że jedyne światło w tym pokoju, dawała ta mała żarówka, to mogłem zauważyć jak Jaz skrzywiła się lekko, prawdopodobnie przez ton mojego głosu. 
       -Ktoś puka do drzwi. Nie słyszysz?-szepnęła, jakby bała się, że coś jej grozi. 
       -Nie słyszę, ale jak chcesz, mogę to sprawdzić-powiedziałem, zrzucając kołdrę ze swojego ciała i powoli wstałem z łóżka.
       Schodziłem po schodach w kompletnej ciemności, dlatego mocno trzymałem się barierki, uważnie stawiając kroki na stopniach. Kiedy wchodziłem do przedpokoju zapaliłem światło, a do moich uszu faktycznie dobiegł dźwięk pukania do drzwi. Spojrzałem przez wizjer, ale na zewnątrz panowała kompletna ciemność. Otworzyłem powoli drzwi i próbowałem zobaczyć chociaż jakiś mały szczegół twarzy postaci, znajdującej się naprzeciwko mnie. 
      -Mógłbym wiedzieć dlaczego nie pokoi mnie pan w środku nocy?-spytałem, przeczesując swoje włosy. 
      -Pan? Myślałem, że już dawno przeszliśmy na "ty"-zaśmiał się, a ja wszędzie rozpoznałbym ten wnerwiający głos. 
       -Czego chcesz, Hemmings? Nie biorę już dragów, więc nie oczekuj ode mnie, że się podzielę.
       -Zluzuj majty. Chodzi o twoją dziewczynkę-zaśmiał się, podchodząc bliżej, a ja uniosłem brwi w górę-O Leilę, idioto-dodał, a moje ciśnienie od razu podskoczyło. 
       -Co z nią?-udawałem niewzruszonego, ale tak naprawdę byłem tym wszystkim zaniepokojony. 
       -Ehh, po prostu chodź ze mną. A wiesz co? Lepiej będzie jak pojedziemy samochodem. Dasz mi prowadzić?
       -Zapomnij, pijany skurwysynie-warknąłem, wsiadając do auta. 
***
        Wyszliśmy z komisariatu wszyscy razem, całe to gówno zostało ogarnięte, a moje oczy same się zamykały. I gdybym nie miał ich teraz na głowie to z pewnością zasnąłbym tu i teraz.
       -Dziękuję za pomoc, Luke-usłyszałem i odwróciłem się w ich stronę. Blondyn uśmiechnął się do Li, a ona objęła go, po czym złożyła pocałunek na jego policzku, sprawiając, że od razu się we mnie zagotowało. Wciągnąłem głęboko powietrze i je wypuściłem, podczas gdy moje pięści mocno się zaciskały. 
Uspokój się, uspokój się-powtarzałem sobie w kółko, ale gdy usłyszałem ich dźwięczny śmiech cała złość powróciła. 
Podszedłem do nich szybko i złapałem za kaptur bluzy Luke'a, odciągając go od mojej dziewczyny. 
       -O chuj ci chodzi?-powiedział lekceważąco, a ja nawet nie zawahałem się i po prostu zamachnąłem się, uderzając go w ten paskudny ryj. 
       -Justin, co ty robisz?-powiedziała Leila, głaszcząc mnie po plecach, a przez moje ciało przeszedł delikatny dreszcz. Automatycznie odwróciłem się w jej stronę i miałem nadzieję, że to już minęło, ale niestety moje marzenia się nigdy nie spełniały. 
       Moje ręka znalazła się w jej włosach, a nasze ciała było niebezpiecznie blisko siebie, przez co mogłem poczuć na swojej szyi jej przyśpieszony oddech, który tylko potwierdzał mnie w przekonaniu, że bała się mnie. Nie potrafiłem panować nad samym sobą. Pociągnąłem jej włosy w prawo, bo chciałem, by na mnie spojrzała. Nienawidziłem lekceważenia mnie i musiała wreszcie się tego nauczyć. 
       -Justin, proszę... Uspokój się, kochanie-szepnęła, kładąc dłoń na moim policzku, a moja szczęka się zacisnęła. Przymknąłem powieki, czując jak jej palce delikatnie głaszczą okolice moich uszu. Napięcie zaczęło ulatywać z mojego ciała, a ręce opadły wzdłuż własnego tułowia.
       -Przepraszam-powiedziałem cicho, patrząc na jej załzawione oczy, które przepełniało przerażenie. 
       -Jest okej, ale...
       -To już się więcej nie powtórzy, obiecuję-tak bardzo chciałem żeby moje słowa okazały się prawdą.
___________________________________________________________________________
Jak bardzo zawaliłam?
moje drugie opowiadanie
ask
Wszystko jest super w nowej szkole,

