Pages

poniedziałek, 27 lipca 2015

24.-I promise.

      Justin

      Usłyszałem coś na wzór cichego płaczu więc mozolnie przetarłem oczy i podparłem się na łokciach w celu zbadania okoliczności. Najpierw nie mogłem rozpoznać miejsca, w którym się znajdowałem, ale przekręcając głowę w lewo spostrzegłem szatynkę, prawie że dławiącą się łzami.
Nigdy nie spotkałem się z takim zjawiskiem, że ktoś płacze przez sen, tak naprawdę nie wiedziałem nawet czy ona jest świadoma, czy może się obudziła.
      -Leila, słyszysz mnie?-potrząsnąłem jej ciałem, a ta zaczęła mnie odtrącać. 
      -Leila, obudź się!-krzyknąłem, ale na tyle cicho by dźwięk nie wydobył się poza ściany pokoju. Otworzyła oczy I popatrzyła na mnie z lekkim przerażeniem ale kiedy zorientowała się kim jestem uśmiechnęła się i jak gdyby nigdy nic przytuliła się do mnie. 
       -Co się stało?-od razu spytałem spytałem.
       -Miałam koszmar, to nic takiego, czasami mi się zdarza.. Przepraszam, że cię obudziłam-powiedziała z poczuciem winy, ale przecież nie powinna mieć sobie tego za złe. Byłem tu by się nią opiekować.
       -Nie przepraszaj, Li-uśmiechnąłem się do niej, gładząc jej małą dłoń. Jej skóra była strasznie delikatna. 
       -Li?-zaśmiała się na to jak ją nazwałem.
       -Nie podoba ci się?-spytałem, zwilżając usta językiem. Ziewnęła, przykładając dłoń do ust. 
       -Ależ skąd. Podoba mi się, nigdy nie miałam przezwiska-odparła, poprawiając włosy. Położyłem się z powrotem na podłogę, pokrytą jedynie kołdrą i przykryłem się kocem. 
       -Dobranoc kochanie-powiedziała, a ja powtórzyłem jej słowa. Moje serce zabiło szybciej na to pieszczotliwie słówko, nie mogłem nic poradzić na to, że tak na to wszystko reagowałem. 
         Kiedy już zamykałem oczy po przemyślenie kilku ważnych kwestii ponownie usłyszałem głos Leili. 
       -Justin, nie śpisz?-wyszeptała tak cicho, aby nie mogła mnie zbudzić w sytuacji, w której pogrążony bym był w śnie. 
       -Nie-też szepnąłem, chociaż nie miało to żadnego sensu. Czekałem tylko na to co chciała mi powiedzieć. 
       -Mógłbyś.. hmm.. czy możesz tu..-zaczęła mówić, ale słowa, uciekające z jej ust w żaden sposób nie układały się w sensowne zdania.
       -Chcesz żebym się obok ciebie położył, tak?-spytałem z wielkim uśmiechem na ustach, niepewnie skinęła głową, skubiąc rąbek kocyka. Kiedy wstałem, przesunęła się jak najbardziej w stronę ściany żeby zrobić mi miejsce i uśmiechnęła się. Położyłem się obok szatynki, przykrywając nas kocem, wtem dziewczyna odwróciła się do mnie plecami, dlatego też przytuliłem się do niej z tego miejsca i objąłem jej wąską talię ręką. Powoli splątałem jej nogi ze swoimi, upewniając się, że to jej nie przeszkadza i pocałowałem jej policzek, życząc jej dobrej nocy. Obserwowałem jak zasypia i gdy miałem pewność, że już to uczyniła, mogłem bez żadnych obaw zamknąć powieki i oddać się upragnionej chwili snu. 
Leila
       Otworzyłam oczy i z chwilą gdy chciałam przekręcić się na prawy bok poczułam coś twardego tuż nad moją pupą. Przełknęłam ślinę, patrząc na rękę Justina, która ułożona była na moim podbrzuszu. Powiedzenie, że było mi niezręcznie nie zbyt określało to co czułam w tamtym momencie. Jego dłoń przesunęła się jeszcze niżej, aby po chwili dotknąć palcami mojej kobiecości. Wciągnęłam powietrze z zaskoczenia i powoli odwróciłam głowę w jego stronę, chcąc określić zaistniałą sytuacje. Justin spał z uchylonymi ustami, oddychając spokojnie. Prawdopodobnie przyśniło mu się coś.. intymnego? Tak, chyba tak.
       Jego ręka zaczęła coraz bardziej zagłębiać powierzchnię moich majtek. Jego palce nacisnęły na tak zwany guziczek we mnie, a ja poczułam nadzwyczajną przyjemność. To znaczy.. było mi dobrze, ale nadal było mi wstyd. Nie wiedziałam czy mam go obudzić i przez chwilę chciałam to zrobić, ale później zrezygnowałam, bo to by było bardzo krępujące, przynajmniej dla mnie, dlatego postanowiłam, że będę udawała, że śpię. Liczyłam na to, że zaraz się obudzi.
       Justin nie wydawał się być skłonny do powrócenia do żywych, a ja mając jego rękę w TYM miejscu, czułam coraz to większe skrępowanie, dlatego postanowiłam przyśpieszyć proces jego wstawania. Kopnęłam go lekko, ale stanowczo w łydkę, co było dosyć trudne, jako iż to ja leżałam plecami do niego. Szybko cofnęłam nogę, dlatego wyglądało to jak odruch. Upozorowane na zupełny przypadek. Mruknął coś pod nosem, ale zupełnie nie mogłam zrozumieć słów, które wypłynęły z jego ust. Ziewnął i byłam pewna, że jego oczy były już otwarte więc ja nie mogłam otworzyć swoich, nie teraz.
        -O mój Boże-szepnął i drugą dłonią podparł się na łóżku, nachylając się nade mną by sprawdzić czy nadal śpię, jego przyrodzenie coraz mocniej napierało na moje ciało przez co miałam ochotę głośno się zaśmiać, ale nie mogłam. Wyjął powoli dłoń z mojego miejsca intymnego i wstał z łóżka, przeklinając. Mruknęłam, udając, że dopiero się budzę i przekręciłam się na prawy bok, a ten szybko odwrócił się do mnie plecami. Zaśmiałem się cicho, domyślając się, że chciał ukryć swój wzwód.
       -Wyspałaś się?-spytał, nerwowo spoglądając na drzwi.
       -Tak-odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Mimo to, że obudziłam się w nocy to spało mi się naprawdę bardzo dobrze. 
       -Ja idę do łazienki-powiedział i próbował lewą ręką jakoś zakryć wybrzuszenie w swoich bokserkach.
       Gdy wychodził z pokoju przyłożył swoją dłoń do ust i oblizał po kolei swoje palce, a figlarny uśmieszek pojawił na jego ustach, zanim zdążył zniknąć za drzwiami łazienki. Uchyliłam usta i nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo podniecona byłam jego zachowaniem. 
       -Słodki Jezu-jęknęłam kiedy dotarł do mnie cel jego zachowania. To było wykurwiście pociągające. Brzmiałam w tamtym momencie jak jakaś zdesperowana małolata, ale naprawdę trudno było mi to powstrzymać hormony po sytuacji, która właśnie miała miejsce.
       Podeszłam do szafy i otworzyłam ją wyciągając jakieś przypadkowe jeansy, jak się okazało nie były nawet zbyt zniszczone, później sobie przypomniałam, że były moimi ulubionymi, dlatego strasznie na nie uważałam, zaśmiałem się cicho i stanęłam na palcach by wyjąc z półki biały sweter lecz nie mogłam go dosięgnąć, dlatego wystawiłam w górę ręce i kilka razy podskoczyłam, chcąc zdobyć to czego potrzebowałam. 
       -Co ty wyprawiasz?-usłyszałam głos Justina za mną. W ułamku sekundy znalazł się obok mnie i ściągnął ubranie, którego potrzebowałam. Podziękowałam mu w formie całusa w policzek i poszłam się przebrać.
       Zamykając za sobą drzwi łazienki, spojrzałam w lustro. Moje włosy sterczały we wszystkie strony i dziwiłam się dlaczego szatyn mi o tym nie powiedział, wyglądałam przynajmniej jak klaun.          Zdjęłam piżamę i nałożyłam na gołą klatkę piersiową czarny biustonosz, na którego wsunęłam sweter, był trochę duży, ale taki właśnie chciałam mieć. Taki, w który mogłabym się wtulić chociaż teraz go nie potrzebowałam, bo miałam Justina. Na wspomnienie chłopaka uśmiechnęłam się delikatnie, dawno nie czułam się tak szczęśliwa. Wiedziałam, że było jeszcze dużo problemów, które pewnego dnia musiałam rozwiązać, ale cieszyłam się, że miałam w nim takie wsparcie.
       Kiedy wsunęłam spodnie na swoje nogi, co nie ukrywam, przyszło mi z trudnością, chciałam je zapiąć, ale nie mogłam.
       -Justin!-krzyknęłam chociaż mogło by być to ryzykowne, bo moja mama nie wiedziała o jego obecności tutaj, ale Bradley powiedział mi, że wyszła dziś rano z Jamesem.
       -Co jest?-spytał, powoli otwierając drzwi. Wskazałam na swoje spodnie, cały czas szeroko się uśmiechając. On nadal nie rozumiał i tylko podniósł brew do góry. 
       -Nie mieszczę się w moje spodnie, no! To znaczy, że przytyłam!-pewnie teraz żadna z dziewczyn nie mogłaby zrozumieć mojej radości. Moje rówieśniczki z tego powodu byłyby zasmucony i od razu zaczęłyby stosować diety, a ja byłam niezmiernie radosna. Na jego twarzy również pojawił się wielki uśmiech przez co przekonałam się, że nie tylko mi na tym zależało.
      -Bardzo się cieszę, chudzińko moja-powiedział między muśnięciami moich ust. Założyłam ręce na jego szyję, spoglądając na kąciki jego ust, wciąż uniesione ku górze.
      Podniósł mnie gwałtownie w górę i okręcił się szybko wokół własnej osi, przez co pisnęłam cicho. Oparłam swoim czołem o jego, a on chcąc na mnie spojrzeć zrobił zeza. Zaśmiałam się cicho, robiąc to samo, a po chwili na naszych twarzach widniały duże uśmiechy. Cieszyłam się, że nie musiałam przy nim niczego udawać. Nie musiałam udawać, że jako dziewczyna zawsze wyglądam nieskazitelnie pięknie, że nigdy nie zdaża mi się ubrudzić jedzeniem czy zrobić niekorzystnej miny. Mogłam być przy nim całkowicie sobą, bo był moim przyjacielem. Przyjacielem, za którego oddałabym wszystko chociaż i tak prawie nic nie miałam. 
Justin
       Pamiętasz kiedy poprosiłem cię o to, abyś kupiła test ciążowy dla Jazzy?-spytałem, a ona kiwnęła głową w dół.
       -Mogłem to zrobić sam, ale chciałem zobaczyć jak się zawstydzasz-zaśmiałem się. 
       -Ty idioto! Wiesz jak było mi głupio? Jesteś okropny, naprawdę!-jęknęła uderzejąc piąstką o moje ramię.
       -No wiem, ale potem wyszło na moją korzyść, bo mogłem cię pocałować-dodałem z uśmiechem, który po chwili znikł z moich ust, gdy przypomniałem sobie o czymś. 
       -Co się stało?-spytała, zauważając moje zmieszanie. 
       -Nie powiedziałem ci czegoś-wyznałem, patrząc na zmarszczkę, która pojawiła się na jej czole. 
       -A więc?
       -Jazmyn jest w ciąży-powiedziałem szybko, wypuszczając świst powietrza z ust.
       -C-co?-wydukała i poruszyła się niespokojnie więc opuściłem ją na podłogę.
       -To co słyszałaś-rzuciłem, drapiąc się po karku. Wiedziałem, że mogłem zabrzmieć trochę nieprzyjemnie, ale świadomość tego, że moja młodsza siostrzyczka, która nie dawno bawiła się lalkami będzie mieć dziecko, sprawiała, że stawałem się strasznie zdenerwowany.
       -Jak ona się czuję?-spytała, przystawiając dłoń do ust. Nie wiedziałem zupełnie co mam jej odpowiedzieć. Ostatni raz gdy się z nią spotkałem to nawrzeszczałem na nią i spoliczkowałem ją. Nawet nie pomyślałem o tym, aby ją przeprosić. Przeze mnie jej samopoczucie zapewne było jeszcze gorsze. Nie mogłem powiedzieć Leili o tym co zrobiłem swojej własnej siostrze, to byłoby zbyt ryzykowne, w szczególności w tej sytuacji, w której ona sama się znajdowała. 
       -Ja nie wiem.. ciągle płacze-to akurat była w stu procentach prawda.
       -To co ty tu jeszcze robisz, Justin? Powinieneś być przy niej i dawać jej siłę. Cholera, jesteś jej starszym bratem, ona widzi w tobie bohatera-powiedziała z wyrzutem, ale nie mogłem się nią nie zgodzić, mówiła samą prawdę.
       -Pojadę tylko wtedy kiedy ty pojedziesz ze mną-Tak naprawdę pojechałbym nawet jeśliby się nie zgodziła ale miałem cichą nadzieję, że jednak to zrobię. 
       -No dobra, ale muszę dzisiaj wrócić do domu, ponieważ moja mama jest u Jamesa w mieszkaniu razem z nim, ale wraca około osiemnastej.. Znaczy to przynajmniej powiedział mi Bradley-wyjaśniła i uśmiechnęła się lekko na wspomnienie imienia swojego brata.
Wyszła z łazienki, a ja podążyłem za nią.
       -Justin?-spytała, ale kiedy zobaczyła mnie za sobą od razu zaczęła mówić dalej. 
       -Chcesz się przebrać lub coś? Obstawiam, że dwa dni, a dodatkowo spanie w tych samych gaciach nie jest zbyt higieniczne-powiedziała, otwierając szafę.
       -Skąd wiesz, że spałem w bieliźnie, kochanie?-chciałem ją trochę powkurzać i chyba mi się udało, bo rzuciła we mnie gniewnym spojrzeniem.
       -A tak na serio, to fajnie by było jakby jeszcze znalazł się jakiś T-shirt-odparłem, nie widziało mi się chodzenie w przepoconej koszulce.
       -Jasne-powiedziała, wyjmując pudło z szafy. Nadal była w tych za małych spodniach, a cały rozporek był rozpięty przez co wyglądała śmiesznie. 
       -Proszę-uśmiechnęła się, podając mi czarną koszulkę i parę bokserek.
       -Spokojnie, są nowe-dodała i zaśmiała się lekko.
       -Uhm, Leila? Skąd masz to ubranie?-spytałem, bo wydawało mi się to trochę dziwne. Na Bradleya to wszystko byłoby za duże, a dla jej taty.. po prostu byłoby zbyt młodzieżowe.
       -To resztka ciuchów, które zostawił Cody zanim się wyprowadził-uśmiechnęła się ponownie, a we mnie aż się zawrzało. 
       -Kim jest do cholery Cody?-spytałem, chcąc brzmieć normalnie, ale i tak nutka zazdrości wyleciała z moich ust.
       -Cody to mój starszy brat-odpowiedziała cicho, a ja otworzyłem szeroko oczy. Nie wiedziałem, że Li miała jeszcze inne rodzeństwo.
       -Nie mówiłaś mi nigdy o nim-stwierdziłem i poczułem się w pewnym sensie.. oszukany? Z drugiej strony rozumiałem, że mogła nie chcieć mówić o różnych rzeczach, ponieważ ja sam nie mówiłem jej o wszystkim. 
       -Bo nie chciałam sobie o nim przypominać. To znaczy.. chcę o nim pamiętać, ale chodzi o to, że strasznie za nim tęsknie i po prostu nie chcę być smutna, bo i tak wiem, że on pewnie już o nas zapomniał i nigdy go nie zobaczę-powiedziała, wzruszając ramionami. Udawała, że jest silna, ale tak naprawdę widziałem jak walczyła ze łzami w oczach, które sprawiały, że widziała jak przez mgłę.              Wstałem z łóżka i powoli podszedłem do niej, dając jej chwilę na zamknięcie szafy. Odwróciła się w moją stronę i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, ona wtuliła się we mnie, lekko podrygując.
      -Księżniczko, nie płacz, dobrze? Spójrz, obiecuję ci, że się z nim spotkasz, że go przytulisz, że spędzisz z nim cudowny dzień, jasne? Obiecuję ci to-mówiłem, pocierając dłonią jej plecy. 
       Z jednej strony żałowałem, że poruszyłem ten temat, ponieważ nie chciałem, aby wylewała z siebie kolejne litry łez, nie chciałem by płakała. Ja miałem być tym, który sprawiał, że jej twarz rozświetlaj promienny uśmiech. Zaś z drugiej strony byłem zadowolony, bo już wiedziałem czym mogłem ją zaskoczyć i co sprawiłoby żeby była wesoła. 
       Postanowiłem, że choćbym nie wiem jak bardzo musiał się starać to dotrzymam złożonej obietnicy i pokażę Li, że naprawdę mi na niej zależy.
__________________________________________________________________________________
I did it! ;D
Polecam-http://as-long-as-you-love-me-jbff.blogspot.com/?m=1n