jednakże jest pewien problem. Nie mam czasu na nic.
W tym tygodniu będę miała 5 kartkówek i sprawdzian :)
Anyway... jest mi strasznie przykro, widząc jak liczba odwiedzin bloga,

jak i komentarzy jest coraz mniejsza. Cóż, mogę winić za to tylko siebie.
Dziękuję tym, którzy jeszcze tu są i nie zniechęcili się do mnie, po tak długiej nieobecności.
Chciałabym Wam napisać, że rozdziały będą dodawane tak często jak kiedyś, 

ale po prostu nie jestem w stanie tego obiecać, bo wiem, że nie dotrzymam słowa,
 nawet jakbym starała się z całych sił.
Zwyczajnie nie mam czasu, a kiedy już jakiś się znajdzie, to weny brak :)



     


czwartek, 27 sierpnia 2015

26.-How could I?


       Justin

      Wiedziałem o tym, że nie panowałem nad złością, doskonale o tym wiedziałem, do cholery. Zauważyłem to już naprawdę dawno temu. Z początku to było coś w stylu kopania samochodu, uderzania w kierownicę lub ścianę, gdy stawałem się zły, to w jakiś sposób mi pomagało, po takich czynach moje ciało opuszczał gniew. Jednak potem zaczynało mi czegoś brakować. Chciałem zobaczyć nie tylko efekt fizyczny, ale także emocje, towarzyszące komuś po takim zdarzeniu, dlatego przedmioty nie mogły zaspokoić moich potrzeb.
       Zapisując się na boks, o którym oczywiście nie wspomniałem Leili, z powodu złych skojarzeń z jej matką, nie chciałem by była na mnie zła. Ale wracając... myślałem, że to rozwiąże mój problem, myślałem, że mam może za dużo energii i muszę ją jakoś rozładować, bo w końcu nie mogłem praktycznie nic robić przez kilka lat. I rzeczywiście przez jakiś czas tak było, moje całe zdenerwowanie wtedy znikało, ale znów, po jakimś czasie czułem, że to nie było jednak to. Walenie się po mordzie z kolesiem, dla którego to była pasja, nie było satysfakcjonujące. Jedyne co widziałem w ich oczach podczas walk to chęć wygranej,  a przecież nie o to mi chodziło.