poniedziałek, 20 lipca 2015

23.-She is so cute.

  Leila

      Wiesz.. tak sobie myślałem... Bardzo cię lubię, sprawiasz, że się uśmiecham i.. hmm.. Czy chciałabyś zostać moją dziewczyną?-uczucie, które wybuchło w moim sercu był wprost niedopisania. 

      -J-ja-wyjąkałam, nie mogąc nic z siebie wydusić. Nie wiedziałam kompletnie jak mam się zachować. Chłopak moich marzeń spytał o coś takiego, a może to był sen?
Leila, obudź się!
      -Przepraszam cię, ja, to było głupie-pokręcił głową, a moja mina totalnie zrzędła.
      -Chyba się pośpieszyłem, zrozumiem jeśli powiesz, że nic do mnie nie czujesz. Boże święty, spieprzyłem wszystko. Przepraszam cię, Leila-zakrył twarz dłońmi, a ja musiałam coś zrobić, by to wszystko uratować, mimo że nie byłam zbyt pewna siebie. Usiadłam okrakiem na jego kolanach, zabierając ręce z jego buzi. Zmarszczył słodko nos, podnosząc wzrok na moją twarz. Spojrzeliśmy sobie w oczy, a ja oparłam swoje czoło o jego, uśmiechając się. To co czułam w tym momencie było czymś niesamowitym. Nigdy nie pomyślałabym, że spotka mnie coś podobnego. Do tej pory nie doświadczyłam miłości, jaką darzą siebie osoby w związku. Było to zupełnie czymś nowym dla mnie, a przez to tym bardziej chciałam zasmakować tego uczucia. Pokręciłam głową, ocierając swoim nosem o jego. Zaśmiał się, a dołeczki w jego policzkach, dodały mu uroku.
     -Tak-odpowiedziałam na zadane przez niego wcześniej pytanie, które wciąż worowadzało mnie w wielki szok. 
     -Tak co?-spytał jakby wcale nie wiedział co miałam na myśli. Chytry uśmieszek pojawił się na jego ustach kiedy lekko mnie objął.
    -Chcę z tobą być, panie Bieber-zatwierdziłam z ogromnym uśmiechem na ustach. Nie mogłam powstrzymać radości, która zbierała się we mnie z każdym kolejnym razem, gdy uświadamiałam sobie, że to mój chłopak. 
Zamknął mnie w szczelnym uścisku, kładąc głowę, w zagłębieniu mojej szyi, a ja zrobiłam to samo, zaciągając się zapachem perfum pokrywających jego skórę. Dawno nie byłam tak szczęśliwa. Z niczym nie równało się to uczucie, które przejęło kontrolę nad moim sercem.            Poczułam ciepłą ciecz, spływającą po moim obojczyku. Odsunęłam od siebie Justina i spojrzałam na jego oczy, były zaszklone, błyszczały niczym diamenty. 
     -Dlaczego płaczesz?-spytałam z przejęciem. Pierwsze co wpadło mi do głowy to to, że może zrobiłam coś źle. Uśmiechnął się do mnie, wycierając kąciki oczu. 
     -Jestem cholernie szczęśliwy, wiesz?-zaśmiał się się i pocałował moje czoło. Kolejny moment, w którym Justin uświadamiał mnie jak bardzo cudowną osobą jest. Cmoknęłam go w usta, chcąc zejść z jego nóg, ale powstrzymał mnie, przyciągając gwałtownie moje ciało do niego. 
     -Może uczcimy jakoś pierwszą minutę naszego związku, co?-uśmiechnął się figlarnie, poruszając brwiami.
      Musnęłam jego wargi, przykładając dłoń do króciutkich włosów z tyłu jego głowy. Nasz pocałunek stał się bardziej namiętny niż ten sprzed kilkunastu minut. Może świadomość, że teraz już byliśmy parą, popchnęła nas o krok dalej. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, chcąc aby nasz pocałunek przeszedł na kolejny, bardziej zaawansowany poziom. Po chwili nasze języki walczyły ze sobą w tańcu miłości. Może i gdy ścisnął moje pośladki poczułam się nieco nieswojo, ale wiedziałam, że szatyn był dobrym chłopakiem i nie posunąłby się za daleko. Był moim chłopakiem, owszem, ale też moim najlepszym przyjacielem i ufałam mu. Trochę trudno było wykonywać mi tą czynność, ponieważ moja złamana ręka znaczenie mnie ograniczała, ale za żadne skarby nie chciałam przerywać tej cudownej chwili.
      -Fee-usłyszeliśmy, oderwaliśmy się od siebie, a nasze głowy odwróciły się w stronę źródła dźwięku. 
Przez lekko uchylone drzwi można było zauważyć Bradleya i Lily. Chłopiec zakrywał jej oczy podczas gdy ona marszczyła nos w niesmaku. Speszyłam się lekko za to Justinowi było tylko do śmiechu. Wstałam z szatyna, układając swoje włosy po tym jak nieco je rozczochrał.
      -Coś się stało?-spytał Justin, pomrukując, bo jego głos nie wrócił jeszcze do normy. 
      -Uhm, Lily chciała, abyś opowiedziała jej bajkę, ale widzę, że jesteś zajęta-zwrócił się do mnie, trzymając młodszą siostrę za dłoń. 
      -A może ja wam po prostu coś zaśpiewam, co?-radosny głos chłopaka rozbrzmiał mi w uszach. 
      -Tiaak!-pisnęła uradowana dziewczynka, ściskając misia pod pachą. Podbiegła do Justina, łapiąc jego dłoń i pokierowała go w stronę swojego pokoju. Uśmiech sam wkradł się na moje usta kiedy widziałam jak się niemi opiekował. Był idealny.
Przykrył ich obojga szczelnie kołdrą i usiadł na małym stołku.
     -Let me tell you a story
About a girl and a boy
He fell in love with his best friend
When she's around, he feels nothing but joy
But she was already broken, and it made her blind
But she could never believe that life would ever treat her right
But did you know that I love you? or were you not aware?
You're the smile on my face
And I ain't going nowhere
I'm here to make you happy, I'm here to see you smile
I've been wanting to tell you this for a long while
What's gonna make you fall in love
I know you got your wall wrapped all the way around your heart
Don't have to be scared at all, oh my love
But you can't fly unless you let ya,
You can't fly unless you let yourself fall-kiedy śpiewał, starał się patrzeć wprost na mnie. On czuł już to wcześniej.. Jaka ja byłam głupia, nie zauważając tego. Gdybym powiedziała mu to wszystko gdy tylko zrodziło się we mnie jakieś uczucie do niego to byłoby nam o wiele łatwiej. Tylko, gdzie on znalazł piosenkę, która odzwierciedlała to wszystko? 
     Kiedy szatyn skończył śpiewać spojrzałam na Lily, która już smacznie spała zaś Bradley wcale nie miał zamiaru iść w ślady młodszej.
     -To było o mojej siostrze?-spytał nieśmiało brunet. Justin uśmiechnął się do mnie jakby chciał przekazać mi swoje szczęście, które i tak już posiadałam, mając go przy sobie. 
     -Tak, napisałem ją dla niej-odparł cicho, a ja poczułam się wyjątkowa. Zastanawiałam się dlaczego nigdy wcześniej nie słyszałam o to, że Justin interesuje się muzyką w taki sposób. Tak naprawdę to nigdy nie rozmawialiśmy o naszych zainteresowaniach, jakoś nie było na to wszystko czasu. W tym momencie zorientowałam się, że jednak strasznie mało o nim wiem. 
Dopiero chwilę później zaczęło do mnie docierać, że ktoś napisał piosenkę specialnie dla mnie. To nie było przecież coś zwykłego. To nie tak jakby dał mi prezent materialny. To było dla mnie coś cenniejszego niż wszystkie skarby zgromadzone na tej Ziemi.
     -Wow-szepnęłam, nadal stojąc jak wryta.
     -Z gitarą brzmiałoby o niebo lepiej-wzruszył ramionami, krytykując samego siebie. Według mnie to było całkowicie idealne i nie wierzyłam, że mogłoby być coś lepszego.
     -Dobranoc-powiedzieliśmy równocześnie, wychodząc z pokoju dzieciaków. Usiedliśmy na moim łóżku, a ja nadal nie mogłam wyjść z zachwytu.
    -Ja nawet nie wiem co mam ci powiedzieć, Justin, nie ma słów, które odzwierciedlałyby to co czuję właśnie teraz. Nie wiedziałam, że ty coś do mnie czujesz. Myślałam, że już na zawsze będę mogła mieć jedynie wyobrażenie nas w związku. Ty mógłbyś mieć każdą, a ja..-szepnęłam, chcąc się nie rozpłakać, ale łzy ciągle napływały mi do oczu. Tak bardzo czekałam na moment, w którym powiemy co czujemy. Tyle razy przed snem wymyślałam sobie jakby to miało wyglądać. Śniłam o tym jak całowaliśmy się za pierwszym razem.
     -A wiesz, że myślałem zupełnie to samo? Nie chciałbym żadnej innej. Jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaką do tej pory widziałem-mały uśmiech pojawił się na jego ustach, przysuwając się powoli do mnie i objął ramieniem moją talię.
     -Ta piosenka jest przepiękna
     -A co jeśli ci powiem, że jest jeszcze kolejna zwrotka?-zaśmiał się, składając mokry pocałunek na moim policzku i miałam nadzieję, że będzie robił to częściej.
     -Well I can tell you're afraid of what this might do
Cause we got such an amazing friendship and that you don't wanna lose
Well I don't wanna lose it either
I don't think I can stay sitting around while you're hurting babe
So take my hand
Did you know you're an angel? who forgot how to fly
Did you know that it breaks my heart everytime I see you cry
Cause I know that the piece of you's gone everytime she done wrong
I'm the shoulder you're crying on*
     -Ale to nie znaczy, że nie będziemy od teraz przyjaciółmi tak? Masz rację nie chcę stracić tej relacji. Chcę żebyś był moim chłopakiem, ale również nadal moim najlepszym przyjacielem-przecież to właśnie od przyjaźni się wszystko zaczęło, nie chciałam by to wszystko wyparowało. 
     -Oczywiście, że nadal nimi będziemy, nie wyobrażam sobie, aby było inaczej.
     -Jesteś idealny, wiesz?-spytałam, ale i tak nie czekałam na odpowiedź, dotykając jego zaciśniętej szczęki, z chwilą gdy usiadł obok mnie. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.
     -Chciałem ci to powiedzieć już tyle razy. Chciałem cię kiedyś obudzić, śpiewając to lub przez przypadek zostawić tekst tej piosenki, w zasięgu twojego wzroku, żebyś go znalazła i przeczytała przez swoją ciekawość. Wiesz, chciałem, aby było tak jak w tych wszystkich książkach lub filmach, ale nie wyszło. Po prostu po tym pocałunku nie wytrzymałem i oczywiście musiałem powiedzieć to w taki idiotyczny sposób-wyznał, a na koniec prychnął cichutko. To wszystko było naprawdę strasznie urocze. Wiedziałam, że Justin jest właśnie takim typem chłopaka-bardzo uczuciowym.
      Chwycił między palce pogniecioną kartkę papieru i zaczął śledzić oczami pojedyncze słowa tekstu. Przyjrzałam się ukradkiem temu co czytał, a moje oczy rozszerzyły się. Natychmiastowo wyrwałam mu skrawek papieru z rąk i schowałam do kieszeni spodni. Moje policzki zapłonęły rumieńcem, teraz wyglądałam jak dorodny burak.

      -Aww-zagruchał , zakładając rękę na moje ramię.
     -Daj mi dokończyć, noo skarbie, proszę-powiedział słodko, przytulając mnie do swojej klatki piersiowej. Kolejna fala zażenowania uderzyła w moje policzki, sprawiając że stały się jeszcze bardziej różowe.
     -Ja zaśpiewałem piosenkę o tobie, dla ciebie, więc chociaż pozwól mi przeczytać ten wiersz, przecież nie każę ci stać i recytować tego przede mną, choć nie ukrywam, że bardzo bym chciał-uśmiechnął się jakby chciał mnie zachęcić, ale ja nie miałam zamiaru mu tego pokazywać, zwyczajnie się wstydziłam. 
     -Nie-odpowiedziałam krótko. Może i byłam złośliwa, ale po prostu w tym momencie ten wiersz wprowadzał mnie w zażenowanie, kiedyś, gdy go pisałam wydawał się o wiele lepszy. Był beznadziejny w porównaniu do piosenki, którą napisał Justin. On miał do tego talent, a wszystko co pisałam ja było denne i bezsensu.
     -Wiesz, że i tak to kiedyś przeczytam-zaśmiał się złośliwie, całując mnie krótko w usta. Wystawiłam język w jego stronę, a on w ułamek sekundy znalazł się bardzo blisko mojej twarzy i go polizał.
    -Fuu, jesteś obrzydliwy!-pisnęłam i skarciłam go wzrokiem, wycierając język w rękaw.
    -No wiesz, jesteś słodka, chciałem spróbować-siedziałam i patrzyłam na jego poważną minę aż w końcu nie wytrzymałam i wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem, a on razem ze mną.
     -Jesteś głupi-dodałam, kiedy zaczął udawać Sida z Epoki Lodowcowej.
     -A czy mówił ci kiedyś ktoś, że jesteś piękna?-powiedział, naśladując króla Juliana.
     -Kogo jeszcze umiesz naśladować?-zapytałam, wycierając łzy z kącików oczu, które zebrały się w nich poprzez nieustanny śmiech.
     -Mogę naśladować ciebie-powiedział piskliwym głosem. Walnęłam go w ramię, podczas gdy grymas pojawił się na mojej twarzy.
     -Ja nie mam takiego głosu-powiedziałam i ponownie wystawiłam język.
     -Nie pokazuj języka, bo ci krowa nasika-zagroził palem, a ja zaniosłam się gromkim śmiechem po raz kolejny. Wszystkie zmartwienia, które zaprzątały mi głowę do tej pory, odpłynęły. nie sądziłam, że Justin może dać mi tyle szczęścia przez takie zwykłe czynności jak po prostu bycie obok mnie.
     Położyłam się obok niego i zaczęłam patrzeć na każdy detal jego twarzy. Miał nieskazitelną cerę, opaloną, ale też nie za bardzo, tak w sam raz. Na twarzy miał kilka drobnych pieprzyków, które dodawały mu uroku.
     -Ja zdaję sobie sprawę, że jestem zniewalająco przystojny, ale nie musisz się tak na mnie łapczywie patrzeć-zaśmiał się, ale ja i tak nie zaprzestałam przyglądaniu mu się. Oddychał spokojnie, wypuszczając powietrze przez swoje wycięte w serce usta. Przeniosłam wzrok na jego czekoladowe oczy. Jego powieki zamykały się na coraz dłuższe chwile.
     -Jesteś zmęczony-stwierdziłam, odgarniając włosy z jego czoła, tego dnia nie postawił ich na żel, przez co wyglądał bardziej młodzieżowo.
     -Co?-spytał, otwierając oczy.
     -Mówiłam, że jesteś zmęczony, oczy ci się same zamykają.
     -Więc chodźmy-powiedział radośnie i wstał. Pokręciłam głową, wzdychając cicho. Stał przede mną z nieodgadniona miną, a ja musiałam mu przecież wszystko powiedzieć.

Justin 
     Więc chodźmy-przeciągnąłem się i wstałem, a na mojej twarzy rozciągnął się szeroki uśmiech. Byłem szczęśliwy, bo wreszcie, bez żadnych obaw i zahamowań mogłem okazywać jej uczuciam, nie bojąc się, że przekroczę granice przyjaźni. Pokręciła głową, smutniejąc.
     -Więc... ty idziesz-poprawiła mnie, podnosząc głowę do góry. Zmarszczyłem brwi, nie zbyt rozumiejąc co miała na myśli. Przez ostatnie tygodnie mieszkała u mnie i nie było żadnego problemu, co się zmieniło?
     -Nie rozumiem-powiedziałem śmiało i ponownie usiadłem na twardy materac.
    -Ja tu zostaję, ty wracasz do domu-wyjaśniła.
    -Nie-zaprzeczyłem. Nie mogłem pozwolić, aby coś znowu jej się stało w tym patologicznym domu. Nie była tu ani troche bezpieczna. 
    -Nie, nie, nie! Nie pozwolę, a by coś ci się stało-niemalże krzyknąłem, byłem mocno tym wszystkim zdenerwowany, a mój wesoły nastrój zmienił się w coś zupełnie innego z minuty na minutę.
    -Nie bądź samolubny, okej? A co z dzieciakami? Nie widziałeś skaleczenie na twarzy Bradleya? Jak myślisz, kto mu to zrobił?-zaczęła, a ja powoli to wszystko pojmowałem.
    -Nie chcę by ten cały bajzel dotyczył też ich. Może ranić mnie, ale nie pozwolę, aby stało się coś bradowi i o mój boże, małej Lily. Ich krzywda boli mnie o wiele bardziej niż jakiekolwiek uderzenie, nie rozumiesz tego?-nawet się nie zorientowałem, w którym momencie z jej oczu zaczęły lecieć łzy.
    -A ty nie rozumiesz jak bardzo boli mnie to, że z każdym kolejnym dniem na twoim ciele jest coraz to więcej siniaków? Nie rozumiesz, że boli mnie to jak widzę w twoich oczach coraz większy smutek? Myślisz, że jak uśmiechniesz się do mnie to tego nie widzę, ale to nie prawda. Kurwa, po prostu boję się o ciebie! Nie rozumiesz?!-sam byłem bliski płaczu, ale nie chciałem znów okazywać swojej słabości. Ona miała widzieć we mnie wsparcie i ochronę, a nie chłopczyka, który się ciągle rozkleja lecz najgorsze było to, że moje pięści się zacisnęły, a ja nie miałem nad tym żadnej kontroli. Bałem się, że przestanę nad tym panować i sam zrobię jej krzywdę, a przecież tego chciałem najmniej.