      Cofnąłem nogę i wypchnąłem ją w przód, kopiąc piszczelem o drewnianą ramę łóżka, przez co od razu uderzyła w mój brzuch, a moje obie ręce objęły kończynę, podczas gdy moje usta ułożyły się w grymasie, wydając z siebie głośny syk.
      Kiedy opanowałem już swoją złość, która zgromadziła się we mnie z nie wiadomo jakiego powodu (mówiłem, że to nie jest proste) zacząłem myśleć nad tym co powiedzieć mamie. Oczywiście, chciałem, aby to Jazzy jej wszystko wyjaśniła, bo w końcu to jej dotyczy cała ta pieprzona sprawa, ale wiedziałem, że nie da sobie rady. Byłem na nią cholernie zły. Jeśli myślała, że była na tyle dorosła by zacząć współżyć, powinna najpierw dowiedzieć się jakie mogą być konsekwencje takiego czynu i zastanowić się czy naprawdę warto.
       Nie wierzyłem w to jak bardzo bezmyślny był Chad. Nie zdawał sobie nawet sprawy jaką odpowiedzialność na siebie sprowadził i jaką karę za to poniesie. Chciałem żeby żałował tego co zrobił i miałem zamiar sam wymierzyć mu sprawiedliwość.
       Myślami wracając do mojej pięknej szatynki, głowiłem się nad tym, co zrobić, aby żyło jej się lepiej, jedyne czego chciałem to to, aby była szczęśliwa. Nie chciałem aby martwiła się tym co może się wydarzyć, gdy dojdzie do kolejnej konfrontacji z jej matką. Chciałem jedynie, aby nie musiała bać się własnego domu.
       Zamieszkanie razem byłoby nawet dobrym pomysłem, ale jej rodzicielka prędzej czy później odebrałaby nam jej rodzeństwo, jak nie i nią samą, a Leila miałaby przez to jeszcze większe kłopoty i doskonale o tym wiedziałem. Już tyle razy chciałem po prostu zawiadomić o tym wszystkim lokalną policję i na prawdę za każdym razem gdy widziałem nowe, fioletowe ślady na jej ciele, miałem ochotę wykręcić numer alarmowy, ale zwyczajnie bałem się, że mi ją zabiorą i będę widywał się z nią tylko w szkole, a to było dla mnie zdecydowanie za mało. Ponadto, wiedziałem, że takie placówki nie były zbyt zadbane i prawdopodobnie były w jeszcze gorszym stanie niż jej mieszkanie, a ona zasługiwała na wszystko co najlepsze.
       Usiadłem na fotelu przy białym biurku, wkładając głowę w otwarte dłonie, ponieważ przypomniałem sobie o tym co obiecałem Leili. Zadeklarowałem jej, że zorganizuję spotkanie z jej starszym bratem w najbliższym czasie. Nie wiedziałem dlaczego jej to powiedziałem, wiedząc, że to praktycznie niemożliwe. Jedyną informacją, którą wiedziałem na jego temat było to, że miał na imię Cody. Żeby go znaleźć potrzebowałem przynajmniej jego aktualnego zdjęcia, a nie sądziłem by Li takie miała, bo w końcu nie widzieli się przez kilka lat. Mimo wszystko musiałem dotrzymać złożonej obietnicy, bo źle bym się z tym czuł. Dodatkowo, wiedziałem jak to jest gdy ktoś cię zawodzi i nie chciałem by on tego doświadczała.
       Usłyszałem delikatne pukanie do drzwi więc od razu krzyknąłem "proszę", w oczekiwaniu na sylwetkę, która miała pojawić się w pokoju. Zza drzwi wyłoniła się moja drobna mama, a na mojej twarzy automatycznie pojawił się szeroki uśmiech.
       -Hej mamuś-powiedziałem łagodnie i przytuliłem się do niej. Ostatnimi czasy nie okazywałem swojej rodzicielce zbyt wielu uczuć, a powinienem, bo była cudowną kobietą. To ona mnie wychowała i zrobiła to doskonale, przynajmniej takie było moje odczucia.
       -Co ty się tak przymilasz, Justin? Przeskrobałeś coś?-zaśmiała się, odgarniając z mojego czoła pasmo włosów, które kilka chwil temu opadło. Pokręciłem głową, przeczesując palcami grzywkę.
       -Jak tam z Leilą?-spytała, opierając się plecami o ścianę.
       -Jesteśmy razem-odpowiedziałem z uśmiechem, a moje policzki stały się trochę cieplejsze. Wciąż nie mogłem w to wszystko uwierzyć.
       -Nawet nie wiesz jak się cieszę, Justin!-pisnęła uradowana niczym nastolatka, która właśnie zobaczyła zdjęcie swojego półnagiego idola.
       -Mamo, czy za... równe cztery tygodnie będę mógł mieć dom dla siebie?-spytałem, mając nadzieję, że się zgodzi.
      -Tylko jeśli powiesz mi o co chodzi.
      -Chcę urządzić urodziny Leili, no wiesz, to w sumie będzie też takim prezentem-wyjaśniłem, bawiąc się sznurkami mojej bluzy. Wciąż obawiałem się, że stanowczo mi odmówi, ale dlaczego miałaby? Miałem dziewiętnaście lat, a wyjechanie na jeden dzień do rodziny nie było dużym ustępstwem.
      -W takim razie zgoda. Cieszę się, że ruszyłeś dalej. Od czasów... rozstania z  Caitlin nie potrafiłeś..-zaczęła i nagle czar prysł. Czułem jak każdy kolejny mięsień mojego ciała się spina. Zacząłem głośniej oddychać i tylko marzyłem o tym, aby moja złość się nie ukazała.
       -Nie mów o niej, kurwa mać!-wrzasnąłem, wstając gwałtownie z fotela. Moja mama wyglądała na zszokowaną moim zachowaniem, a ja cieszyłem się, że nie zrobiłem niczego więcej. Z powrotem opadłem na siedzenie i pokręciłem lekko głową.
       -Przepraszam, mamo.. Ja po prostu nie chcę już o niej nigdy więcej rozmawiać-szepnąłem i przekręciłem się na fotelu, tak, że moja twarz była teraz nad biurkiem. Położyłem łokieć na blacie i podparłem swoją głowę o dłoń, chwytając za ołówek i kartkę i zacząłem szkicować. Łza spłynęła z mojego policzka na kawałek papieru i rozmazała niechlujne kreski, stworzone za pomocą ołówka. Teraz to wszystko wyglądało jak deszczowy, pochmurny dzień. 