      -To nie zmienia faktu, że muszę się nimi opiekować! Co ja sobie w ogóle myślałam, uciekając z domu. Myślałam, że nagle wszystkie moje problemy się rozwiążą. Jestem pierdoloną kretynką-prychnęła i pokręciła głową, wkładając swoje małe dłonie we włosy.
     -Nie pozwolę ci tu zostać. Nie ma mowy!-wciąż stawiałem na swoim. Powoli nawet zaczynałem rozumieć, że nie chodzi mi tylko o zapewnienie jej bezpieczeństwa lecz również o to, że przyzwyczaiłem się do jej obecności i nawet przez te kilka dni gdy była w szpitalu, będąc w domu po prostu mi jej brakowało.
     -Dlaczego ty nic nie rozumiesz?!-wrzasnęła, wyrzucając ręce w górę. Sam byłem tak samo zdenerwowany.
    -To zabierzemy dzieciaki ze sobą, mamy jeszcze wolne pokoje-odparłem, a ta zaniosła się śmiechem.
    -Jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz, co? Powiem "Hej mamo! Właśnie zabieram twoje dzieci, do zobaczenia"?-każde słowo, które wydobyło się z jej ust, przesiąknięte było ironią, a ja zdałem sobie sprawę, że to faktycznie niemożliwe.
    -No to nie wiem co możemy zrobić, ale nie pozwolę, a by tak kobieta znowu cię skrzywdziła, jasne?
    -No to mamy mały problem, bo ja nie zamierzam nigdzie iść.
    -To najwyżej zaciągnę cię tam siłą-uśmiechnąłem się lekko, chcą rozładować tą całą, nieprzyjemną atmosferę krzyków i niezgodności. Leila zaczęła się głośno śmiać, dobrze było widzieć ją taką.
    -Co cię tak śmieszy?-spytałem wciąż nie przestając się uśmiechać.
    -Jesteśmy w związku od jakiejś godziny, a już zdążyliśmy się pokłócić-jej śmiech rozniósł się po całym pokoju, nie omijając żadnego jego zakątka. W pewnym momencie chciałem przypomnieć jej o tym, że dzieciaki śpią, ale nie potrafiłem. Nie potrafiłem, bo widok jej tak bardzo radosnej jak w tym momencie, nie zdażał się zbyt często, dlatego po prostu nie miałem serca jej tego przerywać. wytarła niewidzialne łzy z kącików jej oczy i przytuliła się do mnie. Położyłem dłonie na jej plecach. Aktualnie trzymałem w ramionach swój cały świat. Nie potrzebowałem niczego innego tylko świadomości, że mam ją przy sobie.
     -To może uczcimy naszą pierwszą kłótnię, co?-spytałem, układając usta w dzióbek.
     -Jeszcze czego-prychnęła.
     -W takim razie zadzwoń do mnie jakby coś się stało, od razu przyjadę.
     -Tylko czym? Tosterem? Nie mam telefonu-zaśmiała się dość niezręcznie. Faktycznie, przeciez nigdy nawet nie wymienialiśmy się numerami. Wciągnąłem powietrze do ust, otrzymując cichy świst. Traciłem powoli nadzieję, że znajdziemy jakiekolwiek rozwiązanie.
     -Okej, no to może ja zostanę dzisiaj u ciebie na noc, co? A potem się coś wymyśli-powiedziałem, mając nadzieję, że się zgodzi. Chciałem być jak najbliżej niej, szczególnie teraz kiedy wszystko między nami stało się jasne. 
     -Uhm, okej, ale nie mamy tylu łóżek-powiedziała, pesząc się. Kochałem w niej tą całą wrażliwość. Kiedyś uważałem, że to nie jest zbyt dobra cecha charakteru, ale nie wyobrażałem sobie Leili innej. Była urocza za każdym razem, gdy jej policzki stawały się różowe, za każdym razem, gdy spuszczała głowę z zażenowania lub jąkała się.
     -Wiesz, możemy spać razem, mnie to przeszkadza. Przytulę cię i się zmieścimy-uśmiechnąłem się i tak jak myślałem, speszyła się. 
     -A tak naprawdę wystarczy jak dasz mi kołdrę i poduszkę. Mogę spać na podłodze-mimo wcześniejszych tekstów, nie chciałem aby czuła się nieswojo.
     -Nie, ja śpię na podłodze, ty na łóżku. Jesteś moim gościem-uśmiechnęła się, otwierając szafę, z której wyciągnęła nową pościel.
     -Chyba sobie żartujesz. Moja księżniczka musi się wysypiać-objąłem ją od tyłu, składając kilka pocałunków na jej szyi, z której uprzednio zebrałem kilka kosmyków czekoladowych włosów. Nie mogłem pozwolić, aby przeze mnie moje kochanie rano obudziło się z bólem pleców.
     -Ale..-zaczęła lecz nie miałem zamiaru pozwolić jej dokończyć. Wyrwałem kołdrę z jej rąk i położyłem ją na podłogę, siadając na niej.
     -Żadnych ale-zaśmiałem się, jęknęła cicho, tupiąc nogą.
     -Nie zachęcaj mnie tak, bo nie wytrzymam.
     -Przestań być taki sprośny, bo nie wytrzymam z tobą-nie musiałem nawet na nią patrzeć, bo i tak wiedziałem, że się zarumieniła przez co uśmiechnąłem się zwycięsko.
     Gdy wyszedłem z łazienki, od razu skierowałem się do pokoju mojej dziewczyny. Na moją twarz wpełzł uśmiech, kiedy zobaczyłem, że już smacznie śpi, chociaż zadeklarowała mi, że poczeka na mnie i jeszcze porozmawiamy. Nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją w czółko. Oddychała spokojnie, a ja nie mogłem się napatrzeć. Cieszyłem się, że wreszcie mogłem nazywać ją swoją.
______________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ+MOTYWUJESZ <3