Leila
   
        James kilka dni temu wyjechał na jakieś ważne spotkania biznesowe do Londynu, a mama powróciła do swojego typowego trybu życia i nie oszczędzała mnie ani trochę.
       Mój brzuch bolał niemiłosiernie po tym jak rodzicielka zadała mi w niego kilka bezpośrednich kopnięć. Zaczęłam cicho płakać, chociaż z moich oczu nie wydostawały się łzy, po prostu moja klatka piersiowa ruszała się szybko, a zęby automatycznie zaciskały się na ustach.
      -Leila? Dlaczemu płaczesz?-wybiadoliła mała Lily, podbiegając do mnie i rzuciła się na moje kolana, co sprawiło mi jeszcze większy ból, ale nie chciałam tego okazywać. Podniosłam głowę, wycierając policzki choć wiedziałam, że nic na nich nie było, odruch.
      -Dlaczego lub czemu, nie istnieje słowo "dlaczemu". Nie płaczę, kochanie-zaśmiałam się na jej wymyślone słowo i pocałowałam jej kasztanowe włosy.

      -To dobrze. Nie lubię kiedy płaczesz, bo wtedy jest mi strasznie smutno-powiedziała, a moje serce zakuło. Nie chciałam by to wszystko przenosiło się również na nią, chciałam żeby przeżyła swoje dzieciństwo jak najlepiej mogła, bo to coś niepowtarzalnego. Dla niej widzenie swojej zapłakanej starszej siostry nie było dobrym rozwiązaniem. Nie dawałam jej też moim postępowaniem dobrego przykładu, co chciałam zmienić, ale nie potrafiłam, nie w takiej sytuacji w jakiej byłam
      -Poczytasz mi książkę na dobranoc?-spytała, łapiąc mnie za dłoń, a ja zgodziłam się i poszłam z nią do pokoju, gdzie od razu wskoczyła do swojego łóżeczka, a ja przykryłam ją już starym kocem. Usiadłam na małym taboreciku, otwierając książkę, którą uprzednio zabrałam z półki.
      -Była sobie raz mała śliczna dziewczynka. Każdy, kto na nią spojrzał, pokochać ją musiał zaraz. Była ulubienicą babuni swej, która radaby jej była dać wszystko, co tylko jest na świecie-zaczęłam czytać, przypominając sobie swoje pierwsze lata życia, tata zawsze mi to czytał.
        Co jakiś czas spoglądałam na dziewczynkę, sprawdzając czy nie zasnęła, ale ona o dziwo wytrwała do samego końca! Kiedy schyliłam się by pocałować jej czoło, otwieranie oczu sprawiało jej coraz większą trudność aż w końcu kompletnie oddała się snowi.
      Wyszłam z pokoju, zostawiając jej tylko włączoną lampkę nocną. Lily bała się ciemności,a raczej tego co mogło tam być, zresztą... ja też, ale przecież każdy człowiek ma jakieś nieprzezwyciężone  lęki, które ciągle go dręczą.
      Zeszłam na dół, ponieważ mój organizm domagał się jedzenia. Wiedziałam, że w lodówce nie zastanę prawdopodobnie nic oprócz plasterka szynki i światełka, ale po prostu musiałam zaspokoić swój głód, chociaż częściowo. Stawiałam kroki na stopniach, jak najciszej mogłam, ponieważ nie chciałam, aby moja mama zorientowała się, że tutaj jestem. Telewizor był włączony, więc oglądała zapewne jakiś denny serial. Kiedy miałam stawiać stopę już na ostatnim schodku, on zaskrzypiał, a ja zamknęłam oczy, licząc na to, że nic nie słyszała.
       -Leila! Jesteś tutaj?-krzyknęła,  ja miałam nadzieję, że nie obudzi to Lily.
       -J-estem-odpowiedziałam niepewnie. Wiedziałam, że mogłam dalej udawać, że wcale mnie tu nie było, ale miałabym konsekwencje.
       -Przynieś mi piwo-rozkazała, a ja odpowiedziałam tylko "dobrze" i weszłam do kuchni. Kucnęłam, otwierając drzwiczki i spod zlewu wyjęłam butelkę jakiegoś taniego alkoholu. Wróciłam do pomieszczenia, w którym była moja rodzicielka i podałam jej napój, mówiąc:
       -Mamo, ty chyba nie powinnaś już dzisiaj pić-powiedziałam, patrząc na kilkanaście butelek,  walających się po podłodze, kilka było nawet rozbitych.
       -Coś ty powiedziała?-spytała, a ja wzdrygnęłam się lekko.

       -J-ja nic, przepraszam-odpowiedziałam, chcąc zatuszować swoją wcześniejszą wypowiedź. Kobieta przyciągnęła mnie za koszulkę do siebie, a po chwili jej dłoń kilka razy spotkała się z moich policzkiem i mogłam być pewna, że tym razem ślad zostanie na bardzo długi czas. Praktycznie nie czułam lewej części mojej twarzy, zupełnie jakbym miała znieczulenie. Niestety wiedziałam, że to oznacza tylko to iż gdy "znieczulenie'' ustąpi, jego miejsce zastąpi przeszywający ból.
Widziałam jak ręka matki zmierza wprost na moją twarz, dlatego osłoniłam zęby językiem, chcą zamortyzować uderzenie. Czułam jak z mojej wargi zaczyna wydobywać się krew. Chwyciła za butelkę alkoholu i zaczęła go dumnie pić, jakby to była jej nagroda po kolejnym mistrzowskim pobiciu mnie.
       Jak najszybciej mogłam, pobiegłam na górę, kompletnie zapominając o moim natarczywym głodzie. Weszłam do łazienki, zamykając na klucz drzwi, której tak ledwo trzymały się w zawiasach.
Nie chciałam nawet patrzeć na swoje odbicie w lustrze, więc gdy się rozebrałam, od razu weszłam do kabiny prysznicowej. Kiedy zimna woda weszła w kontakt z moją skórą, poczułam dreszcze, przechodzące przez całe moje ciało. Prysznic był dobrym pomysłem, aby chociaż trochę się odprężyć.
       Otuliłam się ręcznikiem i chcąc, nie chcąc, stanęłam przed lustrem, biorąc z czerwonego kubka, szczoteczkę i pastę do zębów. Myjąc swoją jamę ustną, przyglądałam się mojemu policzkowi i nie mogłam wyjść z podziwu, że tak natychmiastowo pojawił się na nim siniak. Nalałam sobie trochę wody na dłonie i wlałam ją do buzi, płucząc ją z pozostałości pasty.
       Położyłam się na łóżku, przykrywając kołdrą moje ciało. Zaczęłam myśleć nad tymi wszystkimi rzeczami, które ostatnio wydarzyły się między mną, a Justinem. Cieszyłam się, że wreszcie byliśmy razem, bo dłużej bym z pewnością nie wytrzymała. Chciałam żeby w tym momencie tutaj był i przytulał mnie, sprawiając, że czułabym się bezpieczna. Chciałam by znowu pocałował mnie tak jak wtedy kiedy spytał się czy chcę zostać jego dziewczyną.       Byłam tak strasznie zmęczona, że nawet gdyby ktoś wiercił dziurę w ścianię obok mnie to nie przeszkadzałoby mi to i z pewnością i tak bym zasnęła.
       Kiedy już prawie odpłynęłam do cukierkowej krainy snu, coś mnie zaniepokoiło. Otworzyłam szeroko oczy, szepcząc:
       -Bradley...
       Poderwałam się z łóżka i zapaliłam światło, aby wyjąć spodnie z szafy i je założyć. W drodzę na dół chwyciłam bluzę, a będąc w przedpokoju, założyłam buty. Nie przejmowałam się nawet słowami mamy, która prawdopodobnie mi groziła tylko po prostu biegłam przed siebie.
       Jak do cholery mogłam nie zauważyć, że go nie ma?

       
   
_________________________________________________________________________________
BOOM!
Idę spać misieeee
Ciekawe jak przyzwyczaję się do wstawania o 6:30 ;_;
Doszłyśmy z Anią do wniosku,
że w wakacje jest gorzej pisać, bo wtedy
chcesz nic nie robić, a jak jest rok szkolny
to chcesz robić wszystko tylko się nie uczyć :')
Tró?
moje drugie opowiadanie
ask