Ciekawe czy uda mi się 

napisać i wstawić rozdział
jeszcze w tym tygodniu...
Trzymajcie kciuki
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8JOzolAD4hNJ7P86OY8ZJHg8Md7CTVTH5lxUY5OQD7qjYCfUGBSePcKRKgj3FXLAkXF3kjHRsmesA7Ut6HSS8aRZ8gcdRn9jS3ObQdPUEFwZCTA7RA43gWTX34uaPFw5abYg7moCpwNIL/s320/tumblr_lwxeows4OD1r4kfic.gif
Polecam-http://as-long-as-you-love-me-jbff.blogspot.com/?m=1n
*oczywiście chodzi o piosenkę Justina "Fall" musiałam zmienić dwa słowa by pasowało do zaistniałej sytuacji ;D
PS: NAJDŁUŻSZY ROZDZIAŁ!

wtorek, 7 lipca 2015

22.-Boyfriend.


 No one
     Przeszedł długość pokoju po raz setny tego wieczoru. Palce Justina zatopione były w jego bujnych włosach, w odcieniu jasnego brązu. Miał mętlik w głowie, nie wiedział co myśleć o jego wcześniejszym zachowaniu. Był człowiekiem zwykle spokojnym, ale gdy w grę wchodziły sprawy głęboko zasiedziane w jego sercu, emocje wygrywały walkę z granicami przyzwoitości i ze zdrowym rozsądkiem, sprawiając, że nie panował nad sobą.
     -Kurwa!-krzyknął zabierając puchar z szafki. Przyglądał mu się przez chwilę, czytając literki na blaszce. ''I miejsce w konkursie tanecznym". Odchylił rękę tak jakby szykował się do pchnięcia kulą, a potem wyprostował ją, odchylając się. Nagroda trafiła w gipsową ścianę, zmieniając kompletnie swój kształt. Na malowanej powierzchni zostało niemałe wgniecenie, a kawałek gipsu opadł na podłogę. Zwykle w takich momentach wyładowywał złe emocje w śpiewie, tańcu czy też w jakimś innym sporcie, ale teraz nie miał na to wszystko czasu. Musiał odprawić swoją wartę u Leili w szpitalu, ale nie wiedział jeszcze, że szatynki już tam nie ma.
     Dziewczyna wytarła łzy, gdy jej matka zagroziła, że jeśli nie będzie zachowywać się dobrze to stanie się jej krzywda. Jakie wielkie było jej zdziwienie gdy okazało się, że nie muszą iść na piechotę ani jechać autobusem czy innym środkiem komunikacji miejskiej. Kobieta złapała córkę za ramię, ale teraz nie tak mocno jak wcześniej i pokierowała się z nią w stronę samochodu. Kiedy Leila zobaczyła James'a, uspokoiła się nieco, zrozumiała też dlaczego jej matka nie była pijana. Można nawet powiedzieć, że cieszyła się, bo wiedziała, że rodzicielka w takiej sytuacji nic jej nie zrobi.
     Mężczyzna wysiadł z pojazdu, całując Kate krótko w usta po czym schylił się by ucałować małą dłoń Leili. Partner jej matki był odpowiedzialnym człowiekiem lecz po uszy zakochany w kobiecie nie zauważał niczego niepokojącego w jej zachowaniu. Wsiedli do samochodu z uśmiechami na twarzy można by było powiedzieć się sprawiają wrażenie szczęśliwej rodziny.
      Leila stukała niespokojnie siedzenie wykonane ze skóry. Nie wiedziała czy potrafi udawać że wszystko jest w porządku, obawiała się że powie coś nie tak i wszystko zepsuje. Nawet chwilę myślała nad tym, aby powiedzieć o wszystkim Jamesowi, ale wiedziała, że nie uwierzyłby. Myślała że gdyby ktokolwiek się dowiedział, automatycznie wszyscy spojrzeliby na nią jak na ducha, ale nie zauważyła tego, że nie wszyscy ludzie są źli. Było wiele osób które ruszyłyby do niej z pomocą i wsparciem. Pogrążona w myślach które odbijały się w jej głowie, nie zorientowała się nawet że ktoś się jej o coś zapytał. Dopiero gdy usłyszała donośny dźwięk klaksonu obudziła się z rozmyślań i podniosła głowę, mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie.
     -Dlaczego byłaś w szpitalu?-spytał z zaciekawieniem dostrzeganym w oczach.
     -Emm, znosiłam kartony z książkami z biblioteki..i nic n-nie widziałam, ominęłam jeden schodek i spadłam, niezdara ze mnie-wzruszyła ramionami w obawie, że ktoś dostrzeże nieszczerość, ukrytą za jej niepewnymi ruchami. Przełknęła ślinę, modląc się aby to złapał i nie zadawał więcej zbędnych pytań.
     -Każdemu może się zdarzyć-powiedział z lekkim uśmiechem na ustach. Leila cieszyła się, że w życiu matki pojawił się ktoś tak jak on, miała nadzieję że może on coś w niej zmieni.
     Stawiając jedną stopę na parkingowym chodniku, do głowy wpadł jej chaotyczny pomysł, aby znów uciec z domu i poszukać posiadłości Justina, w której przebywała przez ostatnie tygodnie. Chciała być na tyle odważna by po prostu wziąć nogi w zapas i biec, jednak bała się konsekwencji takiego czynu.
     Zatrzasnęła za sobą drzwi i udała się do kamienicy. Poczuła się okropnie, gdy wkroczyła na pierwszy schodek. Nie chciała tam wracać. Szła powoli za James'em i Kate, obawiając się, że ktoś dostrzeże jej złe samopoczucie. Otworzyła drzwi, wchodząc do mieszkania. Weszła na górę, chcąc zobaczyć dzieciaki. Słysząc tupot małych nóżek, pozwoliła, aby drobny uśmiech wpełzł na jej twarz. Rodzeństwo było powodem jej radości.
     -Leila!-pisnęła dziewczynka, oplatając rączkami chude ciało szatynki. Lily stęskniła się za siostrą, nie rozumiała sytuacji, które działy się w tym domu, nie wiedziała dlaczego dziewczyna zostawiła ich na tak długo. Leila podeszła do brata, który siedział ze spuszczoną głową na łóżku, zaniepokoiła się jego zachowaniem, bo to on zawsze ją pocieszał, a nie na odwrót.
     -Co jest?-spytała, składając pocałunek na jego głowie, pokrytej bujną czupryną. Nie odowiedział nic tylko wtulił się w nią, a jego kilka łez skapnęło na koszulkę siostry. Tęsknił za nią, ale jednocześnie miał do niej żal za to, że zostawiła ich na tak długo. Podniósł głowę, spoglądając w jej oczy. Jej źrenice rozrzeszyły się kilkukrotnie, zauważywszy rozcięcie na jego policzku. Złapała jego twarz w dłonie, nie kryjąc przerażenia.
     -Mój Boże, Bradley-wydobyła z siebie kilka słów, nie mogąc nic zrozumieć.
     -To mama?-spytała, czując jak złość zbiera się w jej ciele . Obiecywała sobie, że nie pozwoli, aby ich matka wyładowywała złość na którymś z rodzeństwa. Pokiwał głową twierdząco. Czuł się źle, bo mimo to, że wyrządzona krzywda przez kobietę na nim to tylko cząstka tego czego doświadczała Leila na co dzień to dopiero teraz do niego dotarło jak cierpiała jego siostra, a on nie stawał w jej obronie. Był jedynym facetem w rodzinie i czuł się odpowiedzialny za jego siostry mimo, że miał dopiero jedenaście lat.
     -Przepraszam cię, słoneczko. Tak strasznie cię przepraszam-szepnęła, odgarniając czarne loki z jego czoła. Poczucie winy górowało w jej organizmie, nigdy nie chciała żeby cierpiał. Pocałowała jego policzek, uśmiechając się. Mimo, że dom budził u niej strach i wewnętrzny paraliż to cieszyła się, że ich zobaczyła. Lily wskoczyła na kolana siostry, przytulając się do niej.
    -Kocham was, straaasznie mocno-powiedziała całując ich w główki.
    -Dzieciaki! Obiad!-krzyknęła ich matka jak gdyby nigdy nic. Udawała przed James'em, że wszystko jest w porządku.
    -Chodźcie-westchnęła, podnosząc się z łóżka. -Ja się przebiorę i już zaraz schodzę-uśmiechnęła się do nich, gdy otwierała szafę. Wyciągnęła czarne, stare rurki, które kolorem bardziej przypominały ciemny odcień szarości oraz flanelową, niebieską koszulę. Przebrała się szybko, chcąc oszczędzić sobie oglądania własnego ciała, bo ta niewinna czynność sama w sobie sprawiała jej przykrość, nienawidziła patrzeć na fioletowe obszary swojego ciała. Zeszła powoli po schodach, czując, że kręci jej się w głowie, ale zignorowała to. Błąd.
     Usiadła przy stole, nalewając sobie zaledwie połowę chochli zupy, z przyzwyczajenia bała się, że potem jej rodzeństwo będzie chodziło głodne, nie chciała tego. Wiedziała, że potrzebowali odpowiednich witamin by dobrze się rozwijać.
     Justin szedł szpitalnym korytarzem zatykając nos, nie znosił zapachu tego niby czystego powietrza połączonego z oparami leków. Kiedy dotarł do sali w której przebywała Leila przetarł oczy, marszcząc brwi. Najpierw pomyślał, że pomylił pomieszczenie, piętro, szpital, cokolwiek, ale gdy upewnił się że to na pewno tu, przeraził się. Przetarł dłońmi tył głowy zastanawiając się co ma zrobić.
     -Zostawiłem panu telefon nie po to by pana liczba znajomych się powiększyła, tylko po to by pan do mnie zadzwonił gdy Leila się obudzi-warknął, oskarżycielsko w stronę lekarza, którego zatrzymał na korytarzu. Przecież zaświadczył, że zadzwoni gdy coś się zmieni. Justin wiedział że następnym razem nie spuści jej z oka, chociaż miał nadzieje, że już nic podobnego się więcej nie wydarzy.
     -Przepraszam cię bardzo, chłopcze, ale kompletnie wyleciało mi to z głowy, ponadto myślałem, że matka cię o tym poinformuje-odparł doktor, nie chcąc wszczynać głębszej dyskusji. Szatyn chwilę zastanawiał się nad jego słowami aż w końcu w jego głowie zapaliła się czerwona lampka. Przecież sam tutaj skłamał, że z bratem Leili więc nie chodziło o Pattie, tylko o mamę szatynki, która już dawno zabrała dziewczynę do domu.
     -Czyli ona pojechała do domu tak?-szatyn przełknął ślinę ze zdenerwowania i zaniepokojenia.
     -Tak, pani Kate odebrała ją jakieś 5 godzin temu-potwierdził to kiwnięciem głowy i wyminął chłopaka, zabierając się za papierkową robotę w swoim gabinecie.
     Justin nie chciał tracić czasu więc od razu wsiadł w samochód i pojechał pod kamienicę dziewczyny. Wysiadł z samochodu i wszedł na odpowiednie piętro by zobaczyć czy z dziewczyną jest wszystko w porządku martwił się o nią i wiedział że po pobycie w szpitalu była bardzo osłabiona. Bicie jego serca przyśpieszyło z chwilą, gdy usłyszał otwieranie drzwi, w które chwilę wcześniej pukał. Stanął w nich James który ze zdziwieniem przyglądał się młodzieńcowi, a on odpłacał mu się tym samym.
     -Tak, o co chodzi?-spytał mężczyzna drapie się po głowie
     -Ja chciałem sprawdzić co u Leili...-odparł odrobinę speszony
     -Jesteś jej chłopakiem?- nie skrywał zdziwienia pytając o to, ponieważ jego partnerka nie mówiła mu o tym fakcie, ale chciał się czegoś o nim więcej dowiedzieć.
     -Znaczy ja, my, my-jego język zaczął się plątać i nie za bardzo wiedział z jakiego powodu, przecież powinien po prostu, zwyczajnie zaprzeczyć i byłoby po sprawie. Zanim Justin zdołał cokolwiek powiedzieć, głos James'a rozbrzmiał po pokoju.
     -Leila! Twój chłopak przyszedł!-krzyknął odrobinę za głośno, a dziewczyna natychmiast poderwała się z krzesła, wiedziała że chodziło o nikogo innego jak o Justina. Chciała go po prostu zobaczyć i podziękować za wszystko co dla niej zrobił, gdyby nie on teraz prawdopodobnie nadal leżałaby w szpitalu, nie mogąc się wybudzić.
      -Wszystko w porządku?- spytał przeciągając ją za rękę do siebie. Pokiwała głową, ale tak naprawdę nie czuła się dobrze, nie chciała nikogo martwić swoim samopoczuciem ani robić nikomu więcej problemów uważała, że już wystarczająco Justin dla niej zrobił.

Justin
      -Wszystko w porządku?-spytałem i złapałem za jej dłoń, przyciągając dziewczynę do siebie. Pokiwała głową, mówiąc, że wszystko jest okej ale i tak nie mogłem w to do końca uwierzyć, niepewność w jej oczach skrywała jakieś tajemnice które chciałam odkryć, ale nie mogłem, nie mogłem dotrzeć do jej umysłu i najzwyczajniej na świecie pomóc.
     -Może zaprosisz kolegę do środka?-zaproponował mężczyzna, który wcześniej otworzył mi drzwi. Nadal nie wiedziałem jak ma na imię i kim jest. Leila zaprosiła mnie gestem ręki do środka, a ja wszedłem do pomieszczenia. Mieszkanie wyglądało zupełnie inaczej niż podczas ostatniego mojego pobytu tutaj. Było czysto i nie czuć było żadnego przykrego zapachu. Nie wiedziałem kto mógłby się tym zająć. Na pewno nie Leila, no ale tu przecież tylko ona była taką odpowiedzialną i pracowitą osobą. Usiadłem przy stole, uprzednio witając się z Lily i Bradleyem. Zaniepokoił mnie dziwny ślad na jego policzku, ale postanowiłem, że porozmawiam o nim z Leilą później. W między czasie dziewczyna szepnęła mi na ucho żebym udawał, że wszystko jest dobrze, a potem mi to wszystko wytłumaczy.
     -To.. od kiedy jesteście razem?- spytał James. Leila zakrztusiła się jedzeniem, ale szybko to ukryła, co było dość komiczne. Na początku nie wiedziałam czy temu zaprzeczyć, ale w końcu stwierdziłem, że to nawet dobra zabawa. Położyłem swoją dłoń na małej dłoni Leili i zacząłem mówić.
     -Jesteśmy razem już ponad miesiąc i jest to najlepszy miesiąc w moim życiu-powiedziałem próbując ukryć śmiech, gdy ona chowała twarz w włosach i już nie wytrzymywała.
     -Jak się poznaliście?-dopytywał i widać było, że był naprawdę zainteresowany, nie tak jak jej matka, która przyglądała się swoim paznokciom.
     -W szkole i od tamtego czasu lubię to miejsce, bo zawsze przypomina mi ją-uśmiechnąłem się słodko do niej i dotknąłem swoim kolanm jej, ale w środku oboje padaliśmy ze śmiechu. Mimo to, że to było tylko na pokaz, cieszyłem się, że mogłem się do niej tak "zbliżyć".
     -My sprzątniemy, a wy dzieciaki idźcie na górę-powiedział jak się okazało-James. Był naprawdę spoko facetem, ale zastanawiałem się co on tu właściwie robił.
Weszliśmy na górę, oczywiście nie mogłem się powstrzymać, aby chociaż przez chwilę nie spojrzeć na jej pośladki tak dobrze wyglądające w tych rurkach.
     -Kto to jest ten cały James?-spytałem, rozkładając się na jej łóżku. Ciekawiło mnie to, tak jak wszystko co chociaż w jednym procencie dotyczyło szatynki.
     -Chłopak mamy-zaśmiała się bez humoru, a mnie zamurowało. To dlatego jej matka nie była taka agresywna. A ten facet? Nie mi to oceniać, ale w ogóle do siebie nie pasowali. Miałem nadzieję, że jak najszybciej przejrzy na oczy lub chociaż zmieni panią Simpson.
     -Co jest z twoją ręką?-spytałem zdziwiony kolejnym faktem.
     -Jest złamana, a właśnie! Możesz mi się podpisać!-pisnęła radośnie i przyniosła mi mazaki z pokoju swojego rodzeństwa.
     -Poważnie?-parsknąłem śmiechem, wybierając kilka kolorów.
     -Nie psuj moich marzeń-wydęła wargi przez co wyglądała cholernie uroczo. Zgodziłem się i zacząłem rysować po skrawku gipsu.
    -Tylko nie patrz!-ostrzegłem. Gdy skończyłem uśmiechnąłem się szeroko w jej stronę i pokazałem jej moje dzieło.
     -Wow, naprawdę nieźle. Później zostawię ten gips na pamiątkę-uśmiechnęła się do mnie, a ja kompletnie odpłynąłem w tym widoku, chciałem by zawsze była tak szczęśliwa.
     -Dziękuję, Justin. I nie tylko za ten podpis-zaśmiała się krótko.
    -A za co?-spytałem, z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
    -Za to, że mnie uratowałeś, gdyby nie ty to nadal pewnie bym leżała w tym durnym szpitalu-odpowiedziała poprawiając włosy.
    -Nie ma za co, księżniczko-odparłem, nie mógłbym przecież postąpić inaczej, była dla mnie najważniejsza.
    -Nie wiem jak Ci się odwdzięczę-westchnęła, smutniejąc.
   -A ja wiem-uśmiechnąłem się łobuzersko w myślach, wskazując na swój policzek. Podniosła brew do góry, chcąc się dowiedzieć o co mi dokładnie chodzi.
   -No dalej, całuj-postukałem, w kawałek mojej twarzy wystawiając go w jej stronę. Pochyliła się nade mną, chcąc pocałować mój policzek, a ja w ostatniej chwili przycisnąłem jej usta do swoich. Otworzyła szeroko oczy, a ja zacząłem pracować ustami, muskając lekko jej wargi. Wplątałem prawą  dłoń w jej włosy jakbym chciał zatrzymać ją jak najdłużej przy sobie. Drugą dłoń ułożyłem z boku jej szyi, głaszcząc kciukiem jej zaróżowiony policzek. Z czasem zaczęła ze mną współpracować, a jej wargi pewnie współgrały z moimi. Smakowałem jej ust, chcąc zapamiętać ich każdy szczegół. Przyjęła wygodniejszą pozycję, co oznaczało, że siedziała centralnie na moim kroczu, nie zdawała chyba nawet sobie z tego sprawy. Moje dłonie zaczęły błądzić po jej ciele, zatrzymując się tuż nad jej tyłeczkiem. Jęknęła cicho w moje usta, a moje spodnie stały się ciaśniejsze. Pociągnąłem jej wargę, a następnie odsunęliśmy się od siebie dysząc. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, analizując to co właśnie się wydarzyło.
     -Co to było-spytała, ale brzmiało to bardziej jak twierdzenie. Jej policzki stały się purpurowe z chwilą gdy spojrzała w dół i spostrzegła wybrzuszenie w moich spodniach.
     -To przez ciebie-zaśmiałem się, całując krótko jej usta. Podniosłem się do pozycji siedzącej, biorąc kosmyki jej włosów między palce i zacząłem się nimi bawić podczas gdy ona bacznie mi się przyglądała.
     -Wiesz.. tak sobie myślałem... Bardzo cię lubię, sprawiasz, że się uśmiecham i.. hmm.. Czy chciałabyś zostać moją dziewczyną?-kurwa to była najgorzej sformułowana wypowiedzieć jaka kiedykolwiek wydostała się z moich ust. Spierdoliłeś, Bieber.
__________________________________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Jeśli są jakieś błędy to piszcie, ja jestem nieprzytomna.
Jak myślicie co będzie dalej? ;3
Ja mam dwie opcje i w sumie dwie mogą być ciekawe, ale narazie nie wiem, którą wybrać
Aaa, w czwartek jadę do Anglii-marzenia się spełniają